Szok. Święty Mikołaj mówi po polsku!

Trzeci dzień wyprawy na arktyczne krańce Europy. Niestety, mamy pierwsze straty w ludziach. Doznaliśmy ich w banalnych okolicznościach.

Jeden z warszawskich dziennikarzy poślizgnął się na lodzie i upadł tak nieszczęśliwie, że, jak się później okazało, złamał paskudnie nogę. Po trzech kwadransach z odległego o 30 kilometrów Rovaniemi przyjechał ambulans z kobiecą załogą. Kierowca (kierowczyni?) i ratowniczka medyczna sprawnie umieściły naszego pechowego kolegę w specjalnym krześle i zaniosły do karetki. Jak widać, w Finlandii równouprawnienie ma konkretny i niejednokierunkowy wymiar...

W nocy spadł śnieg i zrobiło się naprawdę zimowo. Szosy, pokryte białym puchem, unoszonym przez przejeżdżające samochody, to dla naszych volkswagenów 4Motion żaden problem. Cały czas jedziemy z maksymalną dozwoloną prędkością 80-100 km/godz. wzbijając gęste niczym mgła tumany. Są jednak chwile, gdy nawet najbardziej wyrafinowana technika przegrywa z żywiołem.

Kiedy zjeżdżamy z trasy, by zrobić kilka zdjęć, golf, auto w naszej stawce o najniższym zawieszeniu, bez jakichkolwiek terenowych ambicji, grzęźnie głęboko w śniegu. Co wtedy? Cóż, raz potwierdza się wówczas stara prawda, że żaden inżynier nie wymyślił jeszcze nic lepszego od łopaty... Na szczęście multivan panamericana, którym dzisiaj my podróżujemy, nawet w tak skrajnych warunkach radzi sobie świetnie.

Mijamy wioskę św. Mikołaja, oczywiście nie odmawiając sobie przyjemności odwiedzenia go w domu. Przeżywamy mały szok, gdy okazuje się, że siwobrody Santa Claus, podobnie jak cała jego ekipa, płynnie mówi po polsku. To zresztą nie jedyne językowe zaskoczenie tego dnia. W recepcji hotelu 250 kilometrów za kręgiem polarnym spotykamy piękną dziewczynę o azjatyckich rysach twarzy, która też odzywa się do nas czystą polszczyzną. Jak wyjaśnia, kilka lat mieszkała w Gdańsku...

O godzinie 14 zapada zmrok, a my jedziemy dalej. Od pewnej chwili drogę zaczynają pokrywać drobne rowki. To frezowany jest jednak lód, a nie znajdujący się pod nim gładki asfalt. Tak, zamiast polewać szosę chemikaliami, w Laponii dba się o bezpieczeństwo zmotoryzowanych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy