Taka awaria to koszmar. Możesz jej zapobiec

"To już piąty samochód, jaki dziś zabezpieczmy w związku z awarią na autostradzie. Trzy razy opony, dwa razy turbina w dieslu ...". Tak brzmi jeden z wpisów na oficjalnym profilu krakowskiej policji autostradowej w jednym z portali społecznościowych.

Pierwsze upalne dni sprawiły, że policjanci i laweciarze mają już pełne ręce roboty w związku z usterkami samochodów na drodze. Czy można zabezpieczyć się przed nieprzewidzianą awarią lub - w porę - wykryć jej symptomy?

Trzeba pamiętać, że - podobnie jak człowiek - samochód najlepiej "czuje się" w umiarkowanych temperaturach. To właśnie w upalne dni dochodzi najczęściej do zrywania się pasków napędowych, wystrzałów opon czy awarii turbosprężarek. Ofensywna jazda w wysokich temperaturach nie służy też elementom układu napędowego czy wszelkiego rodzaju uszczelnieniom.

Reklama

W większości przypadków winę za powstawanie usterek ponosi tarcie. Nie można zapominać, że - w związku z oporami toczenia - w czasie pracy ogumione koło mocno się nagrzewa. Jeśli doliczymy do tego dodatkowe źródła ciepła w postaci wysokiej temperatury nawierzchni czy niesprawnych hamulców (zastane zblocza) łatwo może dojść do sytuacji, gdy struktura opony nie będzie w stanie wytrzymać działającego na koło ciśnienia i siły odśrodkowej.

O możliwości wystrzału warto pamiętać zwłaszcza teraz, gdy wielu kierowców jest świeżo po zmianie opon z zimowych na letnie. Te ostatnie nie zawsze przechowywane były w odpowiednich warunkach, przez zimę mogło więc dojść do osłabienia warstw wzmacniających.

Zanim wyruszymy w dalszą trasę warto przez kilka dni "rozjeździć" gumy, częściej niż zwykle kontrolując ciśnienie. Radzimy też, by po kilku bądź kilkunastu kilometrach przejechanych spokojnym tempem (bez gwałtownego hamowania) zatrzymać się w bezpiecznym miejscu i - dłonią - sprawdzić temperaturę poszczególnych felg. Jeśli któraś z nich będzie zauważalnie cieplejsza powinniśmy udać się do warsztatu celem zdiagnozowania, czy winę ponoszą w łożyska, czy hamulce. W przypadku tych ostatnich lekarstwem okazuje się z reguły zwykłe czyszczenie zastanych elementów. Niewykluczone, że wydane na ten cel 50 czy 100 zł uratuje nas przed przykrymi konsekwencjami "wybuchu" opony gdzieś na trasie.

Osobną sprawą są - pojawiające się głównie w upalne dni - wycieki oleju czy usterki turbosprężarek. Nie można zapominać, że wraz ze wzrostem temperatury, maleje lepkość substancji smarnych. Tłumacząc z naukowego na nasz, oznacza to, że "rzadszy" olej łatwiej radzi sobie z pokonywaniem wszelkiego rodzaju uszczelnień. Reasumując - zwłaszcza w przypadku starszych pojazdów - w gorący dzień chwila zapomnienia na lewym pasie autostrady może skutkować pojawieniem się poważnych wycieków np. z uszczelniaczy wału korbowego czy - w przypadku skrzyni biegów - półosi.

O ile tego rodzaju wycieki, w większości przypadków mają raczej niegroźny (acz drogi do usunięcia) charakter, o tyle awaria układu smarowania turbosprężarki może mieć dla nas opłakane skutki. Tzw. "rozbieganie" się silnika wysokoprężnego, gdy - zamiast oleju napędowego - motor zaczyna spalać przedostający się do kolektora ssącego olej z turbosprężarki, w zasadzie zawsze kończy się zatarciem jednostki napędowej. W takim przypadku jedynym ratunkiem jest próba zdławienia silnika (przy pomocy hamulca i skrzyni biegów), co jednak - za sprawą słabego sprzęgła - często kończy się fiaskiem. Czy zbliżający się koniec turbiny można zawczasu rozpoznać?

Nie jest to łatwe, ale osoby z zacięciem do majsterkowania mają pewne szanse. Zadaniem nie wymagającym specjalnych umiejętności jest ... jak najczęstsze kontrolowanie poziomu oleju. W przypadku doładowanych silników Diesla zwiększona konsumpcja oleju najczęściej świadczy właśnie o kłopotach z turbosprężarką.

Zdecydowanie lepszą metodą będzie jednak demontaż intercoolera oraz przewodu łączącego go z kolektorem dolotowym. Wymaga to niestety pewnego mechanicznego obycia, ale w przypadku wielu starszych samochodów dostęp do tych podzespołów jest stosunkowo łatwy.

Tego, w ich wnętrzu znajdziecie nawet łyżkę oleju możecie być pewni. Następnie polecamy umyć wszystko pod bieżącą wodą (najlepiej posiłkując się płynem do mycia silników), wysuszyć i zamontować na nowo. Po takiej operacji, przez kilka dni powinniśmy używać samochodu tak, jak do tej pory.

Po tygodniu czy dwóch wypada ponownie zdjąć przewód łączący intercooler z kolektorem dolotowym. Jeśli po paru/parunastu dniach normalnej eksploatacji nie znajdziecie w nim oleju możecie jeszcze spać spokojnie. Jeśli jednak zaolejenie widoczne będzie gołym okiem, lepiej zacznijcie już odkładać pieniądze na regenerację turbosprężarki i nie zwlekajcie z nią długo...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: awarie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama