Zostań kierowcą mojego samochodu! Dla potrzeb ITD

Wyobraźmy sobie taki plakat... W tle majaczy wizerunek przydrożnego fotoradaru i sylwetka funkcjonariusza w charakterystycznym, zielonym mundurze.

Na pierwszym planie młody, zawadiacko uśmiechnięty mężczyzna z wyciągniętą ku widzowi ręką i wycelowanym w jego kierunku palcem wskazującym. A nad tym wszystkim hasło: "Zostań kierowcą mojego samochodu!".

Do nakreślenia wizji powyższego dzieła plastycznego, nawiązującego wprost do poetyki twórczości artystów z okresu wczesnego PRL, zainspirował nas list, który otrzymaliśmy od jednego z internautów.

"Witam ! Poszukuję jak największej ilości osób z Warszawy i bliskiej okolicy, które mogą zostać kierowcą mojego samochodu dla potrzeb ITD. Trik polega na tym, że w momencie wezwania mnie na przesłuchanie celem ustalenia kierowcy, który popełnił wykroczenie podaję listę moich np. 100 znajomych, których to ITD musi wezwać na przesłuchanie celem ustalenia kto faktycznie kierował pojazdem. Przedłuża to procedurę. Niczym się nie ryzykuje poza wizytą w ITD w Warszawie. Dodatkowo tworzymy listę ludzi, którzy biorą udział w tej zabawie. Im nas więcej tym zabawa ciekawsza. A sprawy będą ciągnęły się w nieskończoność, aż do przedawnienia. Zaznaczam, nie łamiemy prawa. Potrzebna tylko odrobina odwagi i oczywiście prawo jazdy."

Reklama

Ach, jakie to sprytne, nieprawdaż? Równie sprytne, jak notoryczne niepłacenie abonamentu radiowo-telewizyjnego, handel punktami karnymi, przeróbka luksusowej limuzyny na pseudociężarówkę albo - zgodnie z ostatnim pomysłem - na pseudobankowóz. Polak potrafi. Jest mistrzem w wynajdywaniu luk w prawie. Zresztą inni też potrafią, tylko w przeciwieństwie do mieszkańców kraju nad Wisłą, nie chwalą się tym publicznie. U nas oskubanie fiskusa, uniknięcie odpowiedzialności za popełnione wykroczenie, przekupienie policjanta z drogówki, oszukanie lub okradzenie pracodawcy, na przykład z paliwa, nie jest żadnym powodem do wstydu. Przeciwnie - przynosi mołojecką sławę. Oczywiście można takie postawy tłumaczyć naszą trudną historią, biedą, opresyjnością i pazernością państwa, ogólnosłowiańskimi cechami charakteru itd. Zostawmy to. Przyjrzyjmy się lepiej - już bez ocen moralnych - nowatorskiemu pomysłowi przedstawionemu w przytoczonym wyżej liście.

Niestety, wydaje się on mało realny. Jakoś trudno uwierzyć, że znajdzie się setka osób gotowych dla wątpliwej "zabawy" marnować swój czas i narażać się na nieprzyjemne rozmowy z urzędnikami. Do tego występując całkowicie jawnie, pod własnym nazwiskiem i z własnymi dokumentami. A skąd pewność, że cała procedura potrwa na tyle długo, by sprawa uległa przedawnieniu? Czy nie może się zdarzyć, że już pierwszy z przesłuchiwanych przez ITD przyzna się, iż uczestniczy w mistyfikacji i nie wskaże rzeczywistego sprawcy drogowego wykroczenia, a jednocześnie organizatora akcji "100 podejrzanych"? I czy w takim wypadku ów spryciarz nie zostanie oskarżony np. o poświadczenie nieprawdy? Jeżeli nawet ostatecznie jakoś się wymiga, to zderzenie z prokuraturą może być dla niego jeszcze bardziej przykrym doświadczeniem niż konieczność zapłacenia kilkusetzłotowego mandatu za przekroczenie prędkości.

Tak czy inaczej, jeżeli ktoś spróbuje pójść drogą wskazaną przez zacytowanego internautę - prosimy o podzielenie się swoimi spostrzeżeniami.

poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy