Złośliwie hamują i zatrzymują się na autostradach. Wystarczy jedna rzecz
W Polsce rozpowszechnił się niestety bandycki wybryk, niespotykany właściwie w innych krajach o wyższym poziomie motoryzacyjnej cywilizacji. Chodzi o wjechanie przed pojazd poprzedzający i zmuszenie jego kierowcy do gwałtownego hamowania, czasem nawet do zera. Dlaczego tak postępują niektórzy kierowcy? Bo wyprzedzał za wolno, bo jechał niepotrzebnie lewym pasem, bo mnie wkurzył itd.
Nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać, że takie postępowanie jest niezwykle niebezpieczne i grozi spowodowaniem karambolu. Zmuszenie innego kierowcy do zatrzymania się na autostradzie lub drodze ekspresowej samo z siebie stwarza ryzyko groźnego wypadku.
Takie zdarzenie miało miejsce kilka miesięcy temu na autostradzie A2 w okolicach Baranowa:
Kierowca niebieskiego Volvo zatrzymał się na lewym pasie autostrady, zmuszając tym samym do zatrzymania się kierującego BMW, którego przed chwilą wyprzedził. Pięć innych samochodów o mało nie wpadło na stojące BMW, do wypadku zabrakło dosłownie centymetrów.
A teraz popatrzcie, co tak zdenerwowało kierowcę Volvo. Oto nagranie z BMW:
Kierujący BMW wyprzedza jeden pojazd podążający prawym pasem, następnie drugi. Kierowca na pasie lewym ma prawo we własnym tempie zakończyć manewr wyprzedzania i nie musi zjeżdżać na prawo, jeśli wyprzedza kolejne pojazdy. Ale ma obowiązek zjechać na prawo, jeśli tylko nadarza się taka okazja. Przepisy nie regulują jednak tego, jak wygląda taka "okazja" to znaczy ile czasu może maksymalnie minąć między wyprzedzaniem kolejnych pojazdów. Traktuje się to więc uznaniowo, oceniając każdą sytuację indywidualnie. Wydaje się, że gdyby tylko chciał, kierowca BMW mógł zjechać na prawo, przepuścić szybciej jadące Volvo, a następnie wrócić na swój pas, bez konieczności hamowania.
Taka możliwość była jednak tylko jedna - gdy tylko wyprzedził pojazd przewożący rowery, słusznie pozostał na pasie lewym, ponieważ na tym odcinku znajduje się po prawej stronie pas rozbiegowy, którym jedzie tir szykujący się do przejechania na prawy pas. Kierowcę Volvo to nie interesuje, zaczyna migać światłami, a potem wyprzedza BMW z prawej strony, wjeżdża tuż przed to auto i złośliwie hamuje do zera. Nadjeżdżający z tyłu kierowcy na szczęście wykazali dobrym refleksem i zdołali uciec na trawiaste pobocze i zatrzymać się. Prawdziwy cud, że nie doszło tu do tragedii.
Osobnik z Volvo otworzył drzwi, ale widząc że nadjechało więcej samochodów i ich kierowcy mogą dać wyraz swojemu niezadowoleniu i to w formie manualnej ruszył i szybko uciekł. Kierowca BMW zawiadomił o tym zdarzeniu policję, ale podobno dotychczas nie uzyskał żadnej odpowiedzi... Czy należy wnioskować, że kierowca Volvo nie zostanie ukarany?
Na szczęście zdarza się, że takie wybryki są wykonywane na oczach policjantów z nieoznakowanego radiowozu:
Kierujący białym busem zatrzymuje się na lewym pasie obwodnicy w Chorzowie, zmuszając do zatrzymania się jadący za nim samochód. Następnie wysiada i zaczyna wymyślać kierowcy Audi.
Podążający za Audi inny kierowca zmuszony jest do nagłej zmiany pasa ruchu. Na nieszczęście dla krewkiego kierowcy z busa trzecim kolejnym pojazdem był policyjny radiowóz. Jego załoga zatrzymała kierującemu prawo jazdy.
Można przypuszczać, że kierowca Audi jechał tuż za busem i być może migał światłami domagając się zjechania z lewego pasa. Nic jednak nie usprawiedliwia takiego postępowania, a w szczególności zmuszenia kogoś do zatrzymania się na drodze szybkiego ruchu.
Przykładów takich bandyckich wybryków można znaleźć w internecie mnóstwo. Są nawet kierowcy, których denerwuje to, że gdy blokują lewy pas, ktoś chce wyprzedzić ich prawym, choć jest to dozwolone.
Takich przykładów mógłbym zaprezentować znacznie więcej, ale nie o to chodzi. Na drodze wręcz nagminne jest, że uczestnicy ruchu co chwilę popełniają jakieś błędy, a czasami stwarzają naprawdę groźne sytuacje. Czy to jest jednak powód, aby kierować się taką agresją i próbować kogoś w bandycki sposób "wychowywać"? Ktoś w kolejce po pieczywo nadepnął mi na nogę i nie powiedział przepraszam. To co? Powinienem go tak pobić, że wyląduje w szpitalu? Jakiś nieostrożny pieszy wbiegł na przejście tuż przed moim samochodem. I co? Mam cofnąć, wysiąść i ciężko go pobić, bo zostałem sprowokowany albo zdenerwowałem się?
Co gorsza, każdy taki wybryk, złośliwe wyhamowanie innego pojazdu stwarza ogromne zagrożenie również dla innych kierowców i ich pasażerów. Czy pomyślał o tym kierowca Volvo, który zmusił BMW do zatrzymania się na lewym pasie autostrady? Przecież w tych nadjeżdżających z tyłu samochodach mogły znajdować się również małe dzieci.
To, co uczynił pokazany na wstępie kierowca Volvo było ewidentnym stworzeniem zagrożenia zaistnieniem katastrofy w ruchu lądowym. Mogło przecież dojść do karambolu i wiele osób zostałoby rannych. To, że tak się nie stało było tylko dziełem przypadku. Kierowca Volvo nie mógł przewidzieć, że nikomu nic się nie stanie, a wręcz przeciwnie - powinien mieć na tyle wyobraźni, by zakładać, że swoim chuligańskim postępowaniem może spowodować poważne zagrożenie dla życia i zdrowia innych uczestników ruchu.
Kierowcy, którzy doświadczyli takiej drogowej agresji, wysyłają czasem do policji informacje o tych zdarzeniach, dysponują także nagraniami. Skutki bywają różne, czasem policja wszczyna postępowanie karne, czasem nie. To powoduje utratę wśród kierowców wiary i przekonania, że prawo ich chroni, że można liczyć na pomoc.
Uważam, że konieczna jest jak najszybsza zmiana w kodeksie karnym, która pozwoliłaby wyeliminować takie bandyckie i niezwykle niebezpieczne wybryki.
Należy wprowadzić art. 174a w Kodeksie Karnym, który brzmiałby następująco:
Czy ktoś oburzy się, że to za surowe kary? Zapoznajcie się zatem z przypadkiem Polki pracującej w Niemczech, która przekroczyła dopuszczalną prędkość o 100 km/h, podobno ściągała się z kolegą i z impetem wpadła na jadący prawidłowo samochód. W wyniku tego wypadku zginęło dwoje małych dzieci. Jaką karę wymierzył Polce niemiecki sąd? Karę dożywocia! Tam nie ma żartów i pobłażania dla drogowych piratów!
W systemach prawnych wielu krajów istnieje przestępstwo określane jako drogowe zabójstwo i jest karane z pełną surowością. W naszym kraju niestety wciąż wypadki drogowe traktowane są jako "nieszczęśliwe zdarzenia", co powoduje demoralizację sprawców, poczucie bezkarności. No bo co mu zrobią? Dostanie najwyżej mandat. A przecież bardzo wiele tych zdarzeń spowodowanych jest brawurą, brakiem odpowiedzialności i wyobraźni, totalnym lekceważeniem przepisów, a często także drogową agresją.
Niektórzy internauci piszą w komentarzach, że w takich sytuacjach poszkodowany kierowca wyhamowany na autostradzie sam był sobie winien, bo wcześniej zajechał komuś drogę, nie zjechał na prawo, nie usunął się itd. Bzdura! Nawet jeśli tak było, droga nie może być miejscem do jakichś porachunków, do wymierzania komuś "sprawiedliwości" czy "wychowywania" go. Nic nie usprawiedliwia takiego postępowania! Jeśli ktoś nie potrafi powstrzymać się od agresywnych, bandyckich zachowań, to nie powinien jeździć, nie powinien mieć prawa jazdy!
Panie posłanki i panowie posłowie! Podałem wam "na tacy" gotowy projekt przepisu, który w krótkim czasie pozwoliłby wyeliminować z polskich dróg agresywnych, niezrównoważonych psychicznie kierowców. Leży to w interesie ogromnej większości normalnych zmotoryzowanych jeżdżących spokojnie i bezpiecznie.