Od wielu już lat Mercedes dawał możliwość zamawiania wyjątkowych tapicerek oraz lakierów do swoich modeli, które to dodatki oznaczano jako designo. Rok temu jednak się to zmieniło i teraz klienci chcący wyjść poza standardową ofertę, mogą skorzystać z programu Manufaktur, w ramach którego mają dostęp do o wiele szerszego zakresu indywidualizacji.
Testowana przez nas klasa S została właśnie skonfigurowana w ten sposób. Zdecydowano się na wariant "domyślny", który pojawia się, gdy w konfiguratorze wybierzemy opcję "edycja Manufaktur". Z zewnątrz obejmuje on matowy lakier "czerń nocy magno" i czarne 20-calowe alufelgi AMG - trzeba przyznać, że wygląda to naprawdę świetnie.
We wnętrzu z kolei znajdziemy tapicerkę nappa w kolorze "głębokiej bieli", z którą kontrastuje czarna skóra oraz elementy ozdobne pokryte lakierem fortepianowym z białymi liniami oraz czarne drewno. Edycja Manufaktur obejmuje też dywaniki "ze szlachetnym haftowaniem" oraz poduszki na zagłówkach z logo Maybach. Ogólnie wnętrze tego S 580 e przypominało nam do złudzenia kabinę Maybacha, którego testowaliśmy rok temu (brakowało jedynie skórzanej podsufitki, ale to też element konfigurowalny).
Wyjątkowości "naszej" klasie S dodawał też fakt, że z tyłu znalazły się indywidualne fotele z prawym, który można rozłożyć w pozycję leżanki i podróżować niczym w pierwszej klasie. Do dyspozycji podróżnych są trzy ekrany (dwa umieszczone w oparciach przednich foteli oraz trzeci pozwalający na obsługę wszystkich funkcji, nawet jeśli nie sięgamy do dwóch), różne tryby masażu, rolety wszystkich okien oraz bezprzewodowe słuchawki, gdyby chcieli słuchać różnych rzeczy. Do wspólnego odsłuchu przewidziano natomiast nagłośnienie Burmester High-end 4D z głośnikami w oparciach, wzmacniającymi doznania dźwiękowe.
Testowany egzemplarz jest wyjątkowy nie tylko ze względu na wykończenie, ale także dobór napędu. Hybrydy plug-in kojarzą się zwykle z oszczędzaniem, ale też pewną uciążliwością - ich realne zasięgi rzędu 40-50 km nie każdemu wystarczą do codziennej jazdy, a do tego wymagają długiego ładowania (rzędu 3-5 godzin, zależnie od mocy pokładowej ładowarki), więc nie ma mowy o szybkim uzupełnieniu prądu. Co więcej, zimą nie dość, że ich zasięg wyraźnie spada, to jeszcze muszą uruchamiać jednostkę spalinową, żeby ogrzać wnętrze.
Tymczasem S 580 e oferuje około 90 km realnego zasięgu, baterię można naładować do pełna w pół godziny (używając ładowarki DC o mocy 60 kW), a grzanie i chłodzenie wnętrza nie wymagają uruchamiania jednostki spalinowej. Jest to zatem auto, którym realnie można jeździć na co dzień w trybie tylko elektrycznym, a z silnika spalinowego korzystać tylko na dłuższych dystansach.
A jak wygląda spalanie, kiedy bateria się rozładuje? My uzyskaliśmy zużycie paliwa w ruchu miejskim na poziomie 10,2 l/100 km. Nieźle, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pod maską pracuje 3-litrowa, rzędowa "szóstka" o mocy 367 KM, która w połączeniu z silnikiem elektrycznym (150 KM) przekazuje na wszystkie cztery koła 510 KM mocy systemowej. Przyspieszenie do 100 km/h trwa 4,9 s.
Mercedes S 580 e potrafi być więc naprawdę oszczędny, również kiedy go nie naładujemy. Kluczowe jest tu bardzo częste korzystanie z elektrycznego napędu w trybie klasycznej hybrydy. Na dystansie 129 km aż 70 pokonaliśmy tylko na prądzie, jaki udało się uzyskać podczas rekuperacji oraz z niewielkiego doładowywania baterii przez silnik.
Zwykle kupując luksusową limuzynę zakłada się dwa scenariusze - albo ktoś potrzebuje jak najwygodniejszego środka transportu do pokonywania dużych dystansów, więc kupuje diesla, albo jest takim autem wożony i wtedy wybiera szlachetniejszą odmianę benzynową. Dla kogo jest więc hybryda? W sumie to... dla każdego. Bez względu na to, czy naszą "eską" będziemy jeździć sami, czy będziemy nią wożeni, jazda na prądzie coraz bardziej staje się postrzegana jako zachowanie w dobrym tonie i pasuje do wizerunku postępowego prezesa firmy. A nawet jeśli bateria się wyczerpie, to i tak sporo możemy przejechać bez emitowania spalin. Taki plug-in naprawdę ma sens.
Wady takiego rozwiązania? Wbrew pozorom nie chodzi o cenę - S 580 e 4MATIC L kosztuje 645 400 zł, podczas gdy S 580 4MATIC (503 KM) wyceniono na 653 000 zł. Problem tylko w tym, że aby uzyskać identyczne osiągi, co testowana hybryda, wystarczy wybrać odmianę S 450 4MATIC za 571 500 zł. Ma ona tylko 381 KM, ale ponieważ waży 2045 kg jest aż o 400 kg lżejsza od plug-ina. Przy okazji jej bagażnik ma 550 l, zamiast 350 l w hybrydzie. Warto o tym pamiętać, decydując się na testowaną odmianę.
Warto również pamiętać o edycji Manufaktur, pozwalającej na stworzenie naprawdę wyjątkowego egzemplarza. Gdy spojrzycie na ogłoszenia z używanymi oraz dostępnymi od ręki klasami S zauważycie, że niemal wszystkie są czarne i mają czarne lub beżowe wnętrze. A przecież możliwości konfiguracji jest tak wiele i warto wyjść poza sztampowe specyfikacje.
Trzeba tylko (niestety) mieć gruby portfel - edycja Manufaktur wymaga dopłaty 136 196 zł, zaś cena testowanego egzemplarza dobijała do miliona złotych.
Michał Domański
***