Wzniosłe hasła, a policja kpi z przepisów i kierowców!

Premier Tusk grzmi o morderstwach na drogach, ministrowie zapowiadają zdecydowaną walkę z nadmierną szybkością, a policjanci...

Na celowniku znajdują się kierowcy, przeciwko którym wykorzystywane są najbardziej zaawansowane technologie: radary, lasery, zakamuflowane samochody wyposażone w fotoradary, a także nieoznakowane auta wyposażone w wideorejestatory. Inspektorów Inspekcji Transportu Drogowego w walce z piratami wspierają straże miejskie oraz policja - oznakowana i nie.

I chociaż taki zmasowany atak na kierowców może się wydawać nagonką, to cel jest chwalebny - zmniejszenie liczby wypadków i ich ofiar.

Niestety, ciężko będzie o społeczną akceptację dla Narodowego Programu Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, jeśli jego wykonawcy sami kpią sobie z przepisów ruchu drogowego.

Reklama

Dopiero nagłośnienie przez media "luki w systemie" spowodowało, że posłowie, senatorowie czy sędziowe być może wkrótce również zaczną płacić mandaty z fotoradarów. Owa tajemnicza "luka" obecnie niestety to uniemożliwia. Kiedy to się zmieni, na razie nie wiadomo. Zależy to oczywiście od... samych parlamentarzystów.

A co z policjantami, czyli ludźmi, którzy stoją na pierwszej linii frontu walki ze zbyt szybko jeżdżącymi kierowcami? Niezależnie od tego, czy luka w systemie ich obejmuje czy nie, funkcjonariusze policji powinni być jak żona Cezara - całkowicie nieskazitelni i świecący przykładem. Bo jak inaczej można traktować poważnie ich wypowiedzi o walce o bezpieczeństwo na drodze?

Niestety, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Policja, podobnie jak straż miejska, kpi sobie z przepisów. Radiowozy bez włączonej sygnalizacji parkują na zakazach, na miejscach przeznaczonych dla osób niepełnosprawnych, przekraczają prędkość... Bo kto policjantom może coś za to zrobić?

Przykładem wyjątkowej obłudy ze strony policji jest poniższy film. Do zarejestrowanego na nim zdarzenia doszło 16 stycznia w godzinach porannych w Radomiu. Załoga radiowozu dosłownie chwilę wcześniej skończyła mierzyć prędkość na krajowej drodze nr 7, na wlocie do Radomia od strony Kielc.

Policjanci wraz z laserowymi miernikiem załadowali się do samochodu i ruszyli w drogę. Nie wiemy, dokąd się tak spieszyli, ale w terenie zabudowanym, w miejscu, w którym kontrole prędkości są zresztą bardzo częste, na ograniczeniu do 50 km/h (od skrzyżowania nie pojawia się żaden znak ograniczający prędkość, gdyby taki znak był wcześniej, to znosi go skrzyżowanie; ograniczenie do 50 km/h potwierdza również sygnalizacja na desce rozdzielczej samochodu), radiowóz beztrosko jedzie z prędkością zbliżoną do 100 km/h...

Bo policji wolno? Bo kto im zmierzy prędkość, kto ich skontroluje? A przypomnijmy, że minister Nowak zgłosił propozycję, by za dwukrotne przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym kierowcy z miejsca zabierać prawo jazdy, sama zaś policja postuluje znaczne podniesienie wysokości mandatów!

Niestety, jak długo sami "stróże prawa" (cudzysłów nieprzypadkowy) nie będą tego prawa przestrzegać, tak długo kierowcy nie uwierzą, że cały ten radarowo-laserowy przemysł ma na celu cokolwiek innego poza łataniem dziury budżetowej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy