Nowa opłata w cenie paliwa od 1 stycznia
13 lipca opublikowana została ustawa tworząca system wsparcia dla napędów alternatywnych – gazu, wodoru i prądu. To oznacza, że od 1 stycznia do benzyny i oleju napędowego doliczana będzie nowa opłata. Trwają ustalenia na co przeznaczyć 1,7 mld zł rocznie nowych przychodów. Jednym z celów ma być ocieplenie domów najbiedniejszych rodzin.
Rząd Mateusza Morawieckiego wykazał się determinacją, której zabrakło rządowi Beaty Szydło - skutecznie przeprowadził ustawę nakładającą nową opłatę na paliwo (ok. 10 gr brutto na litrze). To rozwiązanie może kosztować rząd tyle samo, co obywateli. Benzyna na stacjach podrożeje o ok. 2%. O tyle samo może spaść poparcie partii rządzącej. Pomimo tego, ustawa została opublikowana w piątek, 13 lipca i wejdzie w życie 28 lipca.
Tym razem Prawo i Sprawiedliwość przeznaczy jednak pieniądze na walkę ze smogiem i wsparcie nowoczesnego transportu, a nie - jak planowało w połowie ubiegłego roku - na budowę i remonty dróg samorządowych. Dzięki temu efekt ma być bardziej kojarzony z rządem i ma pomóc w rozwiązaniu poważnego i dobrze nagłośnionego problemu - smogu. Przy okazji wesprze też plan nadganiania zaległości w stosunku do większości Europy, gdzie dużo szybciej od Polski rozwija się transport elektryczny.
Ceny paliw rosną bez względu na opłatę emisyjną
Rząd trafił z wprowadzeniem opłaty na najgorszy możliwy moment. Ceny na stacjach paliw rosną pomimo, że opłata będzie doliczana do nich dopiero za kilka miesięcy. To efekt drożejącej na światowych rynkach ropy (w górę idą też ceny węgla i gazu). Stacje paliw długo broniły się przed pokonaniem psychologicznej bariery, sprzedając zarówno olej napędowy jak i benzynę po 4,99 zł/l, zmniejszając w ten sposób swoją marżę, ale w końcu solidarnie zaczęły sprzedawać oba paliwa drożej. Część opinii publicznej od razu ogłosiła, że to efekt "kolejnego podatku". W końcu nawet państwowe koncerny - Orlen i Lotos zapowiedziały, że nie przeniosą tej opłaty na klientów, ograniczając w ten sposób swoje zyski.
Gdzie trafią pieniądze z opłaty?
Dzięki opłacie emisyjnej, a także czterem mniejszym źródłom przychodów - m.in. w taryfach za energię elektryczną i z budżetu państwa - rząd chce zebrać w przyszłym roku ok. 1,7 mld zł. Z tego 1,4 mld zł trafi do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), a ok. 0,3 mld zł na nowo tworzony Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, także zarządzany przez NFOŚiGW.
W ubiegłym miesiącu wiceprezesem NFOŚiGW został Piotr Woźny, pełnomocnik premiera ds. programu "Czyste Powietrze". To właśnie na poprawę jakości powietrza, zgodnie z opinią Woźnego, powinny zostać przeznaczone dodatkowe środki. Na początku czerwca nadzorujący NFOŚiGW minister środowiska Henryk Kowalczyk informował, że na termomodernizację budynków i wymianę źródeł ciepła do 2029 roku przeznaczonych zostanie łącznie 103 mld zł. Ponad 60 mld zł ma bezzwrotnie wesprzeć poprawę efektywności energetycznej, a niemal 40 mld zł ma trafić do właścicieli budynków w formie kredytów. Program objąć ma aż 3 mln budynków w kraju. Za pomocą opłaty emisyjnej powinno w tym czasie przepłynąć z kieszeni kierowców do NFOŚiGW ponad 18 mld zł.
Większą niewiadomą są cele na jakie mają pójść pieniądze przepływające z kieszeni kierowców do Funduszu Niskoemisyjnego Transportu (FNT) - tj. 340 mln zł w przyszłym roku, 516 mln zł w 2020 roku i coraz więcej w kolejnych latach. Zgodnie z ustawą FNT ma bardzo szeroki wachlarz zadań. Od wsparcia producentów samochodów na gaz ziemny, prąd lub wodór, poprzez dofinansowanie infrastruktury ich ładowania i tankowania, po wsparcie zakupu takich pojazdów.
W maju minister Energii Krzysztof Tchórzewski poinformował, że za pieniądze z FNT chciałby dopłacać do zakupu auta elektrycznego nawet po 25 tys. zł. Rocznie można by dzięki tym środkom kupować po kilkadziesiąt tysięcy takich aut (dziś jest ich w Polsce niespełna 2 tys.). Jednak dwa tygodnie później współautor rządowego programu rozwoju elektromobilności Michał Kurtyka studził już ten entuzjazm tłumacząc w wywiadzie dla portalu wnp.pl, że nie zostało to jeszcze przesądzone. W tym czasie projekt był jeszcze pod silnym ostrzałem opozycji na etapie prac sejmowych. Wszystkie partie polityczne zarzucały rządowi, że obciąża biednych klientów stacji benzynowych dopłatami do aut elektrycznych dla bogaczy.
To na co ostatecznie trafią pieniądze z FNT określić ma rozporządzenie do ustawy o elektromobilności. Na razie Ministerstwo Energii nie opublikowało nawet projektu. O jego przyjęcie też nie będzie łatwo, bo zgodę na to gdzie trafią pieniądze wydać ma aż czterech innych ministrów - finansów, rozwoju, środowiska oraz gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. Nietrudno sobie wyobrazić, że starym zwyczajem każdy z nich będzie ciągnąć tę krótką kołderkę w swoją stronę.
Bartłomiej Derski