Jutro wjeżdżamy do piekła...
Z powodu bardzo trudnych warunków atmosferycznych - ulewnego deszczu, który może doprowadzić do powodzi, przerwany został przejazd samochodów i ciężarówek na 11. etapie Rajdu Dakar.
W tej sytuacji etapowe zwycięstwo przypadło Robbiemu Gordonowi, 38 sekund szybszemu od Ronana Chabota i 1'47 Lucio Alvareza. W rajdzie prowadzi Peterhansel przed de Villiersem, na trzecie miejsce awansował Roma, Małysz jest prawdopodobnie 12.
- Początek był bardzo ciężki - mówi Adam Małysz. - Jechaliśmy na niskim ciśnieniu powietrza w kołach, bo mieliśmy forsować wydmy. Dojazd do nich był niebezpieczny, dużo kamieni. Buggy startujące za nami, przejechało obok pełnym gazem. My nie chcieliśmy ryzykować przebicia opony. Potem był zjazd i zaczęły się wymyte koryta rzek. Miejscami trzeba było zredukować prędkość niemal do zera. Za chwilę natrafiliśmy już na rzeki. Głębokość wody sięgała półtora metra. Przed nami znalazło się utopione buggy. Wybraliśmy miejsce koło niego i gdy poszliśmy bombą, buggy znowu zalała woda. Zawodnicy opuścili samochód. Jeszcze dwa razy przejeżdżaliśmy przez rzekę. W takich miejscach nie dało się odpuścić, bo mogliśmy utopić Toyotę.
Później były wysokie wydmy - i małe pościnane. Zobaczyliśmy przed sobą Matthiasa Kahle, doganialiśmy go. Kahle powiedział nam później, że miał problemy z przejazdem przez rzekę. Na CP1 poinformowano nas, że dalsza część odcinka została odwołana. Siedem samochodów pojechało na CP2 i teraz będą je ściągać. Nie wiemy, co z wynikami etapu. Czekamy na decyzje sędziów.
Do mety w Santiago jeszcze daleko, ale jestem w dobrej kondycji. Takim samochodem mogę jechać! To jest bajka. W ogóle nie czuję się zmęczony, a w zeszłym roku odczuwałem zmęczenie już po 5-10 kilometrach, bo w środku panował 60-stopniowy upał. Nasz poprzedni samochód nie chciał podjechać pod żadną wydmę.
Jedziemy swoim tempem, bez jakiegoś napinania się, tak żeby być na mecie w zaplanowanej dwudziestce. Na razie przekraczamy plan i jestem bardzo zadowolony z wyniku.
W motocyklu Kuby Przygońskiego zostało źle zestrojone zawieszenie przed jedenastym etapem rajdu Dakar z La Rioja do Fiambali. Kierownica motocykla dobijała na wyboistych partiach do tego stopnia, że poranił sobie dłonie. Kuba awansował w klasyfikacji rajdu na 12. pozycję, jego strata do lidera wynosi 1h33'45.
- Nie dało się praktycznie jechać. Konfiguracja zawieszenia była inicjatywą mechanika odpowiedzialnego za jego ustawienie. Przed OSem upewniałem się, czy wszystko jest OK. Mechanik powiedział, że to optymalne ustawienie pod kątem trasy. Tak nie było. Jechaliśmy po twardych wydmach, cały czas padał deszcz. Miałem znacznie wolniejsze tempo, niż bym mógł mieć, a specyfika trasy bardzo mi odpowiadała i powinienem nadrabiać, tymczasem czołówka oddaliła się. W kilku miejscach było dodatkowo bardzo niebezpiecznie - komentował Kuba Przygoński.
Również Jacek Czachor miał problemy na etapie. Nie mógł znaleźć pierwszego waypointa. Etap zakończył na 36. pozycji, w wynikach jest 25.
- Piasek był mokry i bardzo ciężki. Musiałem się zatrzymać przed jedną z rzek i przepchnąć motocykl. Co ciekawe zatrzymało się w tym samym miejscu moich trzech konkurentów. Wszyscy rywalizujemy ze sobą i wszyscy pomagamy sobie nawzajem. Ten duch współpracy na Dakarze jest bardzo budujący - mówił Jacek Czachor.
Marek Dąbrowski także walczył z wodą - w silniku i w wydechu. Na metę przyjechał 94. w rajdzie jest 86.
- Fiambala to bardzo nietypowe miejsce, tu zawsze się coś dzieje, albo jest burza piaskowa, albo morderczy upał. Tym razem musieliśmy przedzierać się przez rzeki. Przewróciłem się w korycie jednaj z nich. Motocykl nabrał wody do silnika i wydechu. Nie mogłem go odpalić. Musieliśmy wyciągnąć sprzęt przy pomocy kibiców. Później trzeba było tak postawić motocykl żeby osuszył się i dopiero po dłuższym czasie udało się ponownie go uruchomić. Całe szczęście, bo już myślałem, że w tym miejscu zakończę tegoroczny Dakar - powiedział Marek Dąbrowski.
Drugie etapowe zwycięstwo w tej edycji rajdu odniósł Kurt Caselli. Amerykanin wywodzący się z rajdów motocyklowych typu baja wypracował na etapie 4'45 nad Paulo Goncalvesem i 6'24 na Cyrilem Despres. W generalce nadal prowadzi Despres, który wzmocnił swoją przewagę nad kolegą z zespołu Rubenem Farią do 13'16. Czołową trójkę uzupełnia Francisco Lopez ze stratą 18'18.
Wszystko może się zdarzyć we Fiambal?! - tak przed dzisiejszym etapem ostrzegali organizatorzy Rajdu Dakar. Słowa wcale nie były przesadzone. Już po pierwszych kilometrach nastąpiło przetasowanie w klasyfikacji quadów, bo niemal cała czołówka popełniła kosztowne czasowo błędy nawigacyjne. Łukasz Łaskawiec zmagał się natomiast z awarią techniczną, której usunięcie zabrało mu dużo czasu.
Łoker, który wygrał dwa ostatnie etapy Rajdu Dakar, nie miał dziś łatwego zadania - kilkanaście kilometrów po starcie odcinka musiał stanąć, żeby usunąć awarię techniczną. Ostatecznie przyjechał na metę na siedemnastym miejscu. W klasyfikacji generalnej rajdu zajmuje szóstą pozycję.
Łukasz Łaskawiec: Dzisiejszy etap nie był dla mnie zbyt szczęśliwy. Kilkanaście kilometrów po startu pękł wąż łączący silnik z układem chłodzenia. Nie mogłem dalej jechać, musiałem się zatrzymać, aby usunąć awarię. Przelałem do chłodnicy wodę, którą zabrałem do picia i przez to przez cały dzień nic nie piłem. Na szczęście udało mi się usunąć uszkodzenie i mam nadzieję, że silnik przez to nie ucierpiał. Przy tej naprawie poparzyłem sobie rękę, przez co trudniej prowadziło mi się quada. Niestety, straciłem podczas naprawy bardzo dużo czasu. Jakby tego było mało miałem problem z odnalezieniem waypointa - wielu zawodników pogubiło się zaraz na początku etapu, było wiele śladów i przez to również straciłem cenne minuty. Ale nie poddaję się - jutro będę walczył od samego startu o zajęcie jak najlepszego miejsca na mecie.
- Jutro wjeżdżamy do piekła - powiedział we wtorek Rafał Sonik. Na trasie liczącej 481 km z miejscowości La Rioja do mającej bardzo złą sławę Fiambali, przewidywania kapitana Poland National Team sprawdziły się co do joty. Fatalna pogoda i jeden z najbardziej nieprzyjaznych człowiekowi zakątków świata pokazał całą gamę możliwości uprzykrzania życia uczestnikom Dakaru. Gubiąc kilka razy drogę Rafał Sonik dojechał do mety z 13. czasem i mimo sporej straty zachował trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.