Toyota RAV4 4x4. Zimą - nie do przecenienia...
W lutowy weekend zabraliśmy naszą testową Toyotę RAV4 na narty. To znaczy tak naprawdę ona nas zabrała...
Z braku boksu czy bagażnika dachowego byliśmy zmuszeni do transportowania całego sprzętu wewnątrz samochodu. A w SUV-ach, jak wiadomo, bywa z tym różnie. Na szczęście wszelkie obawy okazały się płonne. Co prawda konstruktorzy nie przewidzieli specjalnego otworu, umożliwiającego przewożenie długich przedmiotów, ale wystarczyło jednym ruchem dźwigni złożyć oparcie tylnej kanapy i na powstałej w ten sposób całkowicie płaskiej powierzchni bez trudu zmieściły się dwie pary nart. Równolegle do osi pojazdu, co ułatwiło zapakowanie plecaków z butami, kaskami i reszty klamotów.
W liczącym 547 litrów pojemności bagażniku zmieściły się z łatwością. Fajnym rozwiązaniem jest siatko-półka (w razie potrzeby pełniąca także funkcję przegrody), na której po dniu spędzonym na stoku można położyć, by przeschły, rękawice narciarskie czy gogle. Dodatkowe udogodnienie stanowi praktyczny brak progu załadunkowego. Klapa kufra otwiera się (warto przypomnieć, że w obecnej generacji RAV4 już nie na bok, lecz klasycznie, do góry; w żadnej z wersji na tylnych drzwiach nie znajdziemy też koła zapasowego) i zamyka elektrycznie. Gadżet dla wygodnickich.
W kontaktach z samochodami, podobnie jak z ludźmi, bardzo ważne jest pierwsze wrażenie. Dlatego bardzo ciekawi byliśmy opinii pasażerki, która wcześniej nigdy nie miała okazji zasiąść w kabinie nowej "ravki". I była to opinia zdecydowanie pozytywna. Zarówno co do przestronności wnętrza auta, jak i estetyki oraz staranności jego wykończenia. Pewien dyskomfort stanowił kontakt ze skórzaną tapicerką, wychłodzoną po nocnym postoju samochodu na otwartym parkingu. Tu z pomocą pospieszyło jednak podgrzewanie foteli. Szkoda, że przyciski, którymi się je włącza i wyłącza, zostały umieszczone tak nisko, w trudno dostępnym miejscu. Obsługujący je kierowca musi to czynić praktycznie po omacku, co jest nie tylko niewygodne, ale podczas jazdy wręcz niebezpieczne.
Deska rozdzielcza Toyoty RAV4 ma fikuśny kształt. Kontrastuje z nim dość ascetyczny wygląd podświetlanego na niebiesko zestawu instrumentów. Nie można za to narzekać na czytelność ich wskazań. No, może poza wyświetlaczem pokładowego komputera. Nie dość, że zaskakująco małym, to jeszcze przekazującym informacje w obcym języku. W przeciwieństwie do fabrycznej nawigacji, komunikującej się z kierowcą czystą polszczyzną, do tego miłym, damskim głosem.
Na pochwałę zasługuje widoczność z wnętrza pojazdu. Tę do przodu, dzięki odpowiedniemu ukształtowaniu słupków i bardzo dużej szybie, można uznać za wręcz znakomitą. Do tyłu jest rzecz jasna znacznie gorzej. Kierowcę wspomagają tu pokaźne boczne lusterka oraz kamera cofania. Niestety, w warunkach zimowych jej "oko" szybko się brudzi, co powoduje, że obraz na centralnym wyświetlaczu jest zamazany.
Współpracujący z sześciobiegową manualną przekładnią dwulitrowy wysokoprężny silnik testowanej Toyoty uruchamia się przyciskiem. Początkowo, jak to diesel, trochę klekocze, ale po chwili uspokaja się. Gdy się rozgrzeje, całkowicie przestaje hałasować. Nawet podczas jazdy z autostradowymi prędkościami w kabinie jest wystarczająco cicho.
Wspomniany silnik nie imponuje mocą, ale okazuje się, że 125 koni mechanicznych, pracujących pod maską "ravki", sprawnie radzi sobie z napędzaniem ważącego bądź co bądź ponad 1600 kg SUV-a. Zadowala się przy tym umiarkowanym apetytem. Średnie zużycie paliwa na całej trasie wyniosło 6,9 l/100 km. Z drugiej strony to zdecydowanie więcej niż obiecuje producent, według którego przeciętne spalanie nie powinno przekraczać 4,9 l/100 km.
Z Krakowa w Beskidy jechaliśmy przy ładnej, słonecznej pogodzie. Zero emocji, nie licząc komentarzy na temat niedawno wyremontowanego odcinka krajowej "jedynki" w pobliżu Tychów... Tych... miasta Tychy. Niemal cały ten odcinek wygodnej skądinąd dwupasmówki został obudowany baaaardzo wysokimi ekranami akustycznymi i obstawiony znakami ograniczającymi prędkość do 70 km/godz. Chyba przesadne asekuranctwo. Zresztą owego limitu, jak zauważyliśmy, prawie nikt nie przestrzega...
Wieczorem zaczął padać śnieg i do rana sytuacja całkowicie się zmieniła. Na krętych, śliskich, zaśnieżonych lub pokrytych grubą warstwą błota pośniegowego górskich drogach doceniliśmy zalety napędu AWD. W Toyocie RAV4 komputer zależnie od potrzeb rozdziela moment obrotowy między obie osie, w skrajnych przypadkach pół na pół. Funkcjonowania tego systemu praktycznie się nie odczuwa, ale jego obecność dodaje kierowcy pewności. Gdy wciśniemy przycisk "sport" i mamy skręcone koła, co najmniej 10 proc. momentu trafia na oś tylną. Napęd można też zablokować, uzyskując stałą proporcję rozdziału momentu między obie osie, w stosunku 50:50 (po przekroczeniu prędkości 40 km/godz. automatycznie wracają standardowe ustawienia).
Wszystko to nie zachęca oczywiście do jakichkolwiek szaleństw na drodze, ale po prostu sprawia, że czujemy się bezpieczniej. Zimą - nie do przecenienia...