Krzywe tarcze i dziury w tłokach. Pomyśl, zanim wjedziesz do kałuży...

Burzowa aura sprawia, że wielu kierowców coraz poważniej zastanawia się nad wykupieniem na swój pojazd polisy autocasco. Na co zwracać uwagę przeglądając oferty ubezpieczycieli i jak radzić sobie z wodą na drodze?

Trzeba pamiętać, że - wbrew pozorom - nie każde ubezpieczenie autocasco gwarantuje wypłatę odszkodowania w razie zalania auta. Dlatego właśnie, przed zakupem polisy autocasco, dokładnie wczytujmy się w ogólne warunki ubezpieczenia oraz listę wyłączeń.

Z punktu widzenia użytkownika najbezpieczniejszym wariantem jest zdecydowanie się na polisę funkcjonującą w tzw. modelu "all risk", obejmującym następstwa większości zdarzeń losowych łącznie z tymi, których nie dało się wcześniej zdefiniować.

Przedstawiciele firm ubezpieczeniowych zwracają jednak uwagę na fakt, że nawet jeśli auto miało tego rodzaju ubezpieczenie, wysokość świadczenia wypłaconego przez ubezpieczyciela w razie zalania auta w dużej mierze zależy od zachowania kierowcy. Trzeba np. zdawać sobie sprawę z faktu, że większość firm ubezpieczeniowych nie pokryje szkód związanych z zalaniem jednostki napędowej.

Reklama

W większości przypadków OWU - czyli ogólne warunki ubezpieczenia - mówią o tym, że z ubezpieczenia wyłączone są np. szkody powstałe w wyniku zassania wody przez silnik. Możemy więc liczyć na darmowe osuszenie pojazdu i naprawę elektroniki, ale jeśli nie wyłączymy silnika na czas, czekają nas przykre konsekwencje.

Jak więc radzić sobie z przeszkodami wodnymi na drodze? Jeśli poziom wody nie jest zbyt wysoki wyłączenie silnika będzie błędem. Ciśnienie gazów spalinowych zapobiega bowiem zalaniu elementów układu wydechowego. Gdy ta, w dużej ilości, dostanie się do tłumików drastycznie skróci ich żywotność.

Z drugiej strony trzeba jednak zdawać sobie sprawę z faktu, że zassanie wody do silnika najprawdopodobniej skończy się jego zniszczeniem. Z zagrożenia powinni zdawać sobie sprawę zwłaszcza właściciele aut wyposażonych w turbodoładowanie, w których elementy układu dolotowego umieszczone są zwykle bardzo nisko. Jeśli więc nie jesteśmy pewni tego, na jakiej wysokości znajduje się wlot powietrza do silnika lepiej nie porywać się na forsowanie kałuży lub - gdy, tak jak to miało miejsce w Warszawie, poziom wody zacznie gwałtownie wzrastać - wyłączyć jednostkę napędową.

Wypada też zdawać sobie sprawę z faktu, że zalanie silnika nastąpić może również wówczas, gdy - teoretycznie - nic już nam nie zagraża. Pamiętajmy, że woda mogła dostać się do filtrów czy plastikowych elementów układu dolotowego. Po wydostaniu się z kałuży lepiej więc - jak najszybciej - sprawdzić te elementy (lub odholować auto do warsztatu).

Pamiętajmy też, że forsowanie przeszkody wodnej może mieć przykre konsekwencje nie tylko dla silnika. Wjazd do głębokiej kałuży rozgrzanym autem może skończyć się pokrzywieniem tarcz hamulcowych i uszkodzeniem katalizatora, który w trakcie pracy rozgrzewa się do bardzo wysokich temperatur. Jego gwałtowne schłodzenie może sprawić, że ceramiczny rdzeń popęka i rozsypie się na kawałki, a wówczas koszt naprawy może być bardzo wysoki.

Zatopione auta i nie do końca dobre rady:

Na takie ryzyko narażone są głównie stosunkowo nowe pojazdy, których komputery - w trosce o normy emisji spalin - do zoptymalizowania składu mieszanki wykorzystują sygnały z kilku sond lambda. Niesprawny katalizator skutkować będzie problemami z układem wtryskowym, zapalaniem się kontrolki "check engine" i - co najgroźniejsze - jazdą na zbyt bogatej lub zbyt ubogiej mieszance. W konsekwencji osiągi samochodu spadną, wzrośnie zużycie paliwa a - w skrajnych przypadkach - może również dojść do uszkodzenia uszczelki pod głowicą lub nawet wypalenia dziur w tłokach.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy