"Śpiesz się, śpiesz. 2 listopada może być też twoim świętem"
Nasz inspirowany listem Czytelnika materiał o metodzie płynnego pokonywania zwężeń remontowanych dróg, czyli jeździe "na suwak", wzbudził duże zainteresowanie i odzew.
Oto kolejny głos w tej sprawie:
"Codziennie dojeżdżam do pracy remontowaną trasą 17. Na odcinku Piaski-Lublin (25 km) droga jest zwężona do jednojezdniowej. Na środku między pasami (podwójna ciągła) stoją dodatkowo pachołki. Rano, o godzinie 6.00-6.15, gdy do Lublina sunie sznur samochodów, z naprzeciwka sporadycznie jedzie jakieś auto. Wszyscy jadą grzecznie 50-60 km/h jednym pasem. Może raz w tygodniu zdarzy się jakiś cwaniaczek, który próbuje wyprzedzać, zazwyczaj zostaje ^zgładzony^ na CB i szybko się uspokaja. (...)
W miejscach, gdzie są zwężenia z dwóch na jeden pas, reguła zamka nie działa - potwierdzam. Nie umiemy tak jeździć. Aby wpuścić kogoś, trzeba zwiększyć trochę odstępy między samochodami. Niestety, zaraz znajdzie się cwaniaczek, który klasycznie zajedzie drogę, wystarczy zostawić więcej niż 1,5 m od poprzedzającego auta. Przetestowałem kiedyś, że gdy odstępy między autami wynoszą 3-3,5 m, to praktycznie bez zatrzymywania jadą samochody z lewego i prawego pasa, na przemian. Cała konstrukcja jednak legła w gruzach, gdy trafiła się jakaś sierota na prawym pasie, która się zatrzymała (nadmiar uprzejmości?) i zaczęła przepuszczać auta z lewego pasa (ten pas się kończył) jak leci, kilka na raz. Korek na prawym pasie się zagęścił i z zamka wyszła kicha. Takie sytuacje zdarzają się najczęściej po 6.30, gdy na trasę wyruszają przedstawiciele handlowi, taxi i ^biedni^ studenci na zajęcia.
Na pewno na drogach jest lepiej i kulturalniej niż kilka lat temu. Zauważam pozytywne zmiany w stosunku do stanu np. z roku 2000, ale jeszcze wiele lat minie, nim zmieni się mentalność w narodzie. Można zauważyć bardzo pozytywne nastawienie kierowców do remontów. W korkach nie ma już trąbienia, gestów itp., gdy koparka musi przejechać kawałek z jednego miejsca w drugie. Pojazdy budowy przepuszczane są priorytetowo. Tego nie było jeszcze kilka lat temu.
Najmniej śmieszne na drodze jest to, że najczęstsze tłumaczenie klienta spacyfikowanego na CB przez innych kierowców jest ^ bo mi się k.... śpieszy do ....^. I riposta : ^Spiesz się śpiesz, 2 listopada może być też twoim świętem^."
Warto zwrócić uwagę na końcówkę cytowanego listu, gdzie autor wskazuje na dwie typowe cechy polskich kierowców. Pierwsza z nich, to cwaniactwo, przejawiające się w chęci wykiwania innych użytkowników dróg. Druga, to nieustanny, uzasadniony lub nie, pośpiech, którym zmotoryzowani rodacy tłumaczą, także przed policją, swoje niebezpieczne lub bezmyślne zachowania za kierownicą.
Czy dla zaoszczędzenia kilku minut dalibyście zamknąć się w pokoju z jadowitym wężem? Na pewno nie, a przecież takie towarzystwo wcale nie musi być groźniejsze dla życia niż wyprzedzanie innego samochodu na ostrym zakręcie przed wzniesieniem czy przejazd przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Dlaczego zatem jesteśmy skłonni podejmować takie ryzyko, i to często wielokrotnie w ciągu jednej podróży? Bo się spieszymy. Potrzebnie lub nie.
Gaz, hamulec, ostre przyspieszanie, ostre hamowanie... Taki styl jazdy wprowadza na drodze niepotrzebną nerwowość. Jest ryzykowny i wybitnie nieekonomiczny. A jednak ulubiony przez skądinąd wciąż narzekających na wysokie ceny paliwa Polaków, w przeciwieństwie do tzw. eco-drivingu. Być może przynoszącego konkretne oszczędności w portfelu i środowisku naturalnym, ale przez potomków dziarskich ułanów uznawanego za nudny i niegodny prawdziwego mężczyzny.
"Pośpiech poniża" - mawiał niezapomniany Piotr Skrzynecki. Niestety, jedna z ulubionych sentencji założyciela Piwnicy pod Baranami jakoś nie trafia do przekonania jego zmotoryzowanych ziomków. Może dlatego, że Piotr S. nie miał prawa jazdy i sam samochodu nigdy nie prowadził? A może dlatego, że brakuje im wyobraźni i nie potrafią ujrzeć siebie jako bohaterów święta, obchodzonego 2 listopada.