Policjant próbował wymusić mandat? Nie wiedział, że kierowca ma na niego sposób
Nie jest tajemnicą, że policyjne pomiary prędkości niejednokrotnie budzą wątpliwości, co do swojej dokładności. Wiele kontrowersji było nie tylko wokół starych radarów, ale też tych nowszych, laserowych. Nie mówiąc już o wideorejestratorach, w których pomiar, zgodnie ze sztuką, dokonywany jest na oko. W większości przypadków taka wiedza niczego nie zmienia z perspektywy kierowcy, ponieważ ocenę policjanta niezwykle trudno jest podważyć, nawet mając na poparcie swojego stanowiska jakieś dowody. Tym razem jednak zatrzymany kierowca znalazł sposób na obronę przed niesłusznym oskarżeniem.
Nagranie z całego zajścia zaczyna się tuż przed wjechaniem na teren zabudowany. Kierowca musiał korzystać z jakiejś aplikacji ostrzegającej przed policyjnymi kontrolami, ponieważ słychać powiadomienie, że funkcjonariusze znajdują się 500 metrów od nagrywającego. Zaczął on więc zmniejszać prędkość i mijając znak "teren zabudowany" jechał 62 km/h, cały czas zwalniając.
Taka ostrożność na nic się jednak zdała, bo już po chwili zauważył policjanta, nakazującego zjechanie na pobliski parking. Powodem kontroli było przekroczenie prędkości - według funkcjonariusza autor nagrania jechał 84 km/h. Sam zainteresowany był tym mocno zaskoczony - przyznawał, że mijając znak informujący o terenie zabudowanym, mógł nie zwolnić jeszcze do przepisowych 50 km/h, ale mogło być to najwyżej 65 km/h.
W odpowiedzi funkcjonariusz zaczął... ironizować, że nie może "popatrzeć w gwiazdy" i na tej podstawie wypisywać mandatów za prędkość. Dodajmy, że dla policjanta "patrzeniem w gwiazdy" jest nagranie oraz bardzo precyzyjny odczyt prędkości na podstawie sygnału GPS. Przeciwieństwem tego jest najwyraźniej dokonywanie pomiaru z bardzo dużej odległości (znak "teren zabudowany" oddalony był o 419 metrów) i najprawdopodobniej pod dużym kątem (policjanci stali po przeciwnej stronie drogi), a więc w sposób dający największe szanse na fałszywy pomiar.
Mimo wszystko fakt, że kierowca ma nagranie swojego przejazdu i jest pewien swoich racji, chyba ostudził zapał policjanta, ale nie jego sarkazm. Sprawdził wcześniejsze wykroczenia autora nagrania i zauważył, że "w dwutysięcznym dwudziestym nie udało się mu niczego nagrać i udowodnić swojej niewinności". Stwierdza też, że nagraniami "walczy on" z policjantami. Najwyraźniej próba obrony przed niesłusznym oskarżeniem jest "walką", a więc czymś niekoniecznie pozytywnym.
Kierowca przyznał, że przywoływane zdarzenie nakłoniło go do zakupu kamery, aby uniknąć kolejnych podobnych sytuacji. Dwa lata wcześniej został zatrzymany przez patrol w radiowozie z wideorejestratorem i policjanci dokonali pomiaru zbliżając się do niego, zawyżając tym samym wynik. W efekcie mężczyzna stracił prawo jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym. O podobnych przypadkach oraz o tym, że policja wcale się nie kryje, tylko sama publikuje zapisy sfałszowanych pomiarów, pisaliśmy już kilkukrotnie.
Opisywana sytuacja zakończyła się... pouczeniem. Policjant zobaczył nagranie i najwyraźniej uznał, że stoi na straconej pozycji. Co prawda w razie ewentualnej rozprawy sądowej, dowodem jest zapis policyjnego radaru, ponieważ ma on odpowiednią homologację w przeciwieństwie do samochodowej kamery. Nie jest jednak tajemnicą, który rodzaj pomiaru jest bardziej wiarygodny i dokładny, co sąd powinien wziąć pod uwagę podczas oceny sytuacji.
Znamienne w tym zdarzeniu jest to, jak szybko policjant przestał obstawać przy tym, że pomiar wykonany przez niego był prawidłowy. Czyżby sam sobie zdawał sprawę, że jest zawyżony, tylko liczył, że zatrzymany kierowca nie będzie miał żadnego twardego dowodu na poparcie swojej wersji wydarzeń? Zwróćmy uwagę też na to, że funkcjonariusz postanowił zrobić kontrolę stanu wyposażenia pojazdu, zaczynając od... zaczepów do holowania pojazdu. Liczył, że uda się znaleźć jakąś wadę lub usterkę, za którą wystawi choćby symboliczny mandat?
Autor nagrania z pewnością jest teraz zadowolony, ponieważ wydatek na zakup kamerki bez wątpienia mu się opłacił. Gdyby nie przekonał policjanta, że jego pomiar był zawyżony, musiałby zapłaci 800 zł i otrzymałby 9 punktów karnych. Oto jak prezentuje się taryfikator mandatów po ostatniej zmianie, która miała miejsce 17 września 2022 roku.
- do 10 km/h - 50 zł, 1 pkt karny
- od 11 km/h do 15 km/h - 100 zł, 2 pkt. karne
- od 16 km/h do 20 km/h - 200 zł, 3 pkt. karne
- od 21 km/h do 25 km/h - 300 zł, 5 pkt. karnych
- od 26 km/h do 30 km/h - 400 zł, 7 pkt. karnych
- ponad 30 km/h - 800 zł (recydywa 1600 zł), 9 pkt. karnych
- ponad 40 km/h - 1000 zł (recydywa 2000 zł), 11 pkt. karnych
- ponad 50 km/h - 1500 zł (recydywa 3000 zł), 13 pkt. karnych
- ponad 60 km/h - 2000 zł (recydywa 4000 zł), 14 pkt. karnych
- ponad 70 km/h - 2500 zł (recydywa 5000 zł), 15 pkt. karnych
***