Volkswagen Golf Cup 2015

Jerzy Dudek o samochodach, wyścigach i "NieREALnej" karierze

Rozmawiamy z Jerzym Dudkiem, znakomitym bramkarzem, wielokrotnym reprezentantem Polski.

Opowiada nam  o swoich pierwszych krokach za kierownicą samochodu, o autach, którymi jeździł, oraz o tym, jak zaczęła się jego przygoda z... wyścigowym torem.

Interia.pl: O tym, że jesteś świetnym bramkarzem  wiedzą wszyscy, więc porozmawiamy tylko o...  motoryzacji. Jak się to zaczęło? Prawo jazdy robiłeś w wieku...

Jerzy Dudek: ... 22 lat.

Dość późno, nie sądzisz?  Na jakim samochodzie się szkoliłeś?

Faktycznie późno - moi rówieśnicy szli zwykle na kurs w wieku 17 lat. Ja jednak zawsze uważałem, że jak się nie ma samochodu, robienie prawa jazdy to strata czasu. Gdy będę miał samochód, to i prawo jazdy uda się szybko zrobić. Kurs zacząłem dopiero jak byłem piłkarzem, a uczyłem się na... Golfie. Udało zrobić część kursu, teorię i praktykę w Holandii. Instruktor przyjeżdżał po mnie na stadion. To było coś fajnego - pamiętam, że jak chodziłem na lekcje przed treningiem, czułem taką adrenalinę, byłem tak pozytywnie nakręcony, że na treningu byłem w wysokiej formie psychofizycznej. Jak przyjechałem do Polski na święta, zrobiłem  przyspieszony kurs w Polsce.

Reklama

A sam egzamin? W Polsce czy w Holandii?

W Holandii, bardzo fajny zresztą.

A byłeś już wtedy rozpoznawalny? Wiedzieli kogo egzaminują?

Byłem wtedy bramkarzem Feyenoord Rotterdam, więc nie byłem już osobą anonimową.

Sam egzamin jak wyglądał? Interesuje nas głównie praktyczny - w Polsce duży nacisk położony jest na ćwiczenie parkowania.

Tam jest podobnie, choć było to wiele lat temu i miałem nieco łatwiej. Sprawa wyglądała tak, że dopiero zaczynałem się uczyć języka holenderskiego i moje słownictwo było na tyle ubogie, że potrzebowałem instruktora, który mi pomagał w egzaminach. Pamiętam, jak chłopak, który uczył mnie jeździć, zagadywał tego egzaminatora, tak że tamten nie patrzył w ogóle na drogę, tylko sobie rozmawiali. Pytałem więc tylko czasem w którą stronę mam jechać, a egzaminator po chwili odpowiadał, że w lewo, prawo czy na rondzie prosto. Gdzieś po pół godzinie jazdy mówi do mnie, że wszystko ok, a jako że dzisiaj jest niedziela, to nie będzie mnie pytał z teorii,  bo uznał że umiem.  Na koniec poprosił, abym zaparkował przy  krawężniku. Bardzo proste parkowanie, ale chciałem mu pokazać, że umiem jeździć i zamierzałem wjechać w zatoczkę tyłem.  Na szczęście postanowiłem nie popisywać się  tylko zrobić jak chce.  Zaparkować i uciekać :)  No i tak ten cały egzamin  się skończył. Zdałem.

Po egzaminie dostałeś auto od klubu.  Od razu wskoczyłeś  na głęboką wodę?

Tak, dostałem auto z klubu i od razu dość mocne jak na owe czasy - Opla Vectrę  1.8 16v, o mocy 116 koni. Bardzo fajne. Wtedy myślałem, że to najlepsze auto na świecie. Potem przesiadłem się do jeszcze mocniejszej Vectry V6 2,5 l  170 KM.  To dopiero był dla mnie prawdziwy kozak ;)

Wraz z rozwojem kariery przesiadałeś się zapewne na coraz to lepsze samochody?

W Feyenoord Rotterdam mieliśmy umowę z Oplem, więc co roku zmienialiśmy auta i mogłem sobie przetestować całą oplowską stajnię. Vectrę sedan, Vectrę kombi, Omegę 2,5-litrową, 3-litrową V6. W Holandii naprawdę miałem szczęście do dobrych samochodów.

A później trafiłeś do Liverpoolu....

Tak, akurat wtedy w sprzedaży pojawiło się  BMW X5. Po trzech miesiącach gry w Liverpoolu zamówiłem go. Był  rodzinny, przestronny. Po prostu olbrzymi. Zwłaszcza w porównaniu do Porsche, które kupiłem sobie nieco wcześniej,  po wygranej w Lidze Mistrzów. Porszaka, którego zresztą mam do dziś, ściągnąłem sobie do Anglii. Pomagał mi  w codziennym życiu, ale samochodem, w którym czułem się naprawdę komfortowo była X5.

Prawostronny ruch nie sprawiał ci problemów?

W BMW nie sprawiał. W 911  trzeba było wychylać się aby cokolwiek zobaczyć. To było bardzo niebezpieczne.

Liverpool współpracował z BMW?

Nie, nie miał żadnej umowy. Liga angielska w ogóle nie stosuje tego typu praktyk, nawet Manchester United, który ma patronat Audi. Wątpię, żeby zawodnicy, którzy zwykle mają ogromnego fioła na punkcie motoryzacji, chcieli takie auta. Kupowali raczej Bentley’a Continentala GT, to był taki bardzo popularny samochód w pewnym momencie, a najlepszym autem, jakie się u nas pojawiło, był Aston Martin Vanquish Michaela Owena. Przepiękna maszyna. Później były Lamborghini, i inne supersamochody, ale ten Vanquish  najbardziej utkwił mi w pamięci.

Kolejnym klubem był Real?

Odchodząc z Liverpoolu sprzedałem X5, a w Polsce kupiłem sobie Audi Q7.  Natomiast kiedy już podpisałem kontrakt z Realem okazało się, że wszyscy piłkarze mają do dyspozycji Audi jakie tylko dusza zapragnie. To było moje kolejne świetne doświadczenie motoryzacyjne, bo miałem wszystkie najciekawsze modele - S6, RS6, S8. Przez te cztery lata mogłem je przetestować do woli. Od tego czasu jestem, nie ukrywam, fanem tej marki. W ogóle grupa Volkswagena ma bardzo ciekawe samochody.

Miałeś jakieś wypadki, kolizje, kradzieże?

Kradzieże niestety tak. Ukradli mi spod domu Porsche, ale na szczęście po dwóch dniach znalazło się. Anglik, który chyba nie bardzo umiał jechać tym samochodem -  strasznie pokiereszował mi felgi -  zostawił  je gdzieś w Manchesterze przy  krawężniku. Zauważył je przechodzący kibic. Kibice ogólnie pomagali w identyfikowaniu moich skradzionych rzeczy, ponieważ całe zdarzenie miało miejsce, kiedy wyjechałem na urlop do Polski. Złodzieje okradli mi dom i zabrali kluczyki do Porsche.

Udało się ich złapać?

Tak, kiedy tylko odnaleziono samochód, policja ich namierzyła. Okazało się, że to jakaś miejscowa szajka. Była taka plaga w Liverpoolu, każdemu niemal piłkarzowi się oberwało. Kiedy ktoś wyjeżdżał, na wakacje czy na zgrupowanie, to złodzieje już czekali.

Jakieś stłuczki, kraksy?

Na szczęście nie miałem żadnej, w której ja byłbym kierowcą. Ale była taka sytuacja, kiedy przyjechałem do Polski na wakacje, jeszcze Vectrą V6. Zwykle na urlopie lubię przytulić się do jakiegoś miejscowego klubu, żeby sobie potrenować, podtrzymać formę. Jechałem właśnie do Concordii i razem ze mną zabrał się chłopak z mojego osiedla. I mówi do mnie:  "Ale samochód, jak ja bym się karnął takim autem, to jest moje marzenie". Tak sobie pomyślałem, że jakbym był na jego miejscu, to też bym sobie tak marzył. Pytam go jakie ma auto, na co odpowiada, że tata ma Poloneza, do kościoła nim jeździ. Więc postanowiłem, że spełnię mu to marzenie i dam mu się przejechać. A na tamte czasy to były osiągi dosyć mocne, bardzo ładnie ta V-szóstka warczała. No i on tak jechał, ściął jeden zakręt, ja siedziałem wtedy z tyłu jeszcze z innymi kolegami, z przodu mój brat. Mówię koledze żeby tak nie ścinał tych zakretów, bo jak wyjedzie chłop z pola traktorem, to nie zdążymy wrócić na swój pas. A wszyscy się śmieją, chichrają, że rzeczywiście, chłop z pola wyjdzie. No i drugi zakręt tak ścinał... z naprzeciwka nadjeżdżał samochód. Kolega spanikował, skręcił gwałtownie w lewo, potem w prawo, Obróciło nas i wpadliśmy w wąwóz, który był przy drodze.  Na szczęście między drzewa.  Zmieściliśmy się w  10 metrowej luce miedzy nimi. Cały tylny wahacz poszedł, koło było przekrzywione o 40 stopni do środka, wszystkie spojlery pourywane, a ja siedziałem na miejscu mojego brata.

Nie miałeś zapiętych pasów...

Nie miałem :(  To był krótki odcinek. Stąd też przestroga dla wszystkich, nawet jak się jedzie dwa kilometry, to trzeba zapinać pasy bezpieczeństwa.  Mieliśmy niesamowite szczęście. Chłopak zaczął panikować, płakać. Mówię mu "ty już nie płacz, tylko leć po lawetę, bo tu zaraz wszyscy będą wiedzieć, że Dudek miał wypadek". Jeszcze na żółtych rejestracjach byłem wtedy, więc pierwsze co zrobiłem, to zdjąłem blachy, żeby nikt nie widział, że to moje auto. No i przyjechał taki miejscowy chłop, rolnik, prosimy go, żeby nas wyciągnął. Na co on mówi, że jego traktor,  tu 24 godziny na dobę jeździ, bo co chwilę ktoś wypada na tym zakręcie. To był mój jedyny wypadek, nie licząc tych na torze.

No właśnie porozmawiajmy o twoich startach w wyścigach samochodowych. Trzy lata temu zostałeś zaproszony do wzięcia udziału jako gość w zawodach z cyklu Volkswagen Castrol Cup.  Wcześniej nie myślałeś  o karierze kierowcy wyścigowego, prawda?

Tak, nie miałem przecież żadnego doświadczenia. Zdarzało mi się brać udział w imprezach typu driving experience z Audi R8, był też wyjazd do Finlandii, jeżdżenie po zamarzniętym jeziorze, ale to wszystko takie zabawy dla amatora. Był też karting klubowy, w Feyenoordzie, Liverpoolu czy Madrycie. Żadnego nie opuściłem.

Czyli jednak ciągnęło cię do rywalizacji?

Tak, jakąś tam żyłkę mam. W Volkswagen Castrol Golf Cup wystąpiłem jednak jako VIP. Dostałem co prawda zaproszenie, żeby ścigać się w całym sezonie, ale odpowiedziałem, że przecież nigdy wcześniej tego nie robiłem. To jest co innego, kiedy człowiek myśli, że umie jeździć, a co innego, kiedy trzeba dobrze jechać, niejako z automatu. Przejechałem więc trzy wyścigi jako VIP i natychmiast mi się to spodobało. Oczywiście, dużo mi brakowało do reszty stawki, ale czułem się komfortowo i kwestią tylko czasu było podnoszenie tej poprzeczki.

Śledzimy uważnie zmagania Volkswagen Golf Cup i widzieliśmy, że jeszcze niedawno brakowało ci kilka dobrych sekund do czołówki. A teraz nagle walczysz już nie o sekundy, tylko o ułamki sekund. Jak do tego doszedłeś?

Jeśli komuś zależy, to zauważalny postęp może zrobić bardzo szybko, tylko później napotyka się ścianę i zaczyna się mozolne doskonalenie, urywanie ułamków sekund. Ciężka praca przede wszystkim i analiza telemetrii - punkty hamowania, prędkość wchodzenia w zakręt, wychodzenia z niego, oglądanie on boardów - to wszystko daje bardzo dużo. Wyścigi pucharowe mają to do siebie, że nie można tymi samochodami trenować - to jest jedyny dyskomfort. Mam jednak wsparcie doświadczonej ekipy, choćby Piotra Żukowskiego, inżyniera i pilota, który wiele mi doradził a także Adama Gładysza. Aczkolwiek ja bardziej potrzebowałem techniki jazdy, niż zrozumienia konstrukcji samochodu. Jest to taka nauka krok po kroku - nie mam na przykład doświadczenia w kwalifikacjach. Nawet jeśli tempo jest dobre, to zawsze pokaże się mój brak doświadczenia - na przykład późne hamowanie. W czasie wyścigu chciałem hamować w tym samym miejscu, co na treningu, a tak się nie da. Zdarzało się więc często, że kogoś puknąłem, albo ktoś na mnie wpadł. Te doświadczenia sprawiają, że idzie mi coraz lepiej i założyłem sobie w tym sezonie, żeby do pierwszej trzynastki wpadać i to powoli zaczynam realizować. To jest fajne, daje satysfakcję i napawa optymizmem, chociaż zdarzają się takie wyścigi jak ostatni, kiedy problemy techniczne z samochodem pozostawiają pewien niedosyt, świadomość że mogłem wyciągnąć więcej. A tutaj robisz redukcję z piątego na trzeci bieg i na cztery sekundy kompletnie tracisz moc, potem ona wraca, ale inni już cię doganiają.

Powoli kończy się zaplanowana na 3 lata seria Volkswagen Golf Cup. Chciałbyś pojeździć jeszcze dłużej?

Czas  szybko mija. Zawody na poszczególnych torach są niesamowite. Słyszymy bardzo dużo pochwał "fajnie, że jesteście", "robicie dobrą robotę", "jest dużo rywalizacji na torze" - to są takie komplementy, na które zasługuje  nasz  organizator, który  stworzył ten puchar - Volkswagen Racing Polska.   Zobaczymy co będzie w przyszłym roku - za daleko nie wybiegam myślą. Są jakieś plany, być może kontynuacja tego pucharu.  Ja  nie ukrywam, że chciałbym jeszcze się ścigać. Mam już nawet wiernych kibiców, którzy za mną jeżdżą, ludzie ogólnie zaczynają się coraz bardziej interesować tymi wyścigami, nawet zakłady robią.

Jesteś również fanem gry w golfa. Gdybyś mógł wystartować w mistrzostwach świata w tej dyscyplinie sportu, np. w RPA, lub ścigać się  na torze w Poznaniu, co byś wybrał?

Poznania bym nie wybrał. Gdybym miał możliwość wyboru, czy pojechać na mecz golfa do RPA, albo na 24-godzinny wyścig  w Dubaju, Le Mans,  a nawet w Barcelonie, to wybrałbym wyścig. W RPA już byłem trzy razy na mistrzostwach świata amatorów.

Podobno grając w golfa radzisz sobie równie dobrze jak za kierownicą wyścigowego Volkswagena Golfa. Zacząłeś grać przypadkowo?

Przypadkowo zupełnie. Zawsze wydawało mi się, że to jest taki sport dla bogatych ludzi, starszych panów. Ale to są tylko stereotypy. Młodzi też przecież grają, a ceny sprzętu są teraz dość przystępne. Zresztą jest spory wybór, tak jak z wyścigami. Ktoś chce, może ścigać się Kią, a jak kogoś stać na puchar Lamborghini, to może się ścigać Lamborghini. W golfie jest podobnie - można kupić sprzęt za 1000 zł, można za 10 000 zł, więc to jest na każdą kieszeń.  Rozpoczęcie gry w golfa to była wspaniała decyzja, taki pozytywny zbieg okoliczności. Nie wiem co bym robił teraz bez tego golfa. Obecnie każdy wyjazd turystyczny, to jest golf. Gdziekolwiek jedziemy, nawet na wyścigi, to szukamy pola golfowego. To jest coś wspaniałego,  takie połączenie relaksu, troszkę odizolowania się, obcowania z naturą, a jednocześnie jest ten cel - trzeba jak najszybciej wbić piłkę do dołka. To powoduje, że ta mentalność sportowca jest zachowana - chęć rywalizacji, doskonalenia się.

To teraz kilka szybkich pytań. Paryż czy Londyn?

Londyn.

Herbata czy kawa?

Herbata.

Rower czy samochód?

Raczej samochód - rower mam stacjonarny, a do przemieszczania samochód.

Wieś czy miasto?

Wieś.

SUV czy kabriolet?

SUV

Skrzynia automatyczna czy manualna?

Manualna

Bieg po lesie czy centrum fitness?

Bieg

Książka czy  oglądanie  DVD?

DVD w domu, książka w podróży 

Wino białe czy czerwone?

Białe

Na koniec chcielibyśmy nawiązać jeszcze do twojej nowej książki biograficznej "NieREALna kariera". Obiecałeś przekazać czytelnikom Interia.pl kilka  egzemplarzy...

Tak. Przekażemy pięć książek, każda będzie z personalną dedykacją dla czytelnika Interii. 

Dziękujemy, a dla czytelnika  tej rozmowy, zainteresowanego  książką Jurka mamy informację. Otóż napisz dlaczego właśnie ty powinieneś dostać  tę książkę?  Jej egzemplarze  trafią do autorów pięciu najciekawszych wypowiedzi.  Maila prosimy wysłać na adres:  motoryzacja@firma.interia.pl

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy