Przemysław Saleta: Jechałem na tyle, na ile się znam

Jak już informowaliśmy Jerzy Dudek i Przemysław Saleta skrzyżowali rękawice. Jednak nie bokserskie czy bramkarskie, bo tu wynik byłby raczej przesądzony.

Obaj sportowcy stanęli na starcie jednej z eliminacji Volkswagen Castrol Cup w Poznaniu. W pojedynku kierowców VIP górą był Jerzy Dudek, który wcześniej startował już w tej wyścigowej serii.

Ze znanym bramkarzem już rozmawialiśmy. Tym razem o wrażenia z jazdy po torze ponad 300-konnym golfem pytamy Przemysława Saletę

- Przemku, lubisz czasem odwiedzić Tor Poznań na motocyklu. Co jest trudniejsze - szybka jazda na dwóch kółkach czy ściganie się w tłumie?

- Przemysław Saleta: Na motocyklu ryzyko i prędkość są większe, więc także adrenaliny jest więcej. W samochodzie chroni mnie karoseria, klatka bezpieczeństwa i ciasno zapięte pasy, jednak jazda na czterech kołach to coś zupełnie innego. Oczywiście, znajomość toru pomaga, nitka jazdy jest podobna, ale w samocho- dzie hamuję znacznie później i znacznie wcześniej zaczynam przyspieszać.

Reklama

- Co cię najbardziej zaskoczyło przy pierwszym kontakcie z pucharowym Golfem?

- Zdecydowanie hamulce! Po wciśnięciu pedału Golf staje w miejscu, więc gdy po zawodach przesiadłem się do swojego samochodu, przez chwilę myślałem, że hamulce mi się zepsuły. Poza tym zobaczyłem, jaka to świetna zabawa. Najtrudniejsze okazało się dla mnie wsiadanie do auta i wysiadanie z niego (śmiech). Jak już się wsiądzie, to jest całkiem wygodnie. Oprócz tego musiałem skupić się na tym, żeby wyczuć samochód. Trzeba było np. nauczyć się odpowiednio dobierać siłę hamowania, by nie stawiać auta bokiem.

- Pomogły ci uwagi instruktorów?

- Tak, Adam Gładysz bardzo dużo mnie nauczył w kwestii tego, jak startować do wyścigu. Niemniej jednak miałem mnóstwo rzeczy do opanowania - bo np. system Push-to-Pass jest świetny, ale trzeba wypracować sobie odpowiednią taktykę jego używania.

- Zdążyłeś złapać nić porozumienia z Golfem? To dla ciebie przyjazne auto?

- Tak, zdecydowanie przyjazne. Nie miałem z nim większych problemów, choć po czasie spędzonym na torze w Poznaniu czułem, że moje poszukiwania granicy możliwości Golfa jeszcze się nie zakończyły. Cały czas szukałem punktów hamowania i granicy przyczepności opon, które naprawdę mocno trzymają. Trzeba im tylko zaufać, a to z kolei wymaga kolejnych kilometrów.

- Co sprawiło ci najwięcej frajdy?

- Agresywne wchodzenie w zakręty.

- Da się porównać adrenalinę przed gongiem na ringu z tą, którą czułeś w pucharowym Golfie?

- Boks niesie chyba ze sobą większe ryzyko tego, że ktoś zrobi ci krzywdę. Bardziej czuje się bezpośrednie zagrożenie. Wspólnym mianownikiem jest poziom koncentracji - na torze jest wielu zawodników, nie wszystko da się przewidzieć, więc nie można się rozpraszać.

- Doświadczenie sportowe przydało ci się na torze?

- Cenna okazała się umiejętność opanowywania nerwów i stresu. Dlatego nie miałem problemów z tym, żeby się skoncentrować.

- Jechałeś na 100 proc. możliwości?

- Chyba nie. Jechałem na tyle, na ile się znam, wyczuwając, gdzie są granice moich umiejętności. To było dla mnie coś nowego, więc pokora była wskazana, o ile nie chcia- łem skończyć całej zabawy na bandzie. Przed każdym zakrętem czułem jednak, że mogłem zacząć hamować nieco później.

Rafał Rezler

ZJEDŹ NA CHWILĘ NA POBOCZE

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy