WRC. Rajdowe Mistrzostwa Świata

Jest afera. Kierowcy o "włos" nie zbojkotowali rajdu Szwecji!

Jeżeli nasze opinie dotyczące zagrożeń na trasach rajdowych mistrzostw świata nie będą brane przez organizatorów pod uwagę, w przyszłości może nawet dojść do bojkotu przez zawodników kolejnych rund - uważa Brytyjczyk Kris Meeke (Citroen DS3 WRC).

Problem pojawił się przed Rajdem Szwecji, drugą rundą mistrzostw świata, który w tym roku został rozegrany w połowie lutego na skróconej trasie. Powodem anulowania prawie połowy odcinków specjalnych były względy bezpieczeństwa.

W południowej Szwecji, gdzie w lutym zazwyczaj panuje zimowa aura, w tym roku było wiosennie, zamiast lodu i śniegu na szutrowych trasach odcinków zalegało błoto lub drogami płynęły strumienie wody z topniejącego śniegu. Jazda w takich warunkach groziła wypadkami, niebezpiecznie mogło być zarówno dla kibiców, jak i samych kierowców.

Reklama

W piątek rano przed startem do pierwszego OS-u zawodnicy fabrycznych teamów mieli się spotkać i ustalić, czy zdecydują się zbojkotować przejazd niektórych, najbardziej niebezpiecznych prób. Do tego jednak nie doszło, gdyż "wyłamał" się Nowozelandczyk Hayden Paddon z Hyundaia, który pojechał na start.

"W przyszłości musimy spotkać się ze sobą i delegować jednego z nas na rozmowy z organizatorami. To w końcu my najbardziej ryzykujemy i musimy mieć wpływ na decyzje dotyczące bezpieczeństwa" - mówił mistrz świata Sebastien Ogier.

Choć do żadnego spotkania zawodników z organizatorami w Szwecji nie doszło, to najtrudniejsze odcinki zostały anulowane. Pomimo tego rajd okazał się dla wielu ekip bardzo trudny.

"Dziesięć lat temu zostałby całkowicie odwołany, ale teraz tak się nie stało. Oczywiście chodziło o pieniądze, one o wszystkim decydują. Nikt nie rozumie, że jazda na tych oponach bez kolców to koszmar. Przy takich prędkościach to niedopuszczalne. Ważna jest tylko kasa, a my stajemy się kukiełkami, relacja telewizyjna jest ważniejsza niż bezpieczeństwo. Na to się nie można godzić" - twierdzi Meeke.

Zdaniem Brytyjczyka, który szansę na miejsce na podium w Szwecji stracił po tym, gdy wypadł z drogi i uszkodził przednie zawieszenie, "na siłę" nie można organizować tej rangi imprez. O tym, czy można jechać, czy też nie, powinni decydować także główni aktorzy widowiska - kierowcy.

"Jeżeli Szwecja nie może zagwarantować nam zimowych warunków, może trzeba poszukać dla tej imprezy innej lokalizacji" - zastanawia się Meeke.

To już drugi przypadek z ostatnich lat, gdy kierowcy brali pod uwagę możliwość zbojkotowania imprezy. Pierwszy raz taka sytuacja miała miejsce podczas ubiegłorocznego Rajdu Australii, gdzie organizatorzy zaplanowali nocne odcinki specjalne.

Po przejeździe jednej załogi nad trasą unosił się przez kilkanaście minut tuman kurzu, który praktycznie do zera ograniczał widoczność. Jazda z dużymi prędkościami była bardzo niebezpieczna, kierowca w sytuacji zagrożenia nie miał żadnych szans na reakcję. Na szczęście obyło się wtedy bez "spotkania" z kangurem, czy samochodem kibica, który podróżował pod prąd odcinka specjalnego.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: wrc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy