Wyścigowe Samochodowe Mistrzostwa Polski 2020

Symulator zamiast toru wyścigowego? Czy e-sport będzie przyszłością motorsportu?

F1 bez symulatorów obyć się nie może nawet przy produkcji bolidów. Kierowcy z serii wyścigowych na całym świecie bez treningów wirtualnych również obyć się nie mogą. “Chciałbym pewnego dnia wystartować w WSMP, aby pokazać jak dużą wiedzę możemy wynieść z symulatorów i przełożyć na prawdziwy tor. Myślę, że to przyszłość motorsportu.” - mówi Nikodem Wiśniewski z Williams Esports.

Zespoły F1 mają nie tylko swoje składy w rywalizacji na torze, ale i powołują drużyny zawodników rywalizujących w wyścigach wirtualnie. Wiśniewski jest członkiem e-sportowej sekcji Williamsa, dla którego w F1 ściga się Robert Kubica. Zespół simracingowy Williamsa ma 26 kierowców, którzy rywalizują w różnych typach symulatorów i wyścigów. Mnogość możliwości ścigania jest imponująca. Zawodnicy ścigają się na torach znanych z rzeczywistości w doskonale odwzorowanych samochodach, które znamy z czołowych serii wyścigowych.

Reklama

“Świat wirtualny i realny mają bardzo wiele wspólnego. Do naszej dyspozycji mamy multum platform, które bardzo dobrze oddają prowadzenie aut wyścigowych. Dzisiejsza technologia pozwala uwzględnić takie szczegóły jak nagumowanie toru, temperaturę opon, flat spoty czy wpływ pogody na warunki na torze, nie mówiąc już o zaawansowanym modelu jazdy wraz z fizyką homologowanych aut." - dodaje Wiśniewski.

Kiedyś simracing kojarzył się z pryszczatymi nastolatkami, którzy zarywali noce na ściganie się na konsolach. To już nie te czasy. Teraz to poważna dyscyplina e-sportowa, a dla kierowców wyścigowych idealne narzędzie treningowe.

“Simracing to tak naprawdę jedyna dyscyplina e-sportu, która daje nam realny wpływ na nasze umiejętności w świecie realnym. Poprzez symulatory możemy nabrać wielu nawyków, przydatnych nawet w codziennej jeździe po drogach publicznych. Oczywiście, można też nabrać złych nawyków, chociażby poprzez nieprawidłowe ustawienia kierownicy, dlatego bardzo ważne jest podejście. Jeśli chcemy poprawiać swoje umiejętności, trzeba zwracać uwagę na szczegóły i nie traktować simracingu tylko jako zabawy przed komputerem." - przekonuje Wiśniewski.

Formuła 1 bez symulatorów nie istnieje

Na samym szczycie motorsportu od lat korzysta się z zaawansowanych technologii komputerowych. Wymusiły to przepisy, które ograniczyły możliwości testowania samochodów na torach. Teraz zespoły mają osiem dni testowych przed startem sezonu. Resztę pracy trzeba wykonać w komputerze. A kierowca potem sprawdza, efekty pracy w symulatorze. Kluczem jest potem korelacja danych ze świata wirtualnego do realnego.

“W Formule 1 z symulacji korzysta się zresztą także przy budowie i rozwoju samochodów - każdy zespół ma szalenie zaawansowaną i niesamowicie drogą "replikę" swojego bolidu, którym może trenować na wirtualnych torach." - opowiada Maciej Jermakow, dziennikarz Eleven Sports.

Symulatory zespołów F1 nie mają wiele wspólnego ze sprzętem dostępnym zwykłym śmiertelnikom. Model kokpitu ustawiony jest na platformie, która generuje przeciążenia przy pomocy dziesiątków siłowników. Fotel, kierownica, pasy - to wszystko jest takie samo jak w prawdziwym aucie. Różnica jest taka, że trasa wyświetlana jest na ogromnym ekranie.

Kierowcom nowej generacji przesiadka z symulatora do prawdziwego samochodu nie sprawia żadnych trudności. “Oni są wręcz wychowani na komputerowych symulacjach. Większość zawodników z obecnej stawki ma w swoich domach sprzęt, który wykorzystuje do treningu. Wirtualna rywalizacja wspomaga pracę nad utrzymywaniem koncentracji, ułatwia naukę torów, a poza tym jest to po prostu dobra zabawa. Tacy zawodnicy jak Max Verstappen czy Lando Norris w przerwie między sezonami regularnie ścigają się w ogólnodostępnych internetowych seriach wyścigowych (można ich spotkać na platformie iRacing)." - zdradza Jermakow.

Co daje trening w symulatorze?

Podstawowa zaleta symulatorów to możliwość poznania toru zanim się na niego pojedzie. Serie wyścigowe na poszczególnych torach pojawiają się raz w sezonie. Czasu na treningach nie ma zbyt wiele. Zazwyczaj swoim samochodem wyścigowym nie można, poza ściśle ograniczonymi sesjami, trenować na obiekcie w trakcie sezonu. Symulator daje szansę odświeżenia układu trasy. Ale nie tylko.

“Kierowca może chociażby sprawdzić zużycie opon, przetestować różne strategie czy znaleźć dobre miejsca na torze do wyprzedzania. Oprócz tego trening może symulować dzień testowy - można popracować nad regularnością, ustawieniami samochodu, czy nawet zastąpić trening fizyczny - zdarzało się, że w Ragnar Simulator profesjonalni kierowcy wykonywali jeden moduł treningowy w pełnym uposażeniu wyścigowym." - mówi Wiśniewski.

Wie, co mówi, bo miał już możliwości sprawdzenia się na torze. Awansował do ścisłego finału GT Academy, gdzie ścigał się prawie 400-konnymi Nissanami 370Z na torze Yas Marina w Abu Zabi. Jeździł także w Barcelonie, Brnie i kilku innych miejscach.

"Coraz więcej kierowców sięga po symulatory jako narzędzie treningowe. Uważam, że to dobra droga zwłaszcza dla początkujących, bo pozwala zrozumieć zachowanie auta wyścigowego w pełnym spektrum. Chciałbym pewnego dnia wystartować w WSMP, aby pokazać jak dużą wiedzę możemy wynieść z symulatorów i przełożyć na prawdziwy tor. Myślę, że to przyszłość motorsportu. “ - mówi Wiśniewski.

Pieniądze robią różnicę

Jest jeszcze jedna zaleta symulatorów. Koszty. Motorsport jest piekielnie drogą dyscypliną sportu. Korzystanie z nowoczesnych technologii pozwala ograniczyć wydatki.

“Wiadomo, że wyjazd na trening na prawdziwy tor z pełnym serwisem, autem i z wynajęciem obiektu generuje spore koszty. Tutaj ucinamy koszty do niezbędnego minimum, a w dalszym ciągu pozyskujemy wiedzę, która w początkowych etapach zapoznawania się z torem jest taka sama. Wiadomo, że wsiadając do auta na żywo, mamy do czynienia z prawdziwą maszyną i z jej prawdziwymi plusami i minusami, więc musimy to sobie uporządkować. Symulator jako początkowa faza treningu sprawia, że możemy ograniczyć koszty do minimum." - mówi Piotr Szabłowski z Motorsport Capsule.

Trening w symulatorze można także potraktować jako przygotowanie kondycyjne. “Sterownik kierownicy, który mamy w naszym systemie, to Direct Drive. Nie ma to wiele wspólnego z silniczkiem Force Feedback, który jest dostępny w kierownicach dostępnych choćby w supermarketach. To dużo silniejsze, dokładniejsze i wydajniejsze urządzenie. Trening na takim symulatorze może być brany pod uwagę pod kątem treningu kondycyjnego, czyli np. wzmacniania mięśni rąk i ramion." - dodaje Szabłowski.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy