W Polsce mandaty są za tanie!

Jestem młodym kierowcą a moje doświadczenie w prowadzeniu samochodu jest raczej skromne. (*)

Prawo jazdy posiadam ponad dwa lata, do egzaminu podchodziłem trzykrotnie (w moim mieście standard). Ale do rzeczy.

Kilka miesięcy temu udało mi się wreszcie uskładać trochę grosza i sprawić sobie własne cztery kółka, dzięki czemu stałem się codziennym uczestnikiem ruchu drogowego.

Z przykrością i przerażeniem muszę jednak stwierdzić, że to co wyprawia się na polskich drogach utwierdza mnie w przekonaniu, że sam fakt, że wciąż żyję i piszę do was ten list traktować należy jako sukces.

Codziennie pokonuje ok. 30 km, głównie po mieście. To ostatnie, z definicji jest obszarem charakteryzującym się nie tylko dużą intensywnością zabudowy, ale przede wszystkim gęstym zaludnieniem. Mimo to codziennie natrafiam na półgłówków, którzy miejskie ulice traktują jak tory wyścigowe a przechodniów, jak pachołki na próbie slalomu. Notoryczne łamanie ograniczeń prędkości, wyprzedzanie samochodów, które zatrzymały się by ułatwić przejście pieszym, wymuszanie pierwszeństwa, czy wjeżdżanie na skrzyżowanie przy tzw. "późnym pomarańczowym" to tylko kilka przykładów głupoty polskich kierowców, z którą wielu z nas zmaga się każdego dnia.

Pragnę zauważyć, że samo poruszanie tego problemu przez media jest, w istocie, godne pochwały, ale i tak nic nie da. Jak wiadomo, "Polak mądry po szkodzie", więc póki nie dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, nie ma szans by pewna grupa pseudokierowców prócz prawej nogi zaczęła używać też mózgów.

Proponuję więc, by zamiast gadać, ktoś zaczął w końcu na poważnie zajmować się tym problemem. Rozwiązanie nie jest wcale trudne. Wystarczyłoby np. drastycznie podnieść kwoty mandatów!

Reklama

Większość osób które wykazują się na drogach nadzwyczajną głupotą to przeważnie ludzie młodzi, niezbyt zamożni. Skoro mandaty w obecnej formie nie są w stanie powstrzymać testosteronu i adrenaliny, dlaczego nie zaostrzyć drastycznie kar? Proponuję by za każde 10 km/h powyżej dopuszczalnej prędkości karać grzywną w wysokości 500 zł. Przekroczenie o 40 km/h kosztowałoby wówczas kierującego 2000 zł, czyli niedużo mniej, niż średnia płaca w Polsce. Co więcej, nieuregulowanie należności w czasie np. 3 miesięcy (aby delikwent miał czas na odpracowanie takiej sumy) skutkowałoby czasowym zawieszeniem uprawnień do kierowania samochodem. Jeśli taki ktoś, zostałby przyłapany na prowadzeniu pomimo ciążącym na nim mandacie traciłby prawo jazdy.

Być może dla wielu to co mówię wydaje się być absurdalne, ale wychodzę z założenia, że z głupotą walczyć można tylko na jej zasadach. Pozdrawiam redakcję serwisu motoryzacja.interia.pl oraz wszystkich czytelników. Z góry dziękuje za opublikowanie mojego listu.

* Oto list, jaki trafił ostatnio do naszej redakcji. A co Ty sądzisz o tak drastycznych rozwiązaniach?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: doświadczenie | prawo jazdy | tanie | mandaty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy