"Nie kupuj aut na F". Prawda czy fałsz? Mechanicy szczerze o używanych autach

Inflacja i kolejne problemy z zaopatrzeniem fabryk samochodów sprawiają, że ceny i dostępność nowych aut z dnia na dzień stają się coraz poważniejszym problemem. W efekcie rosną też koszty zakupu i utrzymania aut używanych. Czym kierować się przy wyborze tego rodzaju pojazdu? Czy obiegowe opinie znajdują odzwierciedlenie w faktach i czy każda z poważnych - na pierwszy rzut oka - usterek musi oznaczać spory wydatek?


Jak wskazują mechanicy, kierowcy postrzegają i oceniają awarie przez pryzmat ich wagi oraz ceny naprawy. Przykładowo, kiedy silnik ""bierze" olej, wydaje się, że będzie drogo. Jednak nie zawsze trzeba to naprawiać. Popularne jednostki Fiata 1.4 16V, Volkswagena 1.6 8V albo Forda 2.0 16V mają problem z nadmierną konsumpcją oleju, ale nie wymagają najwyższej klasy produktów. Jeśli taki silnik bierze 0,5 l/1000 km, oznacza to 5 l/10 000 km. To tak, jakby zrobić w roku jedną wymianę więcej, ale bez filtra i robocizny, choć nie należy traktować tego równoznacznie. Można natomiast w takim silniku olej wymieniać rzadziej.

Okazuje się, że patrząc w ten - niezbyt ekologiczny - sposób na tę kwestię, nie jest to aż tak drogą usterką, jaką sobie wyobrażamy, myśląc o jej naprawie. Tym bardziej, że wspomniane jednostki to trwałe i solidne konstrukcje. Zupełnie inaczej bywa z niektórymi drobnymi usterkami, które mogą sporo kosztować, np. sondą lambda. Czasami okazuje się, że zamiennik, który kupiliśmy za 200 złotych w ogóle nie chce współpracować z komputerem i tylko oryginał za np. 800 złotych jest odpowiedni. Z portfela znika wtedy łącznie 1000 złotych, o ile problem z sondą nie wynika z wyciętego katalizatora.

Reklama

"Kupując auto używane z usterką lub wykrywając ją podczas przeglądu przed zakupem, należy sprawdzić nie tylko cenę, ale i dostępność danej części. Niekiedy groźnie wyglądająca awaria jest tania w naprawie, jednak może być wprost przeciwnie. Jeśli nie jest to marka bardzo popularna, nie wszystko da się kupić od ręki, a niektóre elementy są dostępne tylko w ASO, co będzie wiązało się z wysokimi kosztami. Jeszcze gorzej, kiedy kupujemy sportową lub terenową odmianę popularnego na rynku modelu. Konia z rzędem temu, kto znajdzie amortyzatory do Alfy Romeo Crosswagon lub pogodzi się z ich kosztem do prawie 20-letniego Subaru Forestera z samopoziomowaniem" - mówi Adam Lehnort, ekspert ProfiAuto.

Znane wady i typowe awarie

Te dwa hasła często odpychają zainteresowanych danym modelem samochodu, kiedy czytają wszelkiej maści poradniki. Jednak pracownicy serwisów sugerują, by spojrzeć na to zupełnie inaczej. Jeśli auto ma wadę wieku dziecięcego, po latach może być ona całkowicie rozwiązana. Jeśli nie przez samego producenta, to przez mechaników. Czasami finansowo lepiej wyjdziemy na tzw. wadzie, o której wiemy i jest na nią rozwiązanie, niż na dobrym aucie z jedną przypadkową usterką. Prosty przykład stanowią wadliwe panewki w popularnym silniku 1.5 dCi. Jeśli wiemy, że to klasyczny problem, po zakupie można je zweryfikować, a nawet wymienić stosunkowo niedrogo ze względu na dostępność tanich części. Dla porównania, w wielu nowoczesnych dieslach jeden wtryskiwacz może kosztować tyle, co komplet części do wymiany panewek "wadliwego" 1.5 dCi.

"Polscy mechanicy bardzo szybko rozwiązują typowe problemy, które powszechnie nazywamy wadami. Jeśli oddamy auto do dobrego warsztatu, można skorzystać z takiej wiedzy, a nawet wprost zapytać, czy po zakupie trzeba coś zrobić ponad zwykły serwis. A potem tylko cieszyć się bezawaryjną jazdą" - wskazuje Adam Lehnort. To samo może dotyczyć tzw. typowych usterek. Kierowcy mogą przestraszyć się np. "padającymi cewkami" w samochodach marki Renault. Tymczasem komplet cewek to wydatek rzędu 400 złotych. I jeszcze ten "przerażający" wielu rozrząd z kołem zmiennych faz kosztujący ok. 600 złotych. Z drugiej strony mamy np. trwałe silniki Volvo, w których rzadko cokolwiek się psuje. Po zakupie i tak trzeba jednak wymienić rozrząd, a tu już samo tylko koło zmiennych faz stanowi wydatek rzędu 800-1500 złotych.

Japońskie auta najbardziej niezawodne, a tych na F nie kupuj

Znamy wiele stereotypów na temat marek. Każdy "specjalista" wie, że najbardziej niezawodne są "japończyki", najbardziej awaryjne te na F (fordy, fiaty i francuskie), a najdroższe w naprawach marki premium. Ogólnie nie sposób się z tym nie zgodzić, jednak kiedy kupujemy awaryjnego Fiata, może  okazać się, że przez 2-3 lata wydamy mniej na cztery drobne naprawy, niż jednorazowo za naprawę zawieszenia w "japończyku", którego drugie imię to korozja.

Dla odmiany, spora grupa aut włoskich i francuskich radzi sobie z korozją o wiele lepiej niż japońskie. Natomiast fiaty i fordy to auta tak popularne, że nawet wysokiej jakości części można kupić w rozsądnej cenie. Stereotyp o BMW mówi, że "Będziesz Miał Wydatki". To prawda, że części do aut premium nie należą do tanich, a naprawy bywają skomplikowane. O wiele łatwiej jednak dobrać i znaleźć części oraz mechanika specjalizującego się w tej marce, niż do Mitsubishi czy Nissana. Z kolei audi, uznawane za markę premium, ma wiele wspólnych części zamiennych z równie popularnym, a tańszym volkswagenem czy nawet skodą. Do żadnych innych samochodów rynek tak szybko nie przygotowuje zamienników, jak do aut Grupy VW.

Dużp pali, ale silnik jest trwały i się nie psuje

Na pierwszy rzut oka ideał, ale jak dobrze policzyć, to niekoniecznie musi się opłacać. Porównajmy dwa silniki - jeden pali 10 l/100 km, a drugi 8 l/100 km. Różnica to ok. 13-14 zł/100 km przy obecnych cenach paliwa. Po 10 tys. km to 1300-1400 złotych. Czy naprawdę ten "gorszy", ale oszczędniejszy silnik zepsuje się rocznie na taką kwotę? Z kolei jeśli przez trzy lata nic się nie zepsuje, w kieszeni zostanie ok. 4000 złotych.

No i wreszcie cena

Francuskie czy włoskie samochody są wyraźnie tańsze od tych najpopularniejszych i najbardziej lubianych, szczególnie volkswagenów i "japończyków". Różnice mogą wynieść nawet kilkanaście tysięcy złotych, kiedy porównamy auta w podobnym stanie z tego samego rocznika. Czy na pewno są o te kilkanaście tysięcy lepsze? Czy "francuz" zepsuje się na taką kwotę względem "japończyka" w całym okresie naszej eksploatacji? To samo może dotyczyć wieku samochodu. Płacimy za rocznik czy przebieg, a tymczasem każdy mechanik doskonale wie, że jakość wykonania i trwałość mechaniki jest znacznie gorsza w nowszych modelach. Do tego z generacji na generację samochody są coraz bardziej skomplikowane i droższe w naprawach. Często przy drobnych naprawach serwisowych wymagają podłączenia do komputera.

Licz samemu i myśl o sobie

Wybierając pragmatycznie używane auto, należy spojrzeć szerzej na popularne hasła i nie dać się ponieść stereotypom. Liczy się nie sama awaryjność, lecz również koszt usunięcia usterek - czyli nie, co się psuje, lecz za ile. Nie zawsze chodzi więc o to, jak często trzeba coś wymieniać, tylko czy jest to dostępne i ile trzeba zapłacić za wymianę?

Z drugiej strony nie sposób sprowadzać wszystkiego do ceny naprawy. Co z tego, że za wymianę cewek w Renault zapłacimy dużo mniej niż komplet rozrządu do Volvo, skoro - w drugim przypadku - mamy do czynienia z - możliwą do zaplanowania - obsługą serwisową. Gdy auto dowozi nas codziennie do pracy jednostkowy koszt naprawy może być przecież mniej ważny niż to, żeby wychodząc o 7 rano z domu mieć stuprocentową pewność, że dotrzemy do miejsca przeznaczenia w zakładanym terminie.

Trzeba pamiętać, że nawet drobne awarie przysporzyć mogą wielu kłopotów mniej wprawnym kierowcom, a umówienie się dziś do mechanika "z dnia na dzień" jest praktycznie niemożliwe. Każdy przestój może więc generować zdecydowanie poważniejsze straty, niż te wynikające z samych kosztów naprawy pojazdy. Z tego względu do każdej decyzji należy podchodzić indywidualnie i "na chłodno" rozważyć wszystkie "za" i "przeciw" - biorąc pod uwagę nie tylko opinie o aucie, silniku czy dostępność części, ale też sposób eksploatacji i własne priorytety.

Pomagajmy Ukrainie - ty też możesz pomóc

***

Dowiedz się więcej na temat: samochody używane
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy