Jeździsz za granicę? W tych krajach policja nie zna litości!
Wygląda na to, że wbrew zapowiedziom stworzenia europejskiego centrum ścigania piratów drogowych, część kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego zagranicą może pozostać bezkarna.
Jak donosi "Rzeczpospolita" w wielu przypadkach ściganie lekkomyślnych kierowców okazuje się być nieopłacalne. 8 listopada - zgodnie z nowymi przepisami unijnymi - w Polsce (oraz na terenie innych krajów wspólnoty) powstaną specjalne punkty kontaktowe zajmujące się wyminą danych o kierowcach. Wbrew pozorom, nie oznacza to jednak, że każdy, kto przekroczy prędkość poza granicami naszego kraju zostanie ukarany mandatem.
Do tej pory największy upór w ściganiu polskich kierowców wykazują władze Austrii, Niemiec i Włoch. Tylko w zeszłym roku z tych trzech krajów napłynęło do polskich urzędów aż 14 tys. zapytań o dane osobowe kierowców.
Nie wszystkie kraje wykazują się jednak równie dużym zaangażowaniem w walkę z drogowym piractwem. W wielu przypadkach zagraniczne policje odstępują od wszczęcia postępowania - te często okazuje się bowiem zupełnie nieopłacalne.
Z informacji, do jakich dotarła "Rzeczpospolita" wynika, że jako próg opłacalności traktować można mandat w wysokości 70 euro (280 zł). Ściganie kierowców, którzy ukarani zostali niższymi mandatami nie jest opłacalne dla żadnego z krajów Wspólnoty. Wymiana korespondencji pomiędzy poszczególnymi państwami wymaga tłumaczenia wielu dokumentów, a to pociąga za sobą dodatkowe koszty, które często przekraczają kwotę 300 zł.