Polskie drogi

EDWARD. Czy naprawdę nikt nie zginie w wypadku?

Na 26 września zaplanowano kolejną, ogólnoeuropejską policyjną akcję EDWARD. Jej przesłanie jest szczytne, ale trudno pozbyć się wątpliwości, czy jak w przypadku innych podobnych przedsięwzięć i tym razem konkretne wyniki idą w parze z rozgłosem i nakładem sił.

EDWARD to skrót od European Day Without Road Death (Europejski Dzień Bez Ofiar Śmiertelnych na Drogach). Projektowi  patronuje Europejska Organizacja Policji Ruchu Drogowego TISPOL. Przyświeca mu idea ograniczenia do zera, przynajmniej w tym jednym dniu, liczby ofiar śmiertelnych wypadków na drogach Europy (przeciętnie każdego dnia ginie na nich około 70 osób).

Cel jest tyleż ambitny, co, przyznajmy, utopijny. Zresztą w oficjalnym filmiku, podsumowującym ubiegłoroczną akcję, wiele mówi się o pozyskaniu nowych sponsorów, zainteresowaniu mediów, liczbie wzmianek w internetowych serwisach społecznościowych, poparciu ze strony powszechnie znanych postaci (wśród nich był m.in. kierowca Formuły 1 Nico Rosberg). Dopiero gdzieś pod koniec wspomina się, że "według wstępnych danych" tego dnia (19 września) na drogach 31 europejskich państw zginęło około 50 osób. Faktycznie nieco mniej niż zazwyczaj, ale jednak nie zero. Ponadto trudno jednoznacznie stwierdzić, że ów spadek zawdzięczamy właśnie mobilizacji służb.

Reklama

W Polsce 19 września 2018 doszło do 97 wypadków, czyli 18... więcej niż dzień wcześniej. Zmalała (z 5 do 3) liczba zabitych, za to o 23 (z 85 do 108) zwiększyła się  liczba rannych. Jakie stąd można wyciągnąć wnioski? Praktycznie... żadne.

Na bezpieczeństwo w ruchu drogowym wpływa bowiem tak wiele zmiennych w czasie czynników, że niezwykle trudno wskazać jakikolwiek wiarygodny związek przyczynowo-skutkowy. Brakuje drobiazgowych analiz poszczególnych zdarzeń i materiału porównawczego. Wystarczy zresztą jedna, niosąca większą liczbę ofiar tragedia, by zaciemnić tego rodzaju dzienne statystyki.

Podobnie jest zresztą z innymi, nader często organizowanymi policyjnymi akcjami specjalnymi. Służby, trochę wbrew logice (działanie z zaskoczenia może przecież przynieść lepszy efekt), informują o nich uprzedzająco, poprzez media, szczególnie duży rozgłos nadając operacjom takim, jak doroczna akcja "Znicz".

Z jednej strony zapewne ze względów propagandowych,  chęci wykazania się swoją aktywnością, z drugiej w nadziei, że ostrzeżeni zawczasu użytkownicy dróg będą ostrożniejsi. I znowu - trudno orzec, czy wspomniane rachuby się sprawdzają, a nadzwyczajne zaangażowanie drogówki przynosi zamierzone wyniki. Nie ma bowiem odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby 1 listopada policjanci nie pojawili się masowo na drogach...

No właśnie,czy rzeczywiście masowo? Zgodnie z zapowiedziami, w naszym kraju w tegorocznej akcji EDWARD ma uczestniczyć około 5000 funkcjonariuszy. Załóżmy, że będą oni działali w dwuosobowych zespołach i pracowali na dwie zmiany. Sieć dróg publicznych w Polsce ma około 420 000 km długości. Oznacza to, że statystycznie rzecz biorąc jeden policyjny patrol przypadnie na odcinek, liczący 336 kilometrów. W praktyce prawdopodobieństwo spotkania mundurowych będzie jeszcze mniejsze.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy