Nadwozie S-Maxa jest klasyczną formą minivana i na próżno doszukiwać się tutaj finezyjnych rozwiązań stylistycznych. Pod każdym kątem widać, że projektanci na pierwszym miejscu stawiali praktyczność. Stąd też wcale nie powinna dziwić tak "rozdmuchana" bryła, która gwarantować ma przede wszystkim przestronne wnętrze. To jednak nie oznacza, że samochód wygląda nudno czy staromodnie, bo takie zarzuty często padają w stronę aut typowo rodzinnych. Dodatkowe ospojlerowanie, wykończenia w kolorze czarnym oraz atrakcyjny wzór 18-calowych felg to zasługa odmiany ST-Line, która uatrakcyjnia wygląd.
Sylwetka z profilu wygląda jak rozciągnięte w każdą stronę kombi. Długość na poziomie 4,8 metra wymiarowo plasuje S-Maxa pomiędzy Fordem Focusem kombi, a Fordem Mondeo. Szczególnie w mieście trzeba uważać na szerokość, która liczy 1,92 metra. Wysokość to z kolei prawie 1,7 metra. Niemałe gabaryty, a zastosowanie napędu hybrydowego musiały zaowocować sporą masą - auto waży 1947 kilogramów.
Wsiadamy i piorunujące wręcz wrażenie robi ilość dostępnego miejsca. Fotele z przodu są masywne i głęboko wyprofilowane. Posiadają elektryczną regulację w szerokim zakresie oraz opcję podgrzewania. W drugim rzędzie są trzy pełnoprawne fotele, a każdy z nich możemy osobno przesuwać oraz regulować kąt pochylenia ich oparcia. Dodatkowo, pasażerowie drugiego rzędu mają dostęp do nawiewów, dwóch rozkładanych stolików, gniazd 12V oraz 230V. W trzecim rzędzie spotkamy kolejne dwa wygodne i niezależne fotele. Jeśli wszyscy podróżujący jednocześnie zgodzą się pójść na drobny kompromis, rezygnują z maksymalnego odchylenia swoich siedzeń, to bez trudu pomieści się tutaj siedem dorosłych osób.
Imponująca jest również przestrzeń bagażowa. Nawet przy rozłożonych wszystkich siedmiu fotelach mamy do dyspozycji 285 litrów. Jeśli podróżujemy ze złożonym ostatnim rzędem siedzeń, to bagażnik rośnie już do 965 litrów, licząc do dachu. Dwa tylne rzędy foteli można łatwo złożyć przyciskami umieszczonymi w bagażniku.
Do obsługi multimediów służy 8-calowy ekran dotykowy. Poniżej niego znajduje się duży panel do sterowania radiem oraz klimatyzacją z fizycznymi przyciskami i klasycznym pokrętłem. Warto pochwalić dobrej jakości system audio, który dostarczyła firma Sony oraz pokładowy punkt Wi-Fi z obsługą 10 urządzeń - dzieci, szczególnie te trochę starsze, na pewno to docenią. Duży plus przyznajemy też za świetną widoczność oraz skuteczne wyciszenie, a także za dobrej jakości materiały wykończeniowe. Zestaw wskaźników oparty jest o czytelne analogowe zegary, pomiędzy którymi znajdują się niewielkie ekrany z możliwością konfiguracji wyświetlanych treści.
Napęd hybrydowy składa się z wolnossącej, 4-cylindrowej jednostki benzynowej o pojemności 2,5 litra oraz z silnika elektrycznego. Silnik spalinowy pracuje w oszczędnym cyklu Atkinsona, który gwarantuje też większą trwałość jednostki. Oba silniki generują po 200 Nm momentu obrotowego, a łączna moc systemowa to 190 KM. Napęd przenoszony jest na przednie koła za pośrednictwem bezstopniowej skrzyni e-CVT, a cały układ współpracuje z baterią litowo-jonową o pojemności 1,1 kWh.
Jeśli komuś wydaje się, że samochód takich rozmiarów i o takiej masie nie może dobrze się prowadzić, to siadając za kierownicą S-Maxa szybko przekona się o swoim błędzie. Na świetne właściwości jezdne wpływa przede wszystkim niezwykle precyzyjny układ kierowniczy. Do tego sztywno zestrojone zawieszenie, które zapobiega przechyłom nadwozia i zapewnia stabilność na zakrętach. Pracuje przy tym cicho, a amortyzatory posiadają całkiem duży skok. Odmiana ST-Line wyposażona jest w twardsze zawieszenie niż to, które spotkamy w pozostałych wersjach, ale nadal nie jest ono niekomfortowe w codziennym użytkowaniu.
