Rząd chciał lepiej kontrolować spaliny. Co z tego wyszło?
W początku 2019 roku "motoryzacyjnym" tematem numer jeden była kwestia smogu. Stało się tak za sprawą zapowiadanego przez Ministerstwo Środowiska zaostrzenia norm dotyczących emisji spalin silników wysokoprężnych. Od rewolucyjnych zapowiedzi minął już blisko rok. Postanowiliśmy sprawdzić, czy cokolwiek się w tej kwestii zmieniło...
Przypomnijmy - w początku lutego Mariusz Orion Jędrysek - podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska - udzielił posłom Barbarze Chrobak i Jarosławowi Sachajko (oboje z Kukiz’15) odpowiedzi na interpelacje dotyczącą jakości powietrza w Polsce.
W treści liczącego aż 10 stron opracowania, przygotowanego przez przedstawicieli resortu, znalazł się ciekawy fragment poświęcony kierowcom. Mogliśmy w nim przeczytać m.in., że: "Projektowane przepisy nowelizujące ustawę - Prawo o ruchu drogowym - przewidują wprowadzenie obowiązku dokumentowania jakości spalin pojazdu poddawanego okresowemu badaniu technicznemu przez stacje kontroli pojazdów (SKP)". Przepisy wykonawcze do ww. ustawy wprowadzać też miały nowe procedury badań spalin. Najważniejsza zmiana zakładała "wprowadzenie nowego, właściwego kryterium oceny zadymienia dla pojazdów posiadających silniki o poziomie emisji Euro 5 i Euro 6 (nie więcej jednak niż 0,2 m-1), które pozwoliłoby na "wykrywanie niesprawności filtra cząstek stałych (DPF)".
Ostatnia nowelizacja Prawa o Ruchu Drogowym miała miejsce w listopadzie. Zmieniły się wówczas m.in. przepisy dotyczące przebiegu kontroli drogowej. Czy w kodeksie drogowym pojawiły się też zapowiadane jeszcze lutym zmiany?
Z pytaniem o aktualne procedury i limity dotyczące pomiaru zadymienia spalin zwróciliśmy się m.in. do przedstawicieli spadkobiercy Ministerstwa Środowiska - obecnego Ministerstwa Klimatu. W odpowiedzi przedstawiciele resortu poinformowali nas, że "kwestie norm dotyczące zadymienia spalin pojazdów z silnikami wysokoprężnymi, a także kwestie stworzenia narzędzi prawnych służących do weryfikacji czy dane auto ma zamontowany filtr cząstek stałych, nie należą do kompetencji Ministra Klimatu". Zasugerowano nam skierowanie pytań do Ministerstwa Infrastruktury, co - rzecz jasna - uczyniliśmy. Efekt?
Jak poinformował Interię Szymon Huptyś - rzecznik prasowy MIN - "szczegółowy sposób pomiaru emisji zanieczyszczeń gazowych oraz zadymienia spalin podczas przeprowadzania badania technicznego pojazdu określa Rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 26 czerwca 2012 r. w sprawie zakresu i sposobu przeprowadzania badań technicznych pojazdów oraz wzorów dokumentów stosowanych przy tych badaniach. W tym zakresie przepisy nie uległy zmianom. Końcowa wartość pomiaru zadymienia spalin pojazdu z silnikiem o zapłonie samoczynnym nie może przekraczać wartości umieszczonej na tabliczce znamionowej pojazdu. W przypadku braku ich określenia na tabliczce znamionowej, maksymalne wartości określa Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia".
Wnioski? Wygląda na to, że gdy sprawa zeszła z pierwszych stron gazet, zapał stracili też urzędnicy. W efekcie w Polsce wciąż obowiązują limity zadymienia spalin ustanowione w 2002 roku, gdy po naszych drogach licznie poruszały się m.in. dostawcze Lubliny czy Żuki wyposażone w silniki wysokoprężne z komorą wirową. Oznacza to, że diagności wciąż nie mają narzędzi prawnych, które pozwoliłyby zweryfikować, czy w danym aucie rzeczywiście zamontowany jest filtr cząstek stałych. Pomiar zadymienia przy obecnie obowiązujących normach - bez najmniejszego problemu - przechodzą bowiem wszystkie stare auta z silnikiem wysokoprężnym - wystarczy do tego sprawny układ wtryskowy. Najlepiej świadczą o tym chociażby wyniki tegorocznej akcji Smog (przeprowadzona pod koniec listopada). Przykładowo - w województwie kujawsko-pomorskim na 1870 skontrolowanych pojazdów, za przekroczenie emisji spalin dowody rejestracyjne straciło... pięciu kierowców!
O absurdach dotyczących kontroli zadymienia spalin pisaliśmy już wielokrotnie. Problem jest niestety bardzo złożony - dotyczy bowiem nie tylko samych norm, ale i sposobu przeprowadzania kontroli. Ten polega bowiem na - co najmniej trzykrotnym - rozpędzeniu silnika do maksymalnej prędkości obrotowej i wyliczeniu z tych pomiarów średniej wartości zadymienia. Sęk w tym, że badanie ma się odbywać na stacji diagnostycznej, czyli na postoju, a większość współczesnych aut z silnikami Diesla wyposażona jest w ogranicznik maksymalnych obrotów na biegu jałowym...
Paweł Rygas