Policjant za drobną kolizję chciał odebrać prawo jazdy. Nie słyszał o kumulacji?
Zadaniem funkcjonariusza drogówki, podejmującego interwencję w sprawie zdarzenia drogowego, jest prawidłowa ocena sytuacji i adekwatne ukaranie sprawcy. Nieunikniona w takich sytuacjach subiektywność może usprawiedliwiać niewielkie różnice w ocenach podobnych zdarzeń przez różnych policjantów. Czasami jednak ich decyzje bywają... zastanawiające.
Zacznijmy od szybkiej analizy sytuacji, do której zostali wezwani policjanci. Kierowca Audi A5 wjechał na skrzyżowanie natychmiast po zapaleniu się światła żółtego, zwiastującego zielone. Nagle wjechał przed niego Peugeot 307 i doszło do kolizji. Kierujący francuskim hatchbackiem wyjaśniał, że nie wjechał na czerwonym, tylko "dodał gazu na widok pomarańczowego". Nie był przekonany o swojej winie i stąd telefon po patrol drogówki.
Był to specyficzny zbieg okoliczności - gdyby Audi ruszało ze świateł, a nie kontynuowało jazdę natychmiast po zmianie światła, do zdarzenia by nie doszło. Niemniej kierowca Peugeota pogrążył się tylko, przyznając, że na widok światła żółtego, zamiast zahamować, dodał gazu. Jego wina była bezsprzeczna.
Ciekawie zrobiło się natomiast, gdy funkcjonariusz zaczął rozmawiać ze sprawcą o wymiarze kary. Zaczął od tego, że jazda na czerwonym to poważne wykroczenie, za które czasami zatrzymuje się prawo jazdy. To prawda że ignorowanie czerwonego światła, jest szczególnie niebezpieczne, a od oceny policjanta zależy czy dany przypadek kierować do sądu. Prawdą jest również, że po to istnieje taryfikator mandatów, żeby za wykroczenia w nim zawarte karać mandatami, a nie zmuszać sądy do zajmowania się błahostkami, rozwlekając oczekiwanie na rozstrzygnięcie spraw faktycznie wymagających oceny sądu.
Na szczęście policjant wspomniał o takiej możliwości chyba tylko w celu urozmaicenia rozmowy. Szybko uatrakcyjnił ją też kolejnym ciekawym stwierdzeniem, jakoby sprawca kolizji znalazł się w korzystnej dla siebie sytuacji. Maksymalny mandat za przejazd na czerwonym świetle to 500 zł, natomiast za kolizję również 500 zł. "Czyli tak naprawdę jest pan trochę w uprzywilejowanej sytuacji" - konkluduje funkcjonariusz. Nic z tego nie rozumiecie? Już wyjaśniamy.
Otóż policjant oceniając dane zdarzenie, może zakwalifikować je jako tak zwane wykroczenie proste lub wykroczenie złożone. W pierwszym przypadku funkcjonariusz uznaje, że kierowca w ramach jednego błędu popełnił na przykład dwa wykroczenia, więc nakłada na niego maksymalnie 500 zł kary. W drugiej sytuacji uznaje, że popełniono różne wykroczenia jedno po drugim (nastąpił tzw. zbieg przepisów ustawy) i wtedy mamy do czynienia z kumulacją, która może dać maksymalnie 1000 zł grzywny. Tak na marginesie istnieje również trzecia opcja - uznanie każdego wykroczenia jako zupełnie osobnego czynu i karanie za nie w ramach osobnego postępowania mandatowego - wtedy nie ma podobnych limitów.
Wracając do opisywanego zdarzenia - czy policjant wspomniał o możliwości zatrzymania prawa jazdy dlatego, że uznał mandat 500 zł za dwa poważne wykroczenia za zbyt łagodną karę? Możliwe że tak właśnie było i to właśnie w sytuacjach, kiedy naruszenie przepisów było zbyt rażące, żeby załatwić to mandatem lub dwoma, policjanci powinni kierować sprawy do sądu. Tylko dlaczego funkcjonariusz rozważał możliwość skorzystania z tego uznaniowego prawa skoro równie uznaniowo mógł zastosować tu kumulację wykroczeń i mandatów? Chyba nie słyszał o takiej możliwości, skoro waha się pomiędzy dwoma skrajnymi wymiarami kary, ignorując istnienie tego pośrodku.
Tak jak napisaliśmy na początku - ocena wykroczenia i towarzyszących mu okoliczności należy do policjanta, przez co pewne różnice w wymiarze kary za podobne przewiny, są czymś zrozumiałym. Niestety czasami decyzje są dość zastanawiające. Za opisywane zdarzenie sprawca otrzymał ostatecznie mandat 500 zł i 6 punktów, co policjant motywował tym, że w systemie konto tego kierującego było czyste. To przypomnijmy teraz inną sytuację, w której kobieta nieuważnie cofając, doprowadziła do szkody parkingowej. Funkcjonariusz interweniujący w tamtej sprawie również ukarał ją mandatem 500 zł i 6 punktami karnymi. Czyli zarysowanie komuś zderzaka jest równie groźne, co świadome wjechanie na skrzyżowanie "na późnym pomarańczowym" i doprowadzenie do kolizji? Najwyraźniej tak.
Dla porównania przytoczmy jeszcze jedną sytuację. Starszy kierowca wjechał na czerwonym świetle na skrzyżowanie, uderzył w prawidłowo poruszający się pojazd i usiłował uciec z miejsca zdarzenia. Został na szczęście zatrzymany przez świadka. Po przybyciu na miejsce policji nie uznawał swojej winy i nie chciał przyjąć mandatu. Czy za tak rażące złamanie przepisów - jazda na czerwonym, kolizja, nieudzielenie pomocy poszkodowanej i próba ucieczki - policjant skierował sprawę do sądu? Czy nieuznawanie swojej winy przez kierującego było dostatecznym dowodem na to, że należy mu zatrzymać prawo jazdy, bo nie rozumie podstawowych zasad panujących na drodze? Brawo, zgadliście - oczywiście że nie. Sprawa zakończyła się mandatem 500 zł i 6 punktów karnych. Widać nie było to groźniejsze i mniej odpowiedzialne od zarysowania komuś zderzaka...