Jazda (bez)alkoholowa

Kara więzienia dla pijanego kierowcy recydywisty

Na 4 lata i 3 miesiące więzienia skazał w poniedziałek Sąd Rejonowy w Białymstoku mężczyznę, który prowadził samochód mimo dożywotniego zakazu, był wtedy pod wpływem alkoholu i uciekał przed policją, doprowadzając do wypadku, w którym rannych zostało kilka osób. Wyrok nie jest prawomocny.

Sąd w wyroku ponownie orzekł dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Skazany ma też wpłacić 10 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej oraz kolejne 10 tys. zł jako nawiązkę na rzecz kobiety, która w wypadku doznała najpoważniejszych obrażeń.

Prokuratura zarzuciła 42-letniemu mężczyźnie umyślne naruszenie zasad na drodze i sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach. Obejmowało to m.in. jazdę po pijanemu, ucieczkę przed kontrolą policyjną, przekroczenia prędkości, ignorowanie znaków (w tym sygnalizacji świetlnej), jazdę po chodnikach.

Reklama

Oskarżony był już wcześniej karany za jazdę po pijanemu i miał zasądzony dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Od listopada odbywa karę 3,5 roku więzienia za podobne przestępstwa.

Do policyjnego pościgu za nietrzeźwym kierowcą doszło we wrześniu ubiegłego roku. Dyżurny białostockiej policji dostał informację, że w jednym ze sklepów mężczyzna wyglądający na nietrzeźwego kupił alkohol i odjechał samochodem osobowym. Informację przekazała kobieta, która w tym sklepie robiła zakupy.

Policjanci próbowali zatrzymać do kontroli wskazany samochód, ale jego kierowca, który, jak się później okazało, miał we krwi 1,22 promila alkoholu, próbował uciec. Kilka razy zderzył się z jednym ze ścigających go radiowozów, a w pewnym momencie przejechał przez pas zieleni (świadkowie mówili, że samochód "przeskoczył" przez ten pas, odrywając się od ziemi wskutek uderzenia w krawężnik) na jezdnię w przeciwnym kierunku ruchu i tam zderzył się z dwoma kolejnymi samochodami. W wypadku ucierpiało pięć osób, w tym ścigany kierowca. Osoba, która została najpoważniej ranna w wypadku, miała m.in. złamane żebra.

Przed sądem mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale nie chciał składać wyjaśnień. Z odczytanych na pierwszej rozprawie wyjaśnień oskarżonego ze śledztwa wynikało, że pił tego dnia alkohol z bratem, od którego kupił samochód. Wyjechał tym autem, aby odebrać pieniądze i zapłacić bratu, a gdy zobaczył policyjny radiowóz, zaczął uciekać, bo nie chciał - jak wyjaśniał - trafić znowu do więzienia.

W poniedziałek sąd przesłuchał ostatnich świadków i zamknął przewód sądowy. W mowie końcowej prokuratura wnioskowała o karę łączną 5,5 roku więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Obrona chciała możliwe łagodnej kary; sugerowała, że do niebezpiecznej sytuacji na drodze doszło z racji sposobu, w jaki policja prowadziła pościg. Sam oskarżony przepraszał za to, co zrobił, deklarował, że pokryje koszty leczenia kobiety z najpoważniejszymi obrażeniami, która miała w sprawie status oskarżyciela posiłkowego.

Ostatecznie sąd skazał 42-latka na 4 lata i 3 miesiące więzienia. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Barbara Paszkowska mówiła, że fakty w tej sprawie nie były trudne do ustalenia, a przebieg zdarzeń na drodze opisali świadkowie, są też zapisy miejskiego monitoringu i z kamery wideo jednego z aut. Powiedziała, że powodem wypadku było upojenie alkoholowe kierowcy i zbyt duża prędkość wskutek czego stracił panowanie nad samochodem.

Za jedyną okoliczność łagodzącą sąd uznał przyznanie się przez sprawcę do popełnienia przestępstwa, skruchę i przeprosiny. Sędzia Paszkowska zwracała uwagę, że wcześniej nałożone na mężczyznę wyroki za podobne czyny nie przyniosły oczekiwanego efektu. "W tej sytuacji kara w tej sprawie może mieć tylko i wyłącznie charakter izolacyjny" - uzasadniała. Zwróciła też uwagę, że taki notoryczny przestępca stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa innych uczestników ruchu drogowego.

"Oskarżony może wreszcie zrozumie, że takie zachowanie będzie się za każdym razem spotykało z surową karą, karą bezwzględnego pozbawienia wolności" - dodała sędzia.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy