Najgorsze drogi świata!
Decyzja o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku to, z punktu widzenia polskich kierowców, przełomowy moment.
Zgodnie z najnowszymi założeniami przed tą datą w kraju powstać ma przeszło 960 km nowych autostrad i aż 2200 km dróg ekspresowych.
Nie będzie to łatwe. Obecnie długość autostrad w Polsce wynosi ok 665 km, co świadczy o tym, że w ciągu 5 lat wybudować musimy więcej dróg, niż udało nam się to zrobić począwszy od 1983 roku, kiedy zaczęto na poważnie interesować się tym tematem.
Można zaryzykować twierdzenie, że obecnie drogi buduje się wolniej niż 20 lat temu. Jesteśmy bowiem związani długotrwałymi programami środowiskowymi Unii Europejskiej a przeciągające się w nieskończoność skomplikowane procedury dotyczące wykupu gruntów i zamówień publicznych dodatkowo opóźniają proces budowy.
Na Polskę czyha też zagrożenie wynikające z planowanych w tym samym czasie, co mistrzostwa Europy w piłce nożnej igrzysk olimpijskich, które odbywać się będą w Londynie. Należy liczyć się z tym, że na angielskie budowy odpłynie kolejne kilkadziesiąt tysięcy polskich pracowników, przez co najzwyczajniej zabraknąć może rąk do pracy.
A więc autostrady to ciągle melodia przyszłości. A z czym na drogach mamy do czynienia dzisiaj?
Cóż, na razie do wszechobecnych dziur dołączyła plaga... remontów. Dzięki wejściu do Unii Europejskiej do Polski zaczął płynąć strumień pieniędzy na drogi. Niestety wykorzystanie funduszy unijnych uwarunkowane jest wieloma obostrzeniami, w tym napiętymi terminami. A więc albo remontujemy od razu albo wcale, bo grant przepadnie. W efekcie większość polskich miast przypomina wielki plac budowy lub... parking, bowiem komunikacyjny paraliż objawia się gigantycznymi korkami, na ominięcie których często nie ma po prostu sposobu.
Niestety, do upłynnienia ruchu na polskich drogach nie przyczynia się również policja. Policjanci z drogówki mają dobrze zakodowane, że gdyby wszystkie samochody stały, to do wypadków by nie dochodziło. A jeśli nie można kierowcom po prostu zakazać jazdy, to można przynajmniej maksymalnie utrudnić im życie zmuszając do podróżowania z prędkościami niewiele wyższymi od prędkości osiąganych przez galopującego konia.
Oczywiście nasi policjanci nie wymyślili sobie tego sami, ale dostali takie wytyczne "z góry". Unii Europejskiej nie podoba się bowiem duża liczba wypadków w naszym kraju, wobec czego ma ona spaść i to szybko. Oczywiście szybciej niż doczekamy się obiecanych autostrad. Jak to osiągnąć? Ano UE przeznaczyła grube miliony na zainstalowanie w naszym kraju nowoczesnego systemu fotoradarowego. System będzie składał się ze 100 nowych urządzeń, które po zrobieniu zdjęcia same połączą się z centralą i prześlą fotografię. Tam komputery odczytają ze zdjęcia numer rejestracyjny auta, zidentyfikują po nim właściciela samochodu i wydrukują mandat, który w ciągu kilku dni znajdzie się w skrzynce pocztowej pechowego kierowcy.
To nic, że w pierwszej połowie XXI pierwszego wieku podróż z Krakowa nad morze będzie trwała 15 godzin. Ważne, że spadnie liczba wypadków...
Niestety, Unia Europejska uznaje za naturalne, że ceny samochodów w Polsce kształtują się na podobnym poziomie co w krajach tzw. "starej Unii". W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gorzej że Unia nie zauważa, że mamy przy tym dwukrotnie mniejsze pensje. Owszem, Polacy wydają na samochód średnio dziesięć pensji, czyli dokładnie tyle sam, co np. Niemcy. Tylko, że za 20 tysięcy złotych kupujemy kilkuletnie auta o często wypadkowej przeszłości, które we wspomnianych Niemczech przeznaczono na złom... Tymczasem Niemiec za 10 wypłat wyjeżdża z salonu np. nowym golfem.
Może jednak nie będzie tak źle i los polskiego kierowcy nieco się poprawi? Co prawda ceny paliw, jeśli już się zmieniają, to tylko w górę, podobnie jak koszty ubezpieczeń, jednak nowa władza ma przecież sprawić, że wszystkim będzie żyło się lepiej... Może więc również kierowcom?
Mamy też nadzieję, że ostatnie straszenie zimy sprawi, że odpowiedzialni za odśnieżanie drogowcy nie będą liczyli, że zimy w tym roku nie będzie w ogóle i nie poczują zaskoczenia, gdy w końcu, w styczniu, śnieg zacznie sypać na poważnie...
A więc... byle do Euro 2012!