Garbus. Najbardziej romantyczny samochód...
Garbus. W młodzieńczych latach nie potrafiłam wyobrazić sobie innego samochodu. Zachwycałam się jego nietuzinkową i urzekającą sylwetką. A gdybym miała wskazać pojazd, który uważam za najbardziej romantyczny, w dalszym ciągu byłby nim właśnie on...
Cóż, głowę miałam wówczas bardziej w chmurach niż na karku i niesprecyzowane w żaden sposób potrzeby. Również te konsumenckie. Gdy otrzymałam kluczyki do praprawnuka Garbusa - najnowszego Volkswagena Beetle 1.4 TSI - zastanawiałam się zatem, jak poradzę sobie ze zderzeniem tego niezrealizowanego nigdy, pięknego marzenia, z zupełnie nową rzeczywistością.
Projektanci pozostawili charakterystyczne dla starego Garbusa elementy, takie jak: reflektory, co prawda bi-ksenonowe, doposażone w nowoczesne LED-y do jazdy w ciągu dnia, ale wciąż w stylu retro, kształt maski i klapy bagażnika, chromowane elementy na progach, pod bocznymi szybami i zderzakach.
Poszerzenie samochodu i spłaszczenie linii dachu sprawiło jednak, że Beetle nabrał bardziej sportowej sylwetki. Sportowych cech nadają mu również drzwi bez ramek, które wyglądają zabójczo, tylna i dwie boczne szyby przyciemniane do 90 proc., ale przede wszystkim... podwójny wydech i spojler. W zestawieniu z felgami w stylu retro efekt jest piorunujący. No i ten pastelowy żółty kolor lakieru nadwozia... Jest obłędny! Z zewnątrz nowy Garbus mnie zachwycił. Absolutnie!
Wnętrze jednak trochę mnie zawiodło. Nie, wcale nie spodziewałam się luksusów. Wręcz przeciwnie. Niestety, poza prostą i bardzo dobrze wyglądającą deską rozdzielczą w, już moim ulubionym, żółtym pastelowym kolorze, dwoma sprytnie umieszczonymi schowkami (jeden pod drugim) po stronie pasażera, przywołującymi wspomnienia skórzanymi uchwytami, zwisającymi ze słupków B oraz pokrytej skórą, cienkiej kierownicy - nie ma w nim nic z retro-designu. Prawdę mówiąc spodziewałam się, że nawiązań do pierwowzoru będzie więcej.
Tymczasem mamy zwyczajne, niczym nie wyróżniające się wnętrze. Bardzo wygodne, regulowane fotele świetnie utrzymujące plecy (duży plus), przestronne wnętrze kokpitu, czytelne i fajnie wyglądające zegary, regulowaną kierownicę wielofunkcyjną i przyciski, oczywiście intuicyjnie rozlokowane, jak w każdym innym przeciętnym i nowoczesnym samochodzie. Bezsensownie umieszczony jest z kolei prawy podłokietnik dla kierowcy - uniemożliwia zaciągnięcie i opuszczenie hamulca ręcznego. Już lepiej, żeby go nie było. Bagażnik to duży plus - w najnowszym wcieleniu Garbusa jego pojemność wynosi 310 litrów.
Bardzo zdziwiła mnie obecność multimedialnego, 6,5-calowego wyświetlacza dotykowego w centralnym miejscu deski rozdzielczej... BEZ NAWIGACJI! Nie to, że bez niej się gubię, ale tak się po prostu nie robi innym ludziom, bliźnim swoim! Dać możliwość i jednocześnie ją odebrać. Absurdalny jest dla mnie fakt, że jego funkcje ograniczają się wyłącznie do wyświetlania nazw stacji radiowych i obsługi innych urządzeń multimedialnych.
Za to na uznanie zasługuje system nagłośnienia marki Fender: 8 głośników o obniżonym rezonansie, subwoofer, 10-kanałowy wzmacniacz cyfrowy Sport, złącze multimedialne; całkowita moc muzyczna 400 W. W czasach, kiedy kochałam się w Garbusach, zasłuchiwałam się także w jazzie. Wrzucenie sobie kilku ulubionych standardów z USB było fantastycznym powrotem do minionych lat. Świetna jakość dźwięku i emocje. Na ogół w testowych samochodach, szczególnie tych sportowych, lubię słuchać dźwięku silnika, wyłączam więc muzykę. Myślę, że gdyby wszystkie testowane przez mnie auta wyposażone były w podobny system dźwiękowy, miałabym poważny dylemat, czego słuchać.
Nowy Volkswagen Beetle, którego miałam przyjemność testować, wyposażony był w silnik 1.4 TSI 160 KM z 6-biegową manualną skrzynią. Auto - i tu moje bardzo pozytywne zaskoczenie - prowadzi się naprawdę bardzo komfortowo. Twarde zawieszenie pozwala świetnie wchodzić w zakręty, nie odmawia bardzo przyjemnej, dynamicznej jazdy, a jednocześnie niweluje nierówności na drodze. Samochód ma również bardzo posłuszny układ kierowniczy, co daje poczucie bezpieczeństwa.
Stary Garbus prawdopodobnie nie sprostałby moim aktualnym preferencjom konsumenckim, ponieważ mocno się one zmieniły. Teraz częściej zdarza mi się mieć głowę na karku, nie w chmurach... Nowy Beetle doskonale wpisuje się w moje obecne oczekiwania, lecz co ważne, nie stracił charakteru pierwowzoru.
Magdalena Tyrała