Dynamika jest zadowalająca, bo przyspieszenie do "setki" trwa tutaj 9,8 sekundy. Bardzo dobre wrażenie sprawia działanie skrzyni e-CVT, która gwarantuje niezwykle płynne przyspieszanie. Taki rodzaj przekładni skutkuje także szybką reakcją na wciśnięcie pedału przyspieszenia i napęd bez opóźnień wykonuje zadane polecenia. Narzekać można tylko na dźwięk - bezstopniowa skrzynia utrzymuje jednostajne obroty podczas przyspieszania, co wielu osobom nie odpowiada, a przy wykorzystaniu pełni możliwości napędu, robi się dosyć głośno.
Hybrydowy S-Max wyróżnia się bardzo umiarkowanym apetytem na paliwo. W mieście zadowoli go nieco ponad 6 litrów na każde 100 kilometrów, a w trasie ten wynik spadnie nawet poniżej 6 litrów. Wyraźny wzrost zużycia paliwa zauważamy dopiero wjeżdżając na autostradę, gdzie spalanie wynosi około 8-9 litrów na 100 kilometrów. Auto może poruszać się też wyłącznie w trybie elektrycznym, ale tylko przy niskich prędkościach oraz, gdy pozwala na to stan naładowania akumulatorów. Nie możemy też wymusić tego "ręcznie" i to system w całości zarządza trybami pracy napędu. Ustawić możemy jedynie wzmocnioną rekuperację, wciskając przycisk "L" na pokrętle obsługującym skrzynię biegów i wtedy samochód zacznie wyraźniej wytracać prędkość po odpuszczeniu pedału przyspieszenia, ładując przy tym baterię.
Ford S-Max po liftingu dostępny jest w trzech wersjach wyposażenia. Najtańsza jest odmiana Titanium, której cena podstawowa to 171 800 złotych. W standardzie otrzymujemy między innymi 17-calowe felgi aluminiowe, przednie i tylne czujniki parkowania, nawigację, automatyczną klimatyzację, tempomat, czy podgrzewane fotele i kierownicę. Testowana przez nas wersja ST-Line kosztuje już co najmniej 187 400 złotych i wnosi przede wszystkim większe o cal felgi, usportowiony pakiet stylizacyjny nadwozia oraz utwardzone zawieszenie. Cennik zamyka luksusowa wersja Vignale z ceną bazową na poziomie 204 300 złotych. Jej wyznaczniki to LEDowe reflektory, perforowana skórzana tapicerka czy system masażu. Konfigurując S-Maxa mamy już do wyboru wyłącznie jedną opcję napędu i jest to omawiany tutaj zespół hybrydowy.
Samochód, który my testowaliśmy został dodatkowo wyposażony w czerwony lakier metalizowany (3450 zł), fotele w trzecim rzędzie (7300 zł), dach panoramiczny (5000 zł) oraz bogaty "Pakiet X" za 12 500 złotych, który wnosi między innymi system audio SONY, obsługę Android Auto i Apple CarPlay, zestaw głośnomówiący Bluetooth, reflektory LED, adaptacyjny tempomat, przednią i tylną kamerę ułatwiającą parkowani, system wspomagający parkowanie czy zestaw asystentów czuwających nad bezpieczeństwem. Za tak, niemal w pełni doposażony egzemplarz, należałoby zapłacić 215 650 złotych.
Ford S-Max jest samochodem, który potrafi skłonić do refleksji nad naszymi rzeczywistymi potrzebami. Pokazuje, że minivany wciąż jeszcze mają swoje miejsce na rynku, przedstawiając takie zalety, których SUVy i zwykłe auta typu kombi nie są w stanie przebić. Jego najważniejsze plusy to niesamowicie przestronne i praktycznie zaprojektowane wnętrze, wyjątkowo oszczędny zespół napędowy oraz precyzyjny układ kierowniczy, który sprawia, że tak duży samochód prowadzi się nad wyraz lekko i przyjemnie. Do wad należy zaliczyć przede wszystkim momentami głośno pracującą skrzynię biegów, nieco przestarzale wyglądające wnętrze oraz wysoką cenę zakupu.
S-Max być może nie szokuje swoim wyglądem i osiągami, ale dla osób, które na pierwszym miejscu stawiają właściwości użytkowe jest świetną propozycją. Stworzony dla rodziny, gwarantuje świetne warunki dla pasażerów, ale jednocześnie potrafi dostarczyć wiele przyjemności kierowcy. Oczywiście nie może pochwalić się tak uniwersalnym charakterem jak większość SUVów, ale ilu właścicieli uterenowionych samochodów rzeczywiście zjeżdża z równego asfaltu? Tutaj nic nie jest na pokaz i obecnie na rynku ciężko znaleźć modele, które mogą konkurować z S-Maxem pod względem przystosowania do rodzinnych wyjazdów. Może najwyższy czas przeprosić się z minivanami i przywrócić ich szerszą obecność na rynku?
Tekst i zdjęcia: Michał Borowski