Polskie drogi

Pościg jak z amerykańskiego filmu!

Policjanci z Oświęcimia zatrzymali po pościgu kierowcę, który nie stanął do kontroli. Jak się okazało, miał wiele powodów do ucieczki.

Do zdarzenia doszło na trasie Oświęcim - Kęty. Patrolujący drogę policjanci dostrzegli samochód marki Opel Insignia, który z dużą prędkością, niebezpiecznie wyprzedzał inne pojazdy w miejscach,  gdzie było to zakazane. Ponadto  policyjny miernik prędkości wskazał 116 km/h przy ograniczeniu do 50 km/h.

Widząc niebezpieczne zachowanie kierowcy, funkcjonariusze włączając  sygnały uprzywilejowania, natychmiast ruszyli za pojazdem. Na próbę zatrzymania kierowca zareagował znacznie zwiększając prędkość. W trakcie pościgu policjanci próbowali wyprzedzić pojazd, lecz wtedy kierowca zwiększał prędkość, nawet do 170 km/h lub zjeżdżał na przeciwległy pas, uniemożliwiając policjantom bezpieczne wyprzedzenie.

Reklama

W Porębie Wielkiej na ulicy Wadowickiej funkcjonariusze zdecydowali,  aby ostatecznie wyeliminować drogowego przestępcę. Na łuku drogi uderzyli radiowozem w bok opla, spychając auto z jezdni. W efekcie tego manewru opel został unieruchomiony. Następnie policjanci, wyciągając broń, podbiegli do pojazdu i wyciągnęli mężczyznę zza kierownicy.

Zatrzymanym drogowym przestępcą okazał się 44-letni mieszkaniec Osieka,  który był poszukiwany przez sąd celem odbycia 10 miesięcy kary pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwości. Przeprowadzone narkotesterem badanie śliny mężczyzny w jego organizmie wykazało obecność kokainy oraz amfetaminy. Ponadto zatrzymany posiadał odnotowane w systemie również dwa sądowe zakazy kierowania pojazdami,  w tym jeden dożywotni.

Za niezatrzymanie się do kontroli drogowej oraz złamanie dożywotniego zakazu kierowania pojazdami grozi kara po 5 lat pozbawienia wolności, natomiast za jazdę po narkotykach grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności.

Takie pościgi policjanci powinni kończyć zdecydowaną i jak najszybszą interwencją. W tym wypadku zakończyła się ona sukcesem, chociaż zderzak Insignii wskazuje, że  zatrzymanie uciekiniera nie udało się od razu. Również druga próba, nie do końca była udana - uderzenie powinno nastąpić w tylny błotnik, na wysokości koła, a nie w narożnik samochodu. Wówczas auto zaczyna się obracać i kierowca nie ma możliwości ratunku.

W tym wypadku ścigany raczej sam zdecydował o rezygnacji z ucieczki. Co oczywiście zrobił na skutek kolizji z radiowozem.

Policja/Interia.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy