Hołowczyc: Jeszcze tu wrócę
Krzysztof Hołowczyc i Jean-Marc Fortin nie wystartowali do dwóch ostatnich etapów Dakaru 2007, ale nie mogło ich zabraknąć na mecie rajdu nad Lac Rose.
Samochodowa załoga ORLEN Team towarzyszyła Jackowi Czachorowi i Markowi Dąbrowskiemu, swoim kolegom z zespołu w najprzyjemniejszych dla nich chwilach - pokonaniu ostatnich metrów trasy rajdu i przejeździe przez rampę mety wieńczącą dwutygodniowy wysiłek.
- Moi koledzy z ORLEN Team pojechali po prostu znakomicie, a już to czego dokonał Jacek zasługuje na najwyższe uznanie. Mnie oczywiście żal, że nie jestem na mecie. Ta meta była blisko. Z drugiej strony przejechaliśmy bardzo dużo ciężkich, dakarowych etapów i tego nikt nam nie odbierze. Pokazaliśmy, że potrafimy jechać szybko. Meta jest najważniejsza i to cel zawodów, ale my jesteśmy także zawodnikami, którzy chcą się ścigać, nie tylko dojeżdżać. Tylko szybka jazda daje szansę na osiągnięcie celu. A tym celem jest dla mnie wysoka pozycja w Dakarze. Mieliśmy w tym roku wzloty i upadki, były fantastyczne momenty i te mniej przyjemne. Te pierwsze, gdy "wjeżdżaliśmy" do pierwszej dziesiątki, a te drugie gdy po urwaniu tylnego mostu wydawało się, że już nie pojedziemy dalej. Ale wracaliśmy i znów liczyliśmy się w rajdzie - opowiadał Krzysztof Hołowczyc.
- Ten szalony rajd zakończył się dla nas źle. Miałem trochę do siebie pretensje, dlaczego wjechałem w serię tych dziur, dlaczego ich nie ominąłem. Analizowaliśmy to wszystko z Jean-Markiem i okazało się, że opis dokonany przez organizatora nie był precyzyjny. Trzy dziury były opisane jako jedna. Nie zamierzam jednak nikogo obwiniać. Innym udało się przecież przejechać przez to pechowe dla nas miejsce. Chociaż ci co jechali szybko tez mieli w tym miejscu problemy. Rozmawiałem z Peterhanselem, który opowiadał mi, że też miał w tym miejscu ciężkie chwile. Jego samochód również lądował na nosie, ale jakimś cudem wyszedł z opresji. Peterhansel ma na pewno więcej ode mnie doświadczenia, dwa razy odbił się na nosie auta, ale jakimś cudem wylądował na kołach. Mnie się to niestety nie udało. Straciliśmy koło, samochód był poturbowany, ja również i nie mogliśmy już jechać dalej. Mogę natomiast powiedzieć jedno, na pewno tutaj wrócę, na pewno będę walczył i na pewno nie będę jechał powoli... - podsumował Krzysztof Hołowczyc.