Zwycięzcy są na mecie. Na trasie zostało 235 zawodników
Nie wszyscy uczestnicy 35. Rajdu Dakar mogli w niedzielę uczestniczyć w fecie, jaką zorganizowano w stolicy Chile - Santiago na zakończenie dwutygodniowych zmagań. Przystąpiło do nich 5 stycznia w Limie 745 kierowców i pilotów. Do mety nie dojechało 235.
W tym gronie jest pięciu Polaków spośród 18, którzy wystartowali. Wypadki na trasie wyeliminowały dwóch kierowców - Krzysztofa Hołowczyca i Szymona Rutę, natomiast awaria skrzyni biegów i to na przedostatnim etapie - załogę ciężarówki w składzie: Robert Jan Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Wojciech Białowąs.
Rywalizację na pierwszym etapie rozpoczęło 183 motocyklistów, 38 quadowców, 152 załogi w autach i 75 w samochodach ciężarowych. W trakcie wyścigu odpadło - odpowiednio - 57, 12, 62 i 14.
Organizatorzy wykluczyli w sumie 11 załóg (osiem samochodów terenowych i trzy ciężarowe) za złamanie przepisów. Na poszczególnych etapach, a było ich 14, aż 50 załóg nie było zdolnych do kontynuowania rywalizacji. W tej kategorii ujmowani byli zarówno zawodnicy, którzy nie dojechali na linię startową, nie mogli uruchomić pojazdów i wyjechać z biwaku lub nie ukończyli terminowo wcześniejszej próby. Prym wiodły tu auta terenowe - 34 załogi, a ponadto nie miało szczęścia siedem załóg ciężarówek, sześciu motocyklistów i trzech quadowców.
Usterki na etapie, niedomagania sprzętu, brak możliwości naprawy lub odpowiednich części zmuszały zawodników do zgłoszenia rezygnacji z rywalizacji. Aż 84 zespoły "rzuciły ręcznik". Największą grupę stanowili motocykliści - 51.
Największe żniwo zebrał drugi etap rajdu, wokół Pisco w Peru. Trudna trasa po wydmach miała za zadanie wykluczyć z rywalizacji najsłabiej przygotowane załogi i kierowców, którzy później mogliby mieć problemy. Dużo wydm poprzeplatanych twardszymi fragmentami trasy skutecznie "oczyściło stawkę" o 30 załóg.
Najmniej zawodników odpadło na pierwszym i ósmym etapie rajdu, mimo że panowały w tym dniu najgorsze warunki pogodowe, a rywalizacja została skrócona bądź anulowana.
W niedzielę zmęczeni wyczerpującą jazdą kierowcy żegnali się słowami "do zobaczenia tu za rok". Jeden z młodszych uczestników, niespełna 28-letni Jakub Przygoński z Warszawy (11. w kategorii motocyklistów) podkreślił, że Dakar to specyficzna gra emocji, ale wciąga jak narkotyk.
"Teraz o niczym innym nie myślę tylko o tym, żeby położyć się w normalnym - nie biwakowym - łóżku i dać odpoczynek moim mięśniom, bo boli mnie wszystko. W tyle głowy mam jednak już kolejny Dakar" - powiedział Przygoński.