Poduszki i pasy zabijają. A może to mit?
Na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy na polskich drogach masowo zaczęły pojawiać się wytwory zachodniej myśli technicznej, wokół samochodów narosło wiele mitów. Jeden z groźniejszych dotyczy pasów bezpieczeństwa i poduszek powietrznych...
Na internetowych forach spotkać się można z opinią, że ofiary wielu wypadków przeżyły, bo nie miały w aucie poduszek powietrznych lub nie zapięły pasów. Dotyczy to przeważnie widowiskowych kraks, podczas których kierowca lub pasażerowie wypadają z auta zanim, koziołkując, zmieni się ono w bezkształtną masę poskręcanego metalu.
Faktycznie, tego typu sytuacje czasami się zdarzają, pamiętajmy jednak, że ich "medialny" charakter wypacza rzeczywistość. Tego typu wypadki stanowią zaledwie promil wszystkich zdarzeń drogowych, a twierdzenie, że poduszki powietrzne czy pasy bezpieczeństwa stanowią zagrożenie, może nas kosztować życie!
By właściwie ocenić wpływ nowoczesnej techniki na bezpieczeństwo drogowe, należy sięgnąć do policyjnych statystyk. Te nie pozostawiają cienia wątpliwości. Na drodze - wbrew pozorom - nie wszyscy są równi. W czasie wypadku większe szanse na przeżycie mają ci, którzy podróżują nowszym konstrukcyjnie pojazdem...
Wg oficjalnych danych Komendy Głównej Policji, trzydzieści lat temu - w 1977 roku - doszło na polskich drogach do 39 562 wypadków, w których śmierć poniosły 6052 osoby, a kolejne 46 622 odniosły obrażenia. Warto dodać, że wówczas po naszym kraju poruszało się około 1,4 mln samochodów - głównie Warszaw, Syren i nielicznych jeszcze Fiatów 125p i 126p, oraz innych wytworów rodzimej motoryzacji, takich marek jak Star czy Jelcz.
W dużym przybliżeniu można więc stwierdzić, że trzy dekady temu w wypadku drogowym uczestniczył co 35. zarejestrowany w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pojazd. W większości nie były to jednak nagminne dziś zdarzenia określane jako "zderzenie pojazdów w ruchu". Wybierając się samochodem w wakacyjną trasę dzieci umilały sobie czas liczeniem napotkanych po drodze aut - natężenie ruchu było minimalne. Skąd więc tak duża liczba wypadków drogowych?
Zagrożenie dla życia powodowały wówczas w większości same samochody. Archaiczne zawieszenia, kiepskiej jakości opony czy zawodne, pozbawione wspomagania hamulce sprawiały, że śmiertelne żniwa zbierały przydrożne drzewa i rowy.
Przez kolejne lata w statystykach niewiele się zmieniało. Jako przełom traktować należy dopiero 1984 rok, gdy liczba ofiar śmiertelnych po raz pierwszy od 1975 roku spadła poniżej 5 tysięcy, mimo że do tego czasu na polski drogach przybyło kilkaset tysięcy aut. Czyżby więc polscy kierowcy nagle zaczęli jeździć rozważniej? Oczywiście, że nie.
30 marca 1984 roku minęło 11 lat od czasu, gdy z Żerania wyjechała ostatnia Warszawa. Rok wcześniej w Bielsku-Białej zakończono też produkcję archaicznej, trudnej w prowadzeniu i zawodnej Syreny. Spadku liczby wypadków i ofiar śmiertelnych z 1984 roku nie zawdzięczamy więc większej świadomości kierowców, lecz prawdziwemu skokowi technologicznemu, jaki dokonał się na naszych drogach.
Nie chodzi jednak wyłącznie o to, że Polacy przesiedli się na lepsze samochody. Warto podkreślić, że w 1983 roku władze PRL wprowadziły obowiązek zapiania pasów bezpieczeństwa na przednich siedzeniach samochodów. Przełomowy 1984 rok był więc pierwszym, pełnym kalendarzowym rokiem, w którym policjanci karali kierowców za brak zapiętych pasów... Wprowadzenie obowiązku jazdy w pasach, tylko przez pierwsze dwanaście miesięcy ocaliło przeszło pół tysiąca osób!
Taki stan rzeczy (liczba ofiar poniżej 5 tys. rocznie) utrzymywał się do końca trwania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Gdy ta w 1989 roku szczęśliwie zniknęła z mapy świata, a Polacy zyskali dostęp do lepszych samochodów zachodnich, na drogach znów zapanował chaos. Prawdziwe apogeum osiągnęliśmy w 1991 roku - doszło wówczas do 54 038 wypadków, w których zginęło aż 7901 osób. Wysokie statystyki śmiertelności (między 6 a 7 tys. ofiar rocznie) utrzymywały się aż do 2001 roku. Dlaczego tak się stało? Czyżby cudowny wynalazek - pasy bezpieczeństwa - przestał działać?
Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale skomplikowana. W 1990 roku w Polsce zarejestrowanych było 9,5 mln aut. W 2000 roku - już przeszło 14,1 mln. Do 2001 roku - licząc od roku 1990 - liczba pojazdów silnikowych w Polsce wzrosła o 62,3 proc. - w tym samochodów osobowych niemal dwukrotnie (o 99,65 proc.), a samochodów ciężarowych o 89,5 proc. Oczywiście zdecydowana większość tych pojazdów wyposażona była w pasy bezpieczeństwa. Czemu więc przy drogach przybyło aż tyle krzyży?
W tym miejscu wypada przyznać rację policji - w wielu przypadkach winę za śmierć ponosiła prędkość. Warto przypomnieć, że najpopularniejsze na polskich drogach auto lat osiemdziesiątych - Fiat 126p zwany potocznie "maluchem" - przyspieszało do 100 km/h w ok. 55 sekund i rozpędzało się do prędkości maksymalnej... 105 km/h. Pojazdy, do których masowo przesiadaliśmy się w latach dziewięćdziesiątych, osiągały setkę w 10-15 s i w większości bez trudu jeździć mogły z prędkościami dochodzącymi do 200 km/h.
Na naszych drogach pojawiły się nie tylko szybsze samochody, ale też nowe pokolenia kierowców, na których prędkość 100 km/h czy 120 km/h nie robiła już wrażenia. W skutek tego rzeczywista prędkość podróżna na większości polskich dróg - w stosunku do późnych lat osiemdziesiątych - zdecydowanie wzrosła. Kolumna pojazdów poruszająca się po lokalnej drodze z prędkością 120 km/h stała się w Polsce "normalką" i "codziennością" - dwadzieścia lat temu takie zjawisko byłoby po prostu niemożliwe.
Dlaczego więc w 2001 roku liczba ofiar śmiertelnych spadła o ponad pół tysiąca (do 5534), by w dziesięć lat później - w 2011 roku - osiągnąć niespełna 4189? Tak, tak - po raz kolejny przesiedliśmy się do nowszych samochodów!
Te, na szczęście, nie są już wcale szybsze od aut z lat dziewięćdziesiątych, ich zaletą jest jednak zdecydowanie wyższy poziom bezpieczeństwa. Po tym jak w 1997 roku Euro NCAP opublikowało pierwsze wyniki testów zderzeniowych, producenci aut dostali (zdrowej) obsesji na punkcie bezpieczeństwa. Do wyposażenia standardowego niemal wszystkich aut sprzedawanych na Starym Kontynencie weszły poduszki powietrzne czy pirotechniczne napinacze pasów. To właśnie w tych ratujących życie wynalazkach upatrywać można kolejnego spadku liczby ofiar śmiertelnych, mimo wzrostu liczby zarejestrowanych w naszym kraju pojazdów.
Analiza ostatnich dwóch lat, gdy liczba wypadków i ofiar śmiertelnych utrzymuje się na porównywalnym, stałym poziomie, pokazuje jednak, że w kwestii drogowego bezpieczeństwa po raz kolejny osiągnęliśmy punkt krytyczny. Pasy bezpieczeństwa i poduszki powietrzne każdego roku ratują od śmierci tysiące podróżnych, nie są jednak w stanie zapobiec wzrostowi liczby ofiar podyktowanemu zmniejszaniem się przepustowości dróg.
By w Polsce po raz kolejny udało się zmniejszyć liczbę ofiar, potrzebne są natychmiastowe nakłady na modernizację naszej sieci drogowej, która od dłuższego czasu nie radzi sobie z natężeniem ruchu. W zeszłym roku aż 89 proc. wszystkich wypadków w Polsce zdarzyło się na drogach dwukierunkowych, jednojezdniowych, czyli wąskich, krętych i w zdecydowanej większości dziurawych, na odcinkach, na których po jednej wstędze asfaltu samochody poruszają się w obu kierunkach. Dla porównania, na autostradach, na których natężenie ruchu (należy pamiętać o ogromnym ruchu tranzytowym, wynoszącym ok. 10 mln aut rocznie) jest największe, a osiągane prędkości największe, doszło do niespełna 1(!) proc. wypadków.
Wypada też wiedzieć, że obecnie aż 27,9 proc. wypadków to tzw. zderzenie boczne pojazdów w ruchu wynikające najczęściej z nieprzestrzegania (lub złej interpretacji) pierwszeństwa przejazdu. Drugim najczęstszym rodzajem wypadku w Polsce (27,3 proc.) jest "najechanie na pieszego". Zmniejszenie liczby tego typu zdarzeń na obecnym etapie możliwe jest wyłącznie poprzez modernizację sieci drogowej (przebudowa skrzyżowań na bezkolizyjne, budowa chodników, kładek dla pieszych itd.).
Perspektywy na dalsze zmniejszenie liczby ofiar wypadków są. Wciąż w budowie znajduje się wiele odcinków autostrad oraz dróg ekspresowych, na kolejne odcinki będą ogłaszane przetargi. Ponadto w życie weszły nowe przepisy, które mogą być takim samym krokiem naprzód jak poduszki powietrzne czy pasy. Obecnie każdy nowy samochód, który został homologowany po październiku zeszłego roku, musi mieć w standardowym wyposażeniu system ESP, którego zadaniem jest zmniejszenie ryzyka poślizgu.