Polskie drogi. Zlikwidować zero
Już wiemy, dlaczego drogowcy tak opieszale oczyszczali jezdnie ze śniegu i błota. Nie chcieli przedwcześnie ujawnić, co się pod nimi kryje.
Nadesza odwilż, no i zobaczyliśmy: setki, tysiące, dziesiątki tysięcy dziur...
Nasze narciarstwo alpejskie na igrzyskach w Vancouver nie odnosi żadnych sukcesów. Gdyby do programu zawodów olimpijskich wprowadzić dyscyplinę: "drogowy slalom pozimowy", bylibyśmy światową potęgą. Slalom specjalny, gigant, supergigant, kombinacja... Grad medali zapewniony, albowiem jest to u nas sport uprawiany masowo, codziennie, przez dobrych kilka miesięcy w roku. A przecież trening czyni mistrzów...
Niestety, bardzo często dziur jest tak wiele, że nie da się ominąć ich slalomem. Wtedy mamy do czynienia ze sportem ekstremalnym, bliskim rosyjskiej ruletce. Zbliżając się do wypełnionej wodą wyrwy nic nie wiemