Skodą Superb iV po Bieszczadach. Czyli bez prądu!

​Uważni czytelnicy naszego serwisu zapewne pamiętają, że od pewnego czasu intensywnie testujemy pierwszą hybrydę plug-in w historii Skody, czyli Superba iV.

Samochód szybko i bezawaryjnie pokonuje kolejne kilometry. W ostatnich dniach zawitał nawet w Bieszczady. Jak auto, które z założenia należałoby ładować prądem spisywało się w tych, w dużej mierze jeszcze dzikich, górach?

Przypomnijmy, że Skoda Superb iV napędzana jest hybrydowym układem złożonym z benzynowego silnika 1.4 TSI o mocy 150 KM i momencie 250 Nm, wspomaganym silnikiem elektrycznym generującym 116 KM i 330 Nm. Systemowa moc układu to godne uznania 218 KM i 400 Nm. 

Pod podłogą bagażnika umieszczono zespół litowo-jonowych baterii o pojemności 13 kWh. Czas ich ładowania to 5,5 godziny, a realny zasięg w trybie elektrycznym wynosi około (zwykle nieco ponad) 40 km. 

Reklama

Gdy Skodę użytkujemy w mieście najczęściej możliwa jest jazda bez zużywania paliwa (warunkiem jest codzienne ładowanie, czy to w domu, czy w pracy). Jazda taka, szczególnie dzięki wysokiemu momentowi silnika elektrycznego, jest w pełni komfortowa i nie można narzekać na brak mocy.

Wyjeżdżając w Bieszczady zakładaliśmy jednak zupełnie inną eksploatację, bez dostępu do gniazdka elektrycznego. Testy wykazały, że również w takim trybie Superb iV radzi sobie doskonale. 

Hybrydowego Superba można bowiem swobodnie używać, jak klasyczną "samoładującą" się hybrydę. Nie ingerując w tryb pracy samochodu, działa on w trybie hybrydowym, a więc np. podczas podjazdów pod górę pracują obie jednostki napędowe (mamy wówczas do dyspozycji 400 Nm!), za to podczas zjazdów silnik spalinowy nie pracuje, a jednostka elektryczna działa w trybie generatora, odzyskując energię kinetyczną, zwykle traconą podczas hamowania, i przetwarzając ją na elektryczną, która trafia do akumulatora. Na zjazdach nie tylko jedziemy więc za darmo, ale wręcz za darmo ładujemy baterie.

Efekt ten można wzmocnić jednym ruchem lewarka automatycznej przekładni - w ten sposób auto przechodzi w tryb rekuperacji i po każdym zdjęciu nogi z pedału gazu zwalnia tak mocno, że zapalają się światła STOP.

W trybie hybrydowym elektronika dba o to, by akumulator nie rozładował się do zera i utrzymuje poziom jego naładowania na w okolicach 50 procent. Dzięki temu w razie potrzeby kierowca dysponuje zastrzykiem momentu obrotowego, a baterie mają wolną pojemność, by się doładować. I to wszystko z dala od gniazdka.

W efekcie podczas jazdy górskimi drogami zużycie paliwa zależało od... kierunku jazdy. Podczas zjeżdżania z bieszczadzkich przełęczy w doliny, samochód długimi okresami w ogóle nie uruchamiał silnika spalinowego, a zużycie paliwa po przejechaniu kilkunastu kilometrów, wg komputera, wynosiło np. 2 lub 3 l/100 km. I odwrotnie, podczas podjazdu, silnik spalinowy pracował niemal cały czas, a zużycie paliwa sięgało 6-7 l/100 - na tej samej trasie, ale przejeżdżanej w innym kierunku.

Okazało się więc, że hybrydowa Skoda z dala od zasilania z gniazdka, w górach, okazała się praktycznym samochodem, który nie tracił walorów wynikających z "hybrydowości". Swobodnie można ją używać, jak hybrydę "samoładującą" i nie przejmować się problemami z dostępem do prądu.

Mimo zmniejszenia z 66 do 50 litrów pojemności zbiornika paliwa nie ma problemów z zasięgiem. Na trasie Rzeszów - Bieszczady - jazda po górach - Kraków (w tym 150 km autostradą) samochód przejechał 630 km. Średnia prędkość wyniosła 57 km/h, a zużycie paliwa - 7,2 l/100 km. W momencie tankowania komputer pokazywał jeszcze 110 km zasięgu na benzynie i dodatkowe 24 km na prądzie. Sumarycznie daje to więc zasięg przekraczający 760 km!

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że jedynym miejscem, w którym samochody hybrydowe (nie tylko plug-in) tracą swoje walory jest autostrada. Podczas jazdy ze stałą, dość wysoką prędkością nie ma miejsca na odzyskiwanie energii czy chwilowe doładowywanie momentem obrotowym. W efekcie auto hybrydowe zużywa na autostradzie bardzo podobne ilości paliwa, co samochód konwencjonalny.

Zwrócić trzeba natomiast uwagę, że umieszczone pod podłogą bagażnika akumulatory wpływają na pojemność bagażnika, która spadła z 625 do 485 litrów. To wciąż sporo, ale Superb jest po prostu dużym samochodem, dlatego ta niedogodność nie jest szczególnie odczuwalna.

Natomiast wadą Superba iV, szczególnie w polskich warunkach, jest cena. Auto w wersji Ambition kosztuje od 150 tys. zł, natomiast widoczne na zdjęciach testowany samochód to najbogatsza wersja Laurin&Klement wzbogacona o kilka dodatków, co daje cenę 204 tys. zł.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Skoda Superb
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy