Kierowca, który przepuszcza pieszych, jest winnym wypadku?
Niedawno nagłośniono w mediach przypadek, kiedy to pewna pani oblała egzamin na prawo jazdy, bo zatrzymała się przed przejściem. Na przejściu nie było jeszcze pieszych, chociaż stali na chodniku i ich zachowanie wskazywało na możliwość wejścia na pasy. Egzaminator uznał jednak postępowanie zdającej jako wykroczenie i otrzymała ona negatywny wynik. Po jej odwołaniu Dyrektor Departamentu Organizacyjnego Urzędu Marszałkowskiego unieważnił egzamin. Egzaminator odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które decyzję urzędu marszałkowskiego uznało za słuszną. Pan egzaminator nie dał jednak za wygraną i odwołał się do sądu. Dopiero tam poległ ostatecznie. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy również podtrzymał unieważnienie egzaminu i oddalił skargę egzaminatora.
Mimo to media szybko i wybiórczo podchwyciły ten wątek, nagłaśniając pogląd, że zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych - jeśli żaden z przechodniów nie postawił na nim stopy - jest wykroczeniem! Oliwy do ognia dodała jeszcze pewna pani egzaminator, która na portalu branżowym dotyczącym bezpieczeństwa ruchu drogowego zaczęła lansować opinię, iż nie należy zatrzymywać się przed przejściami, bo to zabronione. Jest co najmniej dziwne, że ludzie z branży, podobno fachowcy, popularyzują takie poglądy.
Jakie są tego skutki? Oczywiście różni domorośli specjaliści, polscy "mistrzowie" kierownicy z radością wypowiadają się w licznych komentarzach, że jeśli jakiś pirat potrącił pieszego na przejściu, to wina tego kierowcy, który się zatrzymał. Tak, tak! Nie tego, który pędził z klapkami na oczach albo smartfonem przed oczami i zapewne nawet nie zauważył, że zbliża się do przejścia, tylko tego, który zatrzymał się i chciał przepuścić pieszego.
W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, o godz. 1:20, w Kobyłce pod Warszawą kierowca citroena berlingo zabił na przejściu dla pieszych trzy kobiety w wieku 16, 43 i 70 lat, które wracały z wigilijnej pasterki. Jeden z jadących z samochodów zatrzymał się przed przejściem. Kobiety szły po pasach. W tym momencie pędzący z przeciwnego kierunku Citroen uderzył w nie. Uderzenie było tak silne, że kobiety zostały odrzucone na odległość kilkudziesięciu metrów i znalazły się w przydrożnych zaroślach. Przybyli na miejsce strażacy musieli ich szukać w krzakach!
No i co czytam w komentarzach pod różnymi informacjami na ten temat?
(pisownia oryginalna)
"To wina tamtego barana po co się zatrzymał?"
"Gdyby nie puszczał tych pieszych to by nie weszły i nic by się niestało"
"Jak widziały że tamten zapieprza to po co właziły mu pod koła?"
"Tak to jest jak się puszcza pieszych na przejście, głupia uprzejmość i jakie teraz skutki"
Ludzie, czy wy naprawdę nie potraficie myśleć? Czy już wszystko wam się w głowach pomieszało? Przecież nawet nie wiecie, czy kierowca tamtego pojazdu zatrzymał się przed przejściem z dobrej woli, czy osoby piesze już były na przejściu i miał taki obowiązek. No, ale oczywiście głupio-mądrych i wszystkowiedzących nie brakuje...
Zapoznajcie się rzetelnie z wyrokiem sądu i nie mylcie pojęć!
Rzetelność dziennikarzy od dawna budzi moje jak najgorsze odczucia. Manipulacje, wyrywkowe cytowanie, dodawanie od siebie, podgrzewanie atmosfery, szukanie sensacji, powoływanie się na rzekomych anonimowych informatorów, ewidentne błędy merytoryczne, prowokacyjne tytuły - są na porządku dziennym.
W omawianej sprawie oblanego egzaminu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy zajął, moim zdaniem, słuszne stanowisko, przyznając de facto rację pani, która nie zdała egzaminu. Niestety, z tego wyroku zaczerpnięto tylko wyrwane z kontekstu wątki i różni redaktorzy ogłosili publice: "zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych jest wykroczeniem!" To jest zła dziennikarska robota!
Z kolei wspomniana pani egzaminator napisała:
"(..) zatrzymywanie się przed przejściem, na którym nie ma pieszego jest zabronione prawem. Bo ustawodawca przewidział, że będzie to dla pieszych śmiertelnie niebezpieczne".
Przewidział i dlatego zredagował taki przepis? No nie, ta pani nagina rzeczywistość do swoich własnych wyssanych z palca teorii! Wykroczenie ma istotnie miejsce, gdy kierujący zatrzymuje pojazd przed przejściem dla pieszych bez żadnego racjonalnego powodu (np. wysadza pasażera) albo - co gorsza - parkuje swoje auto przed przejściem powodując ograniczenie widoczności czy też, jak to często bywa, ustawia pojazd wręcz na przejściu. Z myślą o takich zachowaniach był redagowany art. 49 ust. 1 pkt. 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
"Zabrania się zatrzymania pojazdu (...) na przejściu dla pieszych, na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed tym przejściem lub przejazdem; na drodze dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zakaz ten obowiązuje także za tym przejściem lub przejazdem."
No właśnie, a dlaczego za przejściem? Przecież nikt nie zatrzymuje się za przejściem, aby przepuścić przechodniów, prawda? Ponadto, chcąc przepuścić pieszych, mogę zatrzymać się w odległości 11 metrów od przejścia i co? Wtedy jest ok?
Jeden z ówczesnych współautorów tego przepisu, Zbigniew Drexler, wieloletni ekspert ówczesnego Ministerstwa Komunikacji, wyjaśnił mi zresztą:
"Przepis o zakazie zatrzymywania się na przejściu, przed nim i ewentualnie za nim nie był redagowany z myślą o zatrzymywaniu się w celu przepuszczenia pieszych. Chodziło o zatrzymywanie się, które może spowodować ograniczenie widoczności. Np. ktoś na chwilę zatrzymuje się przed przejściem, aby pobiec do kiosku po gazetę... Pojazd zasłania przejście. Piesi nie widzą nadjeżdżających pojazdów, a ich kierowcy nie widzą pieszych. O to tu chodziło. Rzecz jasna zakaz zatrzymywania się to także zakaz postoju. Powoływanie jednak tego przepisu w sytuacji, kiedy pojazd zatrzymuje się, aby umożliwić pieszym przejście przez jezdnię to ewidentna bzdura i pomylenie pojęć. Wówczas zatrzymanie wynika z warunków ruchu! Ręce opadają, jak się słyszy takie teorie"
Sąd zajął w sprawie oblanego egzaminu następujące stanowisko (II SA/Bd 175/17 - Wyrok WSA w Bydgoszczy):
"Na tle okoliczności faktycznych rozpatrywanej sprawy przyjąć więc należy, że jakkolwiek osoby widoczne na nagraniu DVD nie znajdowały się na przejściu, a zatem nie korzystały z pierwszeństwa, jednakże ich zachowanie sugerowało zamiar wejścia na przejście, to reakcja egzaminowanej polegająca na zatrzymaniu pojazdu i ustąpieniu pierwszeństwa przy uwzględnianiu zasady ograniczonego zaufania, tym samym nie stanowiła naruszenia normy prawnej wynikającej z art. 49 ust. 1 pkt. 2 ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. - Prawo o ruchu drogowym właśnie ze względu na obowiązek wynikający z art. 4 ustawy - Prawo o ruchu drogowym, kreującego jakże istotną w ruchu drogowym - zasadę ograniczonego zaufania"
Sąd wyraził również następujący pogląd:
"Z punktu widzenia literalnego brzmienia przepisu art. 49 ust. 1 pkt. 2 u.k.p., doszło do naruszenia zasady zakazu zatrzymywania pojazdu przed przejściem dla pieszych, na którym pieszych nie było w momencie zbliżania się pojazdu do przejścia. Zdaniem Sądu celowe jest jednak zróżnicowanie oceny sytuacji prawnej podmiotu, który zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych, powodując zagrożenie (np. konieczność hamowania pojazdów przez innych uczestników ruchu) od sytuacji, gdy brak jest jakiegokolwiek zagrożenia a zdający egzamin bezpiecznie zatrzymuje pojazd, by umożliwić pieszym znajdującym się przed przejściem, przemieszczenie się przez to przejście. Nieuwzględnienie zróżnicowania zaistniałej sytuacji prowadziłoby do naruszenia zasady równości i poczucia sprawiedliwości społecznej".
W rezultacie WSA w Bydgoszczy oddalił skargę egzaminatora i uznał, że zachowanie zdającej egzamin kobiety było prawidłowe.
Można tylko wyrazić głębokie zdziwienie, że egzaminator ten, chcąc za wszelką cenę oblać zdającą, wykazując tak duży upór godny chyba lepszej sprawy i dochodząc swoich racji nawet przed sądem, notabene nieskutecznie, nie uwzględnił wskazanych powyżej zasad oceny sytuacji na drodze. Należy też wyrazić ubolewanie, że stał się (być może w sposób niezamierzony) jednym z propagatorów chorej tezy: "kierowco, nigdy nie przepuszczaj pieszych, nie zatrzymuj się przed przejściem". Tę zasadę starał się też wpoić na egzaminie pani, która dopiero zaczynała swoją motoryzacyjną przygodę. To jest szkodliwa działalność!
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji
Nie wolno rozpatrywać danej sytuacji drogowej bez odniesienia do konkretnych realiów.
Przypadek 1: Piesi stoją tuż przed przejściem i wykazują wyraźny zamiar wejścia na nie albo pieszy szybkim krokiem zbliża się do przejścia lub nawet biegnie.
Takie zachowanie pieszych wskazuje ewidentnie na możliwość wejścia na przejście, co wynika z doświadczenia życiowego. Wspomniano o tym również w cytowanym wyroku:
"Obowiązek <zachowania szczególnej ostrożności> wynika z oczywistego faktu, iż nie wszyscy piesi upewniają się, czy mogą bezpiecznie wejść na jezdnię. Niektórzy z różnych powodów mogą nagle wtargnąć na jezdnię lub nagle zmienić kierunek ruchu. Należy również pamiętać o dzieciach, które bywają nieprzewidywalne i zdarza im się wbiegać na jezdnię".
Nie wolno więc bezmyślnie zakładać, że skoro pieszy nie wszedł jeszcze na przejście to kierujący pojazdem ma przed nim pierwszeństwo i dlatego nie wolno mu w żadnym razie zatrzymywać się przed przejściem, gdyż byłoby to wykroczeniem. Wręcz przeciwnie, kierujący obowiązany jest zmniejszyć prędkość i być gotowym do natychmiastowego zatrzymania samochodu. Jeżeli obserwowane zachowanie pieszych wskazuje na możliwość wejścia na przejścia, to kierujący obowiązany jest stosować zasadę ograniczonego zaufania i zakładać nawet możliwość wtargnięcia pieszego przed nadjeżdżający pojazd.
Jeśli zatem widzę, że pieszy czyni ruch ciałem, jakby za chwilę miał wejść na przejście albo pieszy idzie szybkim krokiem do przejścia, to mam obowiązek zakładać i przewidywać, że ten pieszy na przejście wejdzie. Nie wolno mi zatem w żadnym razie kontynuować jazdy, "bo mam pierwszeństwo".
Równie ważny, jak art. 49 jest art. 4 ustawy Prawo o ruchu drogowym: "Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania."
Przypadek II: Pieszy stoi przed przejściem i czeka na możliwość przejścia.
W takim przypadku kierujący pojazdem nie ma oczywiście obowiązku zatrzymywania się przed przejściem, ma pierwszeństwo przed pieszym. Czy jednak wolno mu zatrzymać się i przepuścić pieszego, rezygnując z przysługującego pierwszeństwa?
To też oczywiście zależy od sytuacji. Wspomniana już wcześniej pani egzaminator wywodzi w swoim artykule:
"W Polsce pokutuje mit, powielany z pokolenia na pokolenie, że pieszy oczekujący przed przejściem ma pierwszeństwo. Temat jest na tyle kontrowersyjny, że zdania nawet wśród fachowców od ruchu drogowego są podzielone".
Przejechałem ponad 2 miliony kilometrów i pierwszy raz słyszę o takim "micie". Nikt mi tego nie wpajał, żaden instruktor mnie tego nie uczył. Tu nie chodzi o mit o rzekomym pierwszeństwie, ale o zwykłą kulturę, życzliwość, współpracę uczestników ruchu. Pani egzaminator podkreśla, że zdania wśród fachowców są podzielone, ale za chwalę radykalnie i autorytatywnie wypowiada swoje zdanie jako jedynie słuszne (pisownia oryginalna):
"(...) takie "z dobrej woli", "z kultury" czy jak tam jeszcze to kierujący nazywają, zatrzymywanie się przed przejściem, na którym nie ma pieszego jest zabronione prawem. Bo ustawodawca przewidział, że będzie to dla pieszych śmiertelnie niebezpieczne.
W praktyce wygląda to tak, że na drodze o dwóch, lub więcej pasach ruchu w jednym kierunku jakiś "uczynny kierujący", zatrzymuje się na skrajnym prawy, bądź lewym pasie i zaprasza pieszych. A na pozostałych pasach jadą/pędzą auta. Nie wolno tak narażać pieszych! Zachowanie szczególnej ostrożności polega między innymi na tym, aby przewidywać, aby ocenić sytuację wokół pojazdu, nieco szerzej, niż u brzegu własnej pokrywy silnika. Ja rozumiem, że pozostali mają obowiązek się zatrzymać, widząc, że jeden stoi i zaprasza pieszych. Jednak ludzie popełniają błędy. Ludzie się zagapiają, nie myślą (...)"
W pełni mogę się zgodzić tylko z jednym stwierdzeniem tej pani - że ludzie za kierownicą nie myślą. Przynajmniej bardzo wielu. A poza tym - pokrywy komory silnikowej, a nie "pokrywy silnika". Egzaminator powinien wyrażać się poprawnie.
Proszę sobie wyobrazić, pani egzaminator, że przed przejściem stoi matka z malutkim dzieckiem, które trzyma za rączkę. A może kobieta z wózkiem?
Dopóki nie wejdzie na przejście, nie ma pierwszeństwa. Nie wolno jej także wejść tuż przed nadjeżdżający pojazd. A pojazdy, jak pani to określa, pędzą jeden za drugim. I co? Matka z dzieckiem ma wejść na jezdnię, aby uzyskać pierwszeństwo? Albo będzie tak stała do wieczora, jeśli nie znajdzie się chociaż jeden życzliwy kierowca, który zatrzyma się przed przejściem. Zdaniem pani takiego kierowcę należy oczywiście od razu ukarać za niebezpieczne wykroczenie, tak?
A co ma uczynić kobieta prowadząca wózek dziecięcy? Wysunąć ten wózek z dzieckiem na przejście, aby uzyskać pierwszeństwo? A co ma zrobić staruszka z trudem poruszająca się?
Nie wolno generalizować i lansować poglądu, że nigdy nie należy się zatrzymywać i przepuszczać pieszych. Są takie przejścia (niestety), że bez odrobiny uprzejmości pieszy nie mógłby po prostu przejść.
A teraz per analogiam. Jadę powoli samochodem w korku, z bocznej podporządkowanej drogi stara się wyjechać jakiś kierowca. Ja mam pierwszeństwo. Co więcej, na tej jezdni obowiązuje zakaz zatrzymywania się. Pojazdy przede mną ruszyły, a ja zatrzymałem się, aby życzliwie wpuścić tamtego kierowcę. Czy też popełniam wykroczenie?
Ruch drogowy jest o wiele bardziej skomplikowany, niż wydaje się osobom lansującym takie osobliwe poglądy. Nie wszystko da się ująć w ramy przepisów. Nie dajmy się zwariować! Ja rozumiem dobre intencje tej pani egzaminator, tyle tyko, że nie potrafiła ich wyrazić w sposób profesjonalny i zgodny z życiowymi realiami. Nie uwzględniła też wszystkich możliwych okoliczności.
Jeśli jadę ruchliwą jezdnią, a sąsiednimi pasami ruchu pędzą inne pojazdy, które widzę w lusterku, to w takim przypadku moje nagłe hamowanie przed przejściem, zachęcanie pieszego do wejścia na jezdnię byłoby istotnie rażącą lekkomyślnością i głupotą. Tamci kierowcy mogą zostać zaskoczeni moim manewrem i po prostu nie zdążyć zareagować:
Jeśli jednak podczas zbliżania się do przejścia widzę, że bezpośrednio za mną i obok na sąsiednich pasach nie ma innych pojazdów jadących ze znaczną prędkością, staję przed przejściem, pieszy zaczyna przechodzić, a mimo to po paru sekundach nadjeżdża jakiś pojazd i uderza w tego przechodnia, no to już jest zupełnie inna sytuacja.
Skoro tamten kierowca zbliżając się do przejścia nie zauważył, że mój pojazd stoi i nie zaczął hamować, to powinien utracić na zawsze prawo jazdy i spędzić kilka lat za kratami. Widocznie jest wybitnie ograniczony w zakresie swojej sprawności psychomotorycznej albo umysłowo.
Trzymając się jednak nurtu formalistycznego, należałoby zadać pytanie: co będzie, gdy pieszy chociażby tylko zejdzie z krawężnika, postawi stopę na jezdni, a więc z punktu widzenia prawa znajdzie się już na przejściu? Wówczas pani egzaminator i każdy inny kierujący będą mieli obowiązek ustąpić mu pierwszeństwa. A przecież sąsiednimi pasami nadal pędzą pojazdy z kierowcami inteligentnymi nieco inaczej... I co? Myśli pani, że wtedy ci kierowcy nie mogą rozjechać tego przechodnia?
Prawdopodobieństwo, że pieszy zostanie uderzony przez pędzący sąsiednim pasem pojazd, o ile sam nie wykaże ostrożności i instynktu samozachowawczego i nie będzie obserwował co uczynią inni kierujący, jest niemal takie samo. A może wtedy, gdy pieszy wkracza na przejście, też nie należy zatrzymywać się, tylko przejechać mu tuż przed nosem "w imię jego bezpieczeństwa"? Aby inni go nie rozjechali...
Eliminować takich kierowców
Poniższe filmiki dedykuję wspomnianej pani egzaminator i wszystkim innym, którzy uważają, że pieszy ma grzecznie stać i czekać, aż przejadą wszystkie pojazdy, a żadnemu kierowcy nie wolno się zatrzymać.
Popatrzcie na pierwszą sytuację. Kierujący czarnym samochodem oszołom tak bardzo się spieszy, że wyprzedza autora filmu po podwójnej linii ciągłej, spychając go jeszcze w prawo:
Mało tego, ten pozbawiony wyobraźni osobnik i widzi z pewnością, że przed przejściem dla pieszych stoi samochód. Mimo to jedzie z dużą prędkością i przejeżdża tuż przed kobietą przechodzącą po przejściu z dziecięcym wózkiem. I jakie tu ma znaczenie, czy kierowca samochodu stojącego przed przejściem zatrzymał się z własnej woli, by przepuścić tę panią czy też weszła ona już wcześniej na przejście? Tak czy inaczej tylko przypadek sprawił, że ten drogowy bandyta nie zabił małego dziecka! Gdyby za takie postępowanie musiał przepracować 5 lat w kamieniołomie, to gwarantuję wam, że więcej by tego już nie zrobił.
A teraz drugi przypadek. Tutaj żaden z kierowców nie "zaprasza" pieszych do wejścia na przejście. Po prostu pojazdy stoją w korku. Autor nagrania postąpił bardzo słusznie, nie zatrzymał się na przejściu dla pieszych, lecz przed nim. Pani z dziećmi przechodzi:
Z przeciwka pędzi natomiast kolejny inteligentny inaczej kierowca, którego ograniczona wyobraźnia i motoryka nie pozwalają mu dostrzec, że zbliża się do przejścia dla pieszych. Nie pozwalają mu przewidzieć, że na tym przejściu mogą przecież pojawić się piesi. O mało nie uderza w dwójkę dzieci. Czy w tym przypadku dobre rady pani egzaminator na coś by się przydały? Swoją drogą, wspaniale zachowała się ta dziewczynka, odciągając braciszka.
Takich kierowców trzeba po prostu eliminować z ruchu. Dla tego rodzaju wykroczeń nie ma żadnego usprawiedliwienia. Jeżeli ktoś tak ewidentnie nie myśli albo "zagapia się", to nie wolno mu powierzyć żadnego pojazdu, gdyż stwarza dla innych śmiertelne zagrożenie. To nagranie powinno trafić do policji, a ta powinna ustalić sprawcę i pozbawić go natychmiast prawa jazdy. Zresztą podobnych filmów jest w internecie mnóstwo. Dlaczego nie ustala się tożsamości takich piratów drogowych? Dlaczego są bezkarni?
Stanowisko ministerstwa
Pan Marek Dworak, sekretarz Okręgowej Rady BRD w Krakowie i dyrektor Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego, prowadzący w regionalnej telewizji swój program o bezpieczeństwie ruchu drogowego, był podobnie jak ja bardzo zbulwersowany rewelacyjnymi poglądami cytowanej pani egzaminator i chorą tezą "nie przepuszczaj pieszych".
Skierował nawet do Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa list z prośbą o interpretację przepisu dotyczącego zatrzymywania się przed przejściem w związku z przepuszczaniem przechodnia. Oto jaką otrzymał odpowiedź:
"W opinii Departamentu Transportu Drogowego, zatrzymanie pojazdu przed przejściem dla pieszych, w celu przepuszczenia pieszego (zarówno znajdującego się na przejściu dla pieszych jak i wchodzącego na to przejście), stanowi unieruchomienie pojazdu wynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego".
A zatem nie jest to zatrzymanie pojazdu, które może być traktowane jako wykroczenie. Popatrzymy zresztą na jeszcze jeden film:
Na chodniku oczekuje na możliwość przejścia dziewczynka w wieku ok. 7 lat. I co należy zrobić? Stosując się do sugestii pana egzaminatora i pani egzaminator należy po prostu jechać dalej. Niech sobie dzieciak stoi i czeka albo niech wejdzie na jezdnię.
A co by było, gdybym zatrzymał się przed tym przejściem, wysiadł i przeprowadził to dziecko na drugą stronę? Czy też popełniłbym wykroczenie (zdaniem takich egzaminatorów)?
Zwróćcie zresztą uwagę, jak mądra jest ta dziewczynka. Autor nagrania zatrzymuje się, a ona nadal czeka, aż staną auta jadące z przeciwnego kierunku. Rozgląda się uważnie. To dziecko jest o wiele mądrzejsze i ma znacznie bogatszą wyobraźnię, niż niejeden dorosły kierowca. Wie zapewne, że wielu kierowców nie myśli...
Doprecyzować przepis
Proponuję, aby zakończyć wszelkie dywagacje i "literalne" analizy wspomnianego art. 49, doprecyzować go:
"Zabrania się zatrzymania pojazdu (...) na przejściu dla pieszych, na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed tym przejściem lub przejazdem; na drodze dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zakaz ten obowiązuje także za tym przejściem lub przejazdem. Zakaz nie dotyczy zatrzymania związanego z umożliwieniem pieszym przejścia przez jezdnię po przejściu."
Korekty wymaga także art. 26 ust.3 pkt. 2 ustawy, który brzmi obecnie następująco:
"Kierującemu pojazdem zabrania się (...) omijania pojazdu, który jechał w tym samym kierunku, lecz zatrzymał się w celu umożliwienia pieszemu przejścia przez jezdnię."
Należy dodać zdanie: "Jeżeli pojazd jadący z przeciwnego kierunku zatrzymał się przed przejściem dla pieszych w celu umożliwienia pieszemu przejścia przez jezdnię, to kierujący innym pojazdem na bezwzględny obowiązek również zatrzymać się przed tym przejściem."
Urzędnicy i decydenci, zastanówcie się nad znaczeniem tego i jak najszybciej weźcie się do pracy. Chętnie służę pomocą, jeśli coś jest za trudne.
Nie propagujcie dyletanctwa i chamstwa
W Polsce chore myślenie jest niestety na porządku dziennym. Czytając takie wynurzenia, które zrelacjonowałem powyżej, można dojść do wniosku, że to kierowcy zatrzymujący się przed przejściami i chcący z czystej uprzejmości przepuścić pieszych, są sprawcami tragicznych wypadków. Nie ci pozbawieni wyobraźni i zdolności elementarnego myślenia piraci drogowi, którzy omijali stojące pojazdy, bo przecież - jak twierdzi pani egzaminator - ludzie się "zagapiają".
Popularyzowanie tezy, że zatrzymywanie się przed przejściem w celu przepuszczenia pieszych jest wykroczeniem oznacza de facto milczącą akceptację tego, że większość kierowców popełnia bardzo groźne wykroczenie, a mianowicie omija pojazd, który zatrzymał się przed przejściem.
Skoro ludzie "zagapiają się", skoro "ludzie nie myślą", to po co uczyć ich myślenia? Po co eliminować tych, którzy nie myślą? O wiele prościej uznać status quo, czyli odpowiednio duży procent niemyślących jako zjawisko naturalne, z którym trzeba się pogodzić. Czyli, drodzy piesi, nie próbujcie nawet wchodzić na przejście, a wy uprzejmi kierowcy, nie próbujcie być uprzejmymi.
Przypomnijmy, że omijanie pojazdu, który zatrzymał się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu, jest jednym z najcięższych wykroczeń drogowych. Grozi za to 10 punktów karnych i 500-złotowy mandat. Jeśli tak, to dlaczego z tym groźnym wykroczeniem aktywnie się nie walczy? Dlaczego na polskich drogach stało się ono niemal powszechne?
Wielokrotnie postulowałem, by na skrzyżowaniach instalować kamery rejestrujące takie wykroczenia i surowo karać ich sprawców. Technicznie jest to jak najbardziej możliwe. Te urządzenia zarobiłyby na siebie w ciągu paru tygodni. Nie o zarobek tu jednak chodzi, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo pieszych.
Pani egzaminator nie wzięła pod uwagę jeszcze jednej okoliczności. Jeżeli będziemy zniechęcać kierowców do uprzejmości, do przepuszczania pieszych, to piesi częściej zaczną wkraczać na jezdnię w ryzykowny i niebezpieczny sposób. Skoro nikt się nie zatrzymuje, skoro czekam już 5 minut i pojazdy nadal jadą, to w końcu wejdę na to przejście i niech teraz hamują. Czy o to chodzi?
Uświadamiać pieszych
Niezależnie od karygodnego postępowania drogowych piratów na przejściach do tragedii nie dochodziłoby, gdyby piesi widząc zatrzymujący się samochód uważnie obserwowali, jak zachowają się kierowcy jadący sąsiednimi pasami ruchu.
Uważam, że zamiast wpajać kierowcom chorą zasadę: "nie przepuszczaj pieszych", należy edukować i uświadamiać przechodniów, jak powinni się zachować. Przygotowałem w związku z tym projekt billboardu, który jasno tłumaczy pieszym zagrożenie na przejściach, a jednocześnie doskonale obrazuje poziom inteligencji wielu kierowców. Takich, którzy "zagapiają się", nie zauważają przejścia, stojącego przed nim pojazdu, pieszego na tym przejściu:
Taki billboard powinien być umieszczany na każdym przejściu. Pieszy chcąc nie chcąc musiałby na niego spojrzeć. Oczywiście takie elementarne zasady powinno się tłumaczyć już dzieciom, a ten obowiązek spoczywa zarówno na rodzicach, jak i nauczycielach. Powinno się emitować w stacjach telewizyjnych spoty edukacyjne da pieszych i dla kierowców.
Może wizerunek takie neandertalczyka - bezmózgowca przy każdym przejściu zawstydziłby choć trochę tych, którzy się "zagapiają"? Skoro ty też się tak czynisz, to jesteś prymitywem.
Nie odwracajmy kota ogonem
Raz jeszcze apeluję do wszystkich kierowców, a przede wszystkim do fachowców, aby nauczyli się myśleć logicznie, a nie głosili chorych poglądów. Zamiast karać tych, którzy przejawiają życzliwość i kulturę osobistą i z tego właśnie powodu zatrzymują się przed pasami, aby ułatwić bliźnim przejście, należy eliminować prawdziwe źródło zła, a więc tych omijających stojące pojazdy.
Kary za takie wykroczenia trzeba zdecydowanie zaostrzyć. Proponuję za ominięcie pojazdu przepuszczającego pieszych 5000 zł i utratę prawa jazdy. Myślę, że taka kwota oraz konieczność ponownego odbycia kursu i zdawania egzaminu na prawo jazdy skutecznie zniechęciłaby różnych oszołomów albo kierowców, którym nie staje wyobraźni, do popełniania w przyszłości takich czynów.
Nie róbcie natomiast kreciej roboty, nie wmawiajcie kierowcom, że zatrzymywanie się przed przejściami jest zabronione. Stosunek kierowcy do pieszych jest zawsze wykładnikiem jego poziomu intelektualnego i cywilizacyjnego, a także kultury osobistej. Wiem, że to trudne, ale tę właśnie kulturę jazdy należy propagować.
Polski kierowca