Takie imprezy nazywa się często "salonami". Dlaczego?
Imprezy, takie jak IAA we Frankfurcie, nazywa się często "salonami". Panuje tam iście salonowa atmosfera. Może nie w sensie manier i strojów, ale raczej pewnego nastroju odświętności. Nadużywane i lekko wyświechtane pojecie "święta motoryzacji" nie jest bynajmniej bezpodstawne. Bilety nie są tanie, a zatem zdecydowana większość osób, które zdobywają się na taki wydatek, to autentyczni miłośnicy samochodów.
Tak, niemiecka armia też jest jednym z wystawców na IAA. Pokazuje tam użytkowane przez siebie pojazdy, a przy okazji werbuje kandydatów na żołnierzy. Swoja ekspozycje ma również niemiecki związek taksówkarzy, reklamujący się długaśną limuzyną, taką, jaka u nas niektórzy wynajmują do ślubu.
Widać ich na IAA. Może na razie niespecjalnie wśród wystawców, choć i tam spotyka się firmy z ChRL, ale na pewno wśród publiczności. Chińczyków poznać łatwo. Chodzą dużymi, zdyscyplinowanymi grupami, ubrani w bardzo podobne, ciemne garnitury.
13 i 14 września to na IAA dni prasowe. Największy na świecie salon samochodowy ściąga tysiące przedstawicieli mediów. Wielu im zazdrości i - przyznajmy - słusznie. Powiedzmy jednak od razu, że obecność dziennikarzy we Frankfurcie nie ma nic wspólnego z turystyka czy miłym relaksem. To ciężka praca, wymagająca żelaznej kondycji - każdy dzień spędzony na targach oznacza kilkanaście kilometrów wędrówki po wystawowych halach (w przypadku fotoreporterów i kamerzystów - z kilogramami sprzętu na plecach), zajmujących 210 000 m kw. powierzchni; doskonałej organizacji - trzeba unikać tu błędu, popełnianego często przez ludzi zwiedzających muzea sztuki, którzy na długo zatrzymują się przy pierwszych kilku obrazach, a później, zmęczeni, z tępą obojętnością mijają najcenniejsze arcydzieła; do tego dochodzi wymuszany przez konkurencję pośpiech - dlatego dziennikarze wykorzystują każdy kawałek miejsca, każde wolne łącze do natychmiastowego przesyłania korespondencji.
Każdy z producentów samochodów prezentuje na IAA samochody elektryczne. Czyni to, by pokazać swoją troskę o środowisko naturalne i oszczędzanie energii, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że bardziej chodzi tu o propagandę i wizerunek niż rzeczywiste przekonanie, że taki napęd ma przyszłość. Elektrycznym pojazdom i wszystkiemu, co się z tym zagadnieniem wiąże, poświęcona jest cała oddzielna hala we Frankfurcie. Z bardzo ciekawą ekspozycją, lecz dziwnie pustawą. Tak, jakby publiczność też nie wierzyła, że samochody na prąd są przeznaczeniem motoryzacji.
Chyba wszystkie auta na IAA prezentowane są w najbogatszych wersjach wyposażeniowych, czyli tzw. full wypasie. Skórzane siedzenia, wielofunkcyjne kierownice, nawigacje, wyrafinowane systemy audio, fantazyjne alufelgi... Nawet modele, których nie posądzilibyśmy o tego typu aspiracje, pokazywane są w odmianach, których próżno szukać na ulicy. Może to prowadzić później do pewnych rozczarowań. Z drugiej strony liczy się wrażenie, wywarte na potencjalnych klientach, a trudno oczekiwać, by udało się kogokolwiek olśnić podstawowym, siermiężnym standardem, określanym często słowem "golas".
IAA we Frankfurcie nad Menem to doskonała okazja do pokazania potęgi niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. Nic dziwnego zatem, ze największe i zapewne najkosztowniejsze ekspozycje urządzają tu rodzime koncerny: Volkswagen Group, BMW, Mercedes. Obecnych jest też wielu pomniejszych producentów, dostawców części, ośrodków badawczo-rozwojowych. Tylko pozazdrościć...
Ozdobą imprez, takich jak IAA, są dziewczyny. Ładne, długonogie, zgrabne, uśmiechające się na twój widok, bez oporów pozujące do zdjęć... Można się zastanawiać, gdzie te cuda są przechowywane na co dzień...
Jedna najbardziej oczekiwanych w tym roku premier we Frankfurcie. Samochód ten rzeczywiście może sporo namieszać w klasie kompaktów. W polskich warunkach poważnym argumentem wzmacniającym pozycje Hyundaia będzie niewątpliwie pięcioletnia gwarancja.
A mówiąc ogólniej - Azjaci. Pochodzący z tego rejonu świata dziennikarze są wzorem pilności i samoorganizacji. Oglądają samochody uzbrojeni w specjalne formularze. Starannie wypełniają poszczególne rubryki, dotyczące osiągów, wyposażenia, gabarytów poszczególnych modeli. Niekiedy sięgają po podręczne miarki, by sprawdzić na przykład wszystkie parametry stanowiska pracy kierowcy. Wykonują setki zdjęć, fotografując najdrobniejsze elementy konstrukcji pojazdów. Niekiedy można się zastanawiać, czy to jeszcze przedstawiciele mediów, czy już może szpiedzy przemysłowi.
Maybach, Bugatti, Aston Martin, Bentley, AMG, Lamborghini, Masserati... IAA to nie tylko samochody dla mas, ale także limuzyny i sportowe bolidy dla bogaczy. Dla przybyszy z kraju, w którym najczęściej spotykanym pojazdem jest kupiona za grosze 15-letnia używka z zagranicy, z bogatą aczkolwiek nie do końca rozpoznaną przeszłością, samochody z najwyższej półki są li tylko egzotyczna ciekawostką. W Niemczech to jednak normalna część lokalnego rynku.
W oryginale: wow. Taki okrzyk cisnął się na usta przy niejednej ekspozycji.
Solą każdego salonu samochodowego, największym magnesem dla dziennikarzy i zwyklej publiki, są nowości. W tym roku we Frankfurcie odnotowaliśmy ponad 40 premier, w tym kilka prawdziwych hitów: wspomniany hyundai i30, fiat panda, volkswagen up!, toyota yaris, porsche 911, mercedes B-klasse... Było co podziwiać.
Wszyscy o niej mówią, wszyscy chwalą się coraz mniejsza emisją dwutlenku węgla przez współcześnie produkowane samochody, ale ekolodzy wiedzą swoje i wciąż protestują, domagając się, by ludzkość przesiadła się na rowery. Takie demonstracje przy okazji IAA zorganizował Greenpeace.
Koncern Hyundai/Kia reklamował się podczas IAA jako oficjalny partner przyszłorocznych mistrzostw Europy w piłce nożnej, które będą gościć w Polsce i na Ukrainie. Obiektywy fotoreporterów ściągały dwie dokazujące na ekspozycji Koreańczyków żywe maskotki futbolowego czempionatu. Ta w barwach biało-czerwonych miała na plecach typowo polskie imię: SLAVEK.
Nad światem wciąż wisi widmo kryzysu gospodarczego. We Frankfurcie nie było go jednak widać. Występujący tu oficjele przekonywali wręcz, ze chociaż w wielu krajkach sprzedaż nowych samochodów rzeczywiście spada, to jednak generalnie idzie ku lepszemu.
Tak, to one były i są głównymi bohaterami salonu we Frankfurcie.
Organizatorzy spodziewają się, ze tegoroczne targi samochodowe we Frankfurcie odwiedzi nawet milion osób.
Samochód z wykrzyknikiem w nazwie, następca niezbyt popularnego foxa, był prezentowany jako największy tegoroczny przebój frankfurckiej ekspozycji całej grupy Volkswagena. Zobaczymy, czy odniesie rynkowy sukces.
Show must go on... Impreza we Frankfurcie to także wielkie widowisko. Nie wystarczy mieć dobrą ofertę, trzeba ją jeszcze efektownie - by nie powiedzieć: efekciarsko - zaprezentować. Producenci prześcigają się pomysłach. Ten samochód wyłaniał się z podziemi, tamten w obłokach dymu, a fiat panda ukazał się publiczności w pozycji pionowej, z rozsuwającym się i odsłaniającym publiczności wnętrze auta dachem. Ozdobnym (?) dodatkiem do ekspozycji ciężarówek Mercedesa byli lekko zmarznięci zawodnicy sumo. Na szczęście w towarzystwie atrakcyjnych pan.
Tegoroczny salon we Frankfurcie zgromadził około 900 wystawców z ponad 30 państw. To gigantyczna machina z licznymi przedsięwzięciami towarzyszącymi: restauracje i kawiarnie, kąciki zabaw dla dzieci, symulatory jazdy samochodami itp. Chętni mogli nawet spróbować swoich sił na ściance wspinaczkowej. Warto docenić często niewidoczną pracę ludzi drugiego planu.
Nasz raport z IAA 2011 znajdziesz TUTAJ.