Korzeniowski o rywalizacji na Slovakiaring
W miniony weekend, na słowackim torze Slovakiaring, odbyła się kolejna, - piąta już - runda wyścigów Volkswagen Castrol Cup. Jak wspomina ją jeden z zawodników - startujący w barwach Interia.pl - Krystian Korzeniowski?
Piątek
5. runda Volkswagen Castrol Cup odbyła się na "świeżym" słowackim obiekcie Slovakiaring. Bardzo dobrze wspominam jazdę po tym torze, zwłaszcza, że tutaj (w zeszłym roku) po raz pierwszy stanąłem na podium. Tor ten wymaga szybkiej i płynnej jazdy - średnia prędkość wynosi tutaj prawie 150 km/h, a ja dobrze się czuję w szybkich partiach.
Jak zwykle na tor przyjechałem z dobrym nastawieniem. Na moim samochodzie nie było śladu uszkodzenia z poprzedniej rundy. Pierwsza sesja treningowa odbyła się z możliwością używania systemu push-to-pass. W tym czasie skupiłem się na torze jazdy oraz punktach hamowania. Czas był dobry - 4. pozycja. Do drugiego treningu przystąpiłem na takich samych oponach, jak do pierwszego. Na każdy weekend Volkswagen przydziela nam 6 nowych opon plus dwie używane z poprzedniego weekendu wyścigowego. To my decydujemy o tym, kiedy i na którą oś je założyć.
Podczas 30-minutowego treningu, jadąc z prędkością 180 km/h, wypadłem na jednym z prawych zakrętów wjeżdżając wprost na kamienie i trawę. Przez około 200 metrów starałem się ostrożnie wrócić na tor. Przy tej prędkości, na takiej nawierzchni, samochód podskakiwał i był bardzo nerwowy. W momencie powrotu na asfalt jechałem prawie 190 km/h. Przez cały ten "wypad" trzymałem gaz w podłodze, by nie dopuścić do uślizgu tylnej osi samochodu.
Sobota
Sobota była dniem kwalifikacji, podczas których padał deszcz. Nie byłem ani zły, ani zadowolony. Warunki dla wszystkich są takie same. Czasówka poszła po prostu źle. Tor jazdy był ok, ale mimo to nie mogłem znaleźć przyczepności. Prawdopodobnie nie wpasowaliśmy się z ciśnieniami w oponach, które odgrywają tutaj bardzo ważną rolę. Efekt - 15. pozycja w dwóch wyścigach... nigdy nie było tak nisko.
Niedziela
Jadąc z hotelu na tor czułem sportową złość, którą chciałem rozładować w pozytywny sposób. Nie mogłem się doczekać startu pierwszego wyścigu. Wiedziałem, że jestem w stanie jechać tempem czołówki, dlatego chciałem szybko przedrzeć się do przodu. Schody zaczęły się już na starcie. Stałem na takiej pozycji, w której nie widziałem świateł odpowiedzialnych za start. Na drugim zakręcie zauważyłem lukę pomiędzy zawodnikami, którą wykorzystałem wyprzedzając 3 samochody. Na kolejnym zakręcie, jadąc zewnętrzną stroną, zostałem solidnie uderzony w tylną oś, która jak się później okazało, została bardzo mocno skrzywiona. Uderzenie było prawdopodobnie na tyle mocne, że wynikł chwilowy problem z elektroniką. Po dwóch okrążeniach wolniejszej jazdy wpadłem na pomysł zresetowania elektryki w samochodzie. Udało się i zacząłem odrabiać straty z 18. pozycji. Mimo skrzywienia tylnej osi utrzymywałem dobre tempo kończąc na 10. pozycji.
Do kolejnego wyścigu było parę godzin, a mechanicy mieli do naprawy kilka samochodów. Szacunek dla chłopaków - oni tam mają swój wyścig z czasem, który zazwyczaj wygrywają. Na godzinę przed drugim wyścigiem spadł ulewny deszcz, który ustał chwilę przed startem. W tak krótkim czasie tor zdążył niemalże wyschnąć, stąd decyzja o szybkiej o zmianie kół z deszczowych na slicki. Na torze miejscami było jeszcze wilgotno, dlatego ze względów bezpieczeństwa, odbył się start lotny. Jadąc za Jerzym Dudkiem myślałem, że szybko sobie z nim poradzę. W rzeczywistości nie było tak łatwo. Jechał dobrym tempem wykazując wolę walki - podobało mi się. Tym razem obyło się bez przygód i zakończyłem wyścig na 9. pozycji. To pokazało, jak ważne są kwalifikacje w tak mocnej stawce. Mimo mojego szybkiego tempa, ciężko było przebić się wyżej, ponieważ wszyscy kierowcy VWCC są szybcy, a poziom jest tutaj naprawdę wysoki.
Tym razem gościnnie wystartował z nami Marcin Prokop i Juliusz Szalek, którym miałem okazję wytłumaczyć kilka ciekawych rzeczy dotyczących wyścigowej jazdy.
Przyzwyczaiłem się do dużo lepszych miejsc niż te, które uzyskałem podczas rundy na Slovakiaring, dlatego nie jestem do końca zadowolony z tego weekendu. Po raz kolejny wiedząc, że mam możliwość pojechania wyścigu zdobywając podium muszę obejść się smakiem. Wiem, że przyjdzie mój czas, w którym będę dominował. Czuję to i widzę poprawę na każdych zawodach. Gratuluję Jaśkowi Kisielowi, który jako pierwszy z Polaków wygrał wyścig w tym sezonie. Dziękuję Interii.pl, organizatorom oraz kibicom, którzy jak zwykle w licznym gronie zgromadzili się na trybunie!