Śmierć na Dakarze wstrząsnęła Polakami
Śmierć powszechnie lubianego portugalskiego motocyklisty Paulo Goncalvesa wstrząsnęła uczestnikami Rajdu Dakar. Był dobrze znany także Polakom, którzy bardzo przeżyli jego wypadek. Poniedziałkowy etap dla motocyklistów i zawodników jadących quadami został odwołany.
Tego dnia wyniki miały drugorzędne znaczenie. Wszyscy przeżywali śmierć Portugalczyka, który na 276. kilometrze etapu miał ciężki wypadek i zmarł mimo reanimacji na trasie i szybkiego przetransportowania śmigłowcem do szpitala.
To był 13. Dakar 40-letniego Goncalvesa, który najwyższe, drugie miejsce zajął w 2015 roku. W tej samej edycji Rafał Sonik wygrał kategorię quadów.
"To był świetny facet. Straciliśmy dzisiaj fantastycznego dakarowca i wspaniałego człowieka" - podkreślił Sonik, który Goncalvesa znał od wielu lat.
"Utarło się powiedzenie, że jest coś takiego jak duch Dakaru. Człowiek, który go uosabia jest przede wszystkim pokorny. Zdaje sobie sprawę, że ma doświadczenie i umiejętności, ale ma też świadomość ryzyka. Od właśnie taki był, od lat był w światowej czołówce, ale jednocześnie nigdy nie stracił pokory. Pustynia jest jednak bezwzględna, potrafi zaskoczyć najbardziej doświadczonych" - dodał polski kierowca.
Jak zaznaczył, za wcześnie jest na mówienie o np. nieprecyzyjnym oznaczeniu trasy.
"Przejeżdżałem tamtędy jakiś czas po wypadku i byłem zdziwiony, że widzę śmigła helikopterów, a nie kadłuby. Było tam takie pofalowanie terenu, niewidoczne, kiedy się na nie najeżdżało. I właśnie na takie uskoki Paulo trafił. Moim zdaniem miał dzisiaj okropnego pecha. Na pewno organizator wdroży procedurę, która wyjaśni, czy to był tylko pech" - powiedział.
Jak wspomniał, wielokrotnie doświadczał dramatycznych wydarzeń. "Pamiętam przynajmniej pięć śmiertelnych wypadków. W Chile w Andach na dojazdówce zginął motocyklista potrącony przez ścinający zakręt samochód policyjny. Innym razem jadący przede mną motocyklista uderzył w wybiegające z zarośli stado krów. Ale najbardziej przeżyłem śmierć mojego kolegi z Krakowa Michała Hernika".
Portugalczyka ciepło wspomina także osteopata z teamu Sonika Stanisław Czopek. "Od lat spotykaliśmy się na zawodach. Dosyć charakterystyczna postać, bo był niskiego wzrostu, ale miał do tego dystans i taki humorystyczny stosunek. Wielokrotnie zjawiał się u mnie i starałem mu się pomagać. Dzisiaj już na ten biwak nie dojedzie. Trudno się z tym pogodzić. Dopiero jak kogoś stracimy, to sobie uświadamiamy, jak był nam bliski" - przyznał.
Rajdowe dramaty nie ominęły innego doświadczonego uczestnika Dakaru, jadącego Mini Jakuba Przygońskiego. Także on bardzo dobrze znał Portugalczyka.
"To straszna tragedia. Ja się z Paulo dobrze znałem, bo to był ostatni zawodnik, z którym się tutaj ścigałem jeszcze na motocyklach. To był taki ostatni Mohikanin" - wspomina.
W 2014 roku Przygoński był świadkiem śmierci motocyklisty na rajdzie Abu Dhabi Desert Challenge.
"To było dla mnie ekstremalnie ciężkie przeżycie. Pierwszego dnia wywrócił się przede mną zawodnik, którego długo reanimowałem, ale niestety zmarł. Pewnie jak są takie silne emocje, to następnego dnia nie powinno się startować. Ja pojechałem i miałem wypadek, w którym złamałem kręgosłup. Po tych wydarzeniach zdecydowałem, że przesiądę się do samochodu" - zaznaczył.
"To mój 11. Dakar. Uprawiamy bardzo niebezpieczny sport, kontuzje nie robią na nas większego wrażenia, bo myśli się tylko o powrocie do rywalizacji. Ale śmierć zawsze mocno się przeżywa. Ja na pewno do końca Dakaru będę miał to w głowie" - dodał.
Jadący quadem Kamil Wiśniewski podkreśla waleczność Goncalvesa. "Oglądałem wiele filmików z nim, kiedy wychodził z potężnych kraks. Miał wielką wolę walki, zawsze chciał jechać dalej. Po tym wypadku nie udało mu się wstać, otrzepać. To wielka strata".
Próbę reanimacji Goncalvesa widział motocyklista Orlen Teamu Maciej Giemza, który nadjechał kilka minut po wypadku. Był tak wstrząśnięty, że po przyjeździe na biwak długo przeżywał to w samotności.
Po konsultacji z zawodnikami, organizatorzy odwołali poniedziałkowy etap wokół Wadi ad-Davasir dla motocyklistów i zawodników jadących quadami, aby dać im czas na opłakiwanie przyjaciela. Załogi rywalizujące w pozostałych kategoriach pokonają 713 kilometrów, z czego 546 to odcinek specjalny.
Siódmy etap Rajdu Dakar prowadził z Rijadu do Wadi ad-Davasir. Najlepiej z Polaków ponownie wypadła załoga pojazdu UTV Aron Domżała, Maciej Marton, która zajęła trzecie miejsce. W rajdzie pozostało 14 biało-czerwonych. Do niedzielnego etapu nie przystąpił jadący quadem Paweł Otwinowski.