Nie dajcie się zabić, czyli świąteczne życzenia od polskiego kierowcy

Świąteczny nastrój już rozkwita, w firmach, biurach i urzędach mało kto myśli o pracy, odbywają się wigilie, opłatki, śledziki...

Pierwsi nietrzeźwi kierowcy zostaną więc upolowani jeszcze przed Świętami. Trwa także szaleństwo związane z zakupami, a potem, przez najbliższe dwa tygodnie kraj zostanie wyłączony z normalnego funkcjonowania. Za to na drogach będzie się działo...

No to strzemiennego!

To staropolskie zawołanie przetrwało do dziś i ma zastosowanie także w nowoczesnej motoryzacji, dalekiej już od czasów furmanek. Kolega przynosi do pracy pół litra, no bo przecież jakoś musimy się pożegnać przed Świętami i złożyć sobie życzenia, a bez wódki nie da rady. Nie przystoi wręcz! Siedzimy sobie zatem w firmowym pokoiku, spławiamy natrętnych klientów i interesantów, którzy jeszcze ośmielają się zawracać nam głowę, nie odbieramy telefonów i po cichu rozlewamy do kieliszków.

Reklama

Humory nam coraz bardziej dopisują, codzienne problemy na chwilę schodzą na dalszy plan. No to jeszcze po jednym! Za nowy rok! No to wesołych Świąt!

A potem nadchodzi niestety smutna chwila, kiedy trzeba pożegnać się i wracać do domu, bo już żona goni, że zakupy jeszcze nie zrobione, że mieszkanie nie posprzątane... Wsiadamy więc do auta i w drogę. No przecież musimy jakoś wrócić do domu. Po 4-5 kieliszkach nic złego się nie stanie, a poza tym jesteśmy przecież świetnymi kierowcami.

Zastanówcie się, ilu takich "pośledzikowych", wstawionych kierujących napotkacie na drogach jeszcze przed wigilijną wieczerzą? Czy uda się Wam uniknąć spotkania z nimi na drodze?

Miłuj bliźniego swego...

W rodzinnym gronie, kiedy mamy już z głowy zakupy, choinkę, prezenty i wreszcie możemy zasiąść do jadła, no to i wypić trzeba. I to solidnie, wszak Wigilia jest tylko raz w roku.

Przedtem, rzecz jasna, składamy sobie życzenia. Stajemy się na chwilę jakby życzliwsi dla innych. Wymieniamy uściski dłoni, całusy... To nic, że za parę dni będziemy znów bluzgać jadem i nienawiścią na drogach, wyzywać innych, trąbić i wygrażać, albo nawet rwać się do bicia. Dziś jesteśmy pełni miłości dla bliźnich, bo tak trzeba, tak nakazuje tradycja...

Jedni spędzą Święta w domu, ale inni będą wyjeżdżać do rodziny, do znajomych, przemierzając kraj wzdłuż i wszerz. Ilu nietrzeźwych kierowców, pieszych, rowerzystów mamy szansę napotkać na swojej drodze? Ilu tak zwanych wczorajszych?

Najczęstszym błędem jest właśnie zasiadanie za kierownicą następnego dnia po suto zakrapianej kolacji. Wydaje nam się, że jesteśmy już zupełnie trzeźwi, a okazuje się, że mamy 1 promil alkoholu we krwi!

Wszystko dla rodziny!

To bardzo modne ostatnio hasło. Widocznie dlatego niektórzy, nawet jeśli słaniają się już na nogach i plącze im się język, potrafią zasiąść za kierownicą, aby po świątecznym przyjęciu odwieźć do domu żonę, dzieci, matkę... Dla rodziny wszystko!

Najgorsze jest jednak to, że te rodziny wsiadają do aut kierowanych przez pijanych mężów i tatusiów, mimo iż doskonale wiedzą, że kierowca niedawno wypił sobie sporą dawkę alkoholu. Tej głupoty, lekkomyślności i zakłamania nie sposób zrozumieć.

Nikt z nas pewnie nie zgodziłby się, aby operował go pijany chirurg albo wiózł nietrzeźwy kierowca autobusu. Wtedy znalazłby się wielu, którzy natychmiast chwytaliby za komórki i dzwonili krzycząc "skandal". Jednak, kiedy odwozi nas wstawiony mąż, tatuś, szwagier czy brat, to wszystko jest w porządku.

Wystarczy spotkać jednego

W okresie świąteczno-noworocznym na drogach będą obecni jednak nie tylko pijani lub tylko trochę "zamuleni" kierowcy. Pojawią się także i ci trzeźwi, którzy jednak mogą również stworzyć poważne zagrożenie.

Jedni będą cisnąć pedał gazu, bo są mistrzami we własnym mniemaniu, mają "szybkie auto", a przepisy i ograniczenia są tylko dla "naiwnych". To jest właśnie ciekawe u nas, Polaków. Kiedy ktoś zachowuje się niezgodnie z przepisami, to by od razu wyzywali, bili, domagali się ukarania. Jeśli jednak sami naruszamy przepisy, a często i zasady zdrowego rozsądku, to nam wolno. Bo my się spieszymy, bo zakazy i ograniczenia są głupie...

Drudzy będą czynić nieprzewidywalne manewry, bo w okresie świątecznym pojawią się na drogach także tzw. niedzielni kierowcy z bardzo małym doświadczeniem. I oni mogą stanowić bardzo poważne niebezpieczeństwo.

To wszystko stanowi już bardzo groźną mieszkankę. Nietrzeźwi, "wczorajsi", drogowi wariaci i drogowi nieudacznicy... Wystarczy niekiedy spotkać jednego takiego, a może on stać się sprawcą tragedii, która zmieni całe nasze dalsze życie.

Każdy liczy, że jego to nie spotka

Realizując rozmaite reportaże, miałem okazję rozmawiać z kierowcami, którzy przed wigilijną wieczerzą potrącili człowieka, spowodowali wypadek. Analizowałem też wypadki, które zdarzały się w okresie poprzednich świąt. Te najgroźniejsze. Wielu ich uczestników straciło kogoś bliskiego, albo sami zostali ranni; niekiedy stali się kalekami do końca życia.

Wszyscy przyznawali, iż nigdy nie wierzyli, że ich może spotkać coś podobnego. Wydawało im się to zupełnie nieprawdopodobne. Przecież jeździli tyle lat, nie mieli żadnych poważniejszych zdarzeń na drodze. Aż tu nagle pewnego dnia...

No właśnie, zbytnia pewność siebie zgubiła już wielu. Naprawdę dobry kierowca zawsze podchodzi krytycznie do swoich umiejętności, za to z szacunkiem do przeciwnika. Kto jest tym przeciwnikiem? Oczywiście ci wszyscy, których spotykamy na drodze. Każdy z uczestników ruchu może wyrządzić nam zło i z tym musimy się liczyć. Myśleć także za innych!

Moje życzenia dla polskich kierowców

Dziękuję Wam, Drodzy Kierowcy za to, że czytaliście moje artykuły. Mimo, że czasem część z Was nie zgadzała się ze mną, to jednak - mam nadzieję - te moje krytyczne, a czasem nawet ironiczne wypowiedzi na temat polskich zmotoryzowanych skłonią Was do chwili refleksji. O to przecież chodzi nam wszystkim, aby na tych polskich dziurawych drogach było jednak bezpieczniej. Abyśmy byli dla siebie chociaż odrobinę życzliwsi i to nie tylko w Święta, ale także na co dzień.

Życzę Wam przede wszystkim tego, abyście jeżdżąc wśród tych różnych "mistrzów", agresywnych szaleńców, nawiedzonych "najmądrzejszych" i drogowych oferm jakoś przetrwali i nie dali się zabić!

To najważniejsze, abyśmy cali i zdrowi wrócili ze świątecznych wojaży i aby kolejny 2014 rok przejeździć bez wypadku! A w przyszłym roku napiszę coś nowego i postaram się Was znowu trochę podenerwować! Obiecuję!

Polski kierowca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zabić
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy