Kolce na drodze
Podczas pierwszego etapu nie mogłem złapać rytmu, oprócz tego na ostatnim oesie nie dohamowałem się do zakrętu, obróciłem samochód tyłem i wylądowałem w krzakach w rowie - opowiadał po rajdzie Sebastian Frycz.
Na szczęście na tyle krótko, że uzyskałem nawet przyzwoity czas i nie straciłem kontaktu z czołówką. Prócz tego ostatnią pętlę jechałem bez drugiego biegu, co było bardzo uciążliwe, szczególnie na nawrotach i ciasnych zakrętach. Już teraz tempo było bardzo wysokie, a bardzo chciałem podczas drugiego etapu przyspieszyć, bo zajmowane miejsce nas nie zadowalało.
Wszystko szło dobrze aż do pierwszego oesu drugiej pętli. Nie wygrywałem odcinków, ale byłem cały czas w czołówce. Pojawiły się już głębokie cięcia i kamienie, których nie było podczas pierwszego przejazdu. Już w odległości 200-300 metrów od startu, na cięciu złapałem kapcia na lewym, tylnym kole. Nie przesądzało to o walce o czołową lokatę, bo na tym kapciu była szansa w miarę sprawnie się poruszać, dojechać do mety odcinka i stracić bardzo niewiele sekund. Ale niestety po przejechaniu następnego kilometra, na prawym bardzo szybkim zakręcie zobaczyłem ułożony na 1/3 szerokości drogi szereg kilku przedmiotów. Jak się później okazało, specjalnych czworokątnych kolców do przebijania opon. Nie sposób było tego ominąć. Gdybym to zrobił, skończyłbym w rowie w rozbitym samochodzie. Złapałem więc kolejnego kapcia, tym razem prawego przedniego koła i straciłem w ten sposób wszelką szansę na walkę o czołową pozycję. Trzeba było pomyśleć o wymianie tego koła, bo szkoda było uszkodzić samochód w sytuacji, gdy się już o nic nie walczy. Zmieniłem więc na oesie to przednie koło (można to zobaczyć na filmie kibica), potem, aby nie tracić zbyt dużo czasu, już za metą odcinka tylne.
Ludzie z mojego zespołu, którzy pojechali na to miejsce, znaleźli w trawie jeden taki przedmiot, drugi obca osoba. Musiało to być dużo wcześniej zaplanowane, bo była to bardzo solidna robota. Ktoś długo i z rozmysłem się do tego przygotował. Zapytany przeze mnie Tomek Kuchar potwierdził, że również widział te kolce na drodze, (udzielił też takiego wywiadu m.in. w TV Mikołajowi Madejowi, czy Autoklubowi) i że ma to na pewno nagrane na on-boardzie. Szkoda tylko, że później się z tego wycofał, moglibyśmy może wszyscy we wspólnym interesie dojść do tego, kto dopuścił się tego bandyckiego wybryku, narażającego na śmierć nie tylko nas, ale również widzów. Bo ci bandyci, mieniący się być może kibicami któregoś z kierowców, w myśl jakiejś chorej rywalizacji, mogą pojawić się również na innych rajdach.
No i w ten sposób im udało się ustalić wyniki rajdu.
Jestem rozgoryczony tym co się stało. Przez dwa ostatnie lata nie osiągałem mety. Teraz wydawało się, że będę walczył o podium. Dobrze, że chociaż udało się dojechać.
Sebastian Frycz z Jackiem Rathe na tym feralnym oesie stracili do zwycięzcy ponad cztery minuty, zajmując w 3. Subaru Poland Rally 13 lokatę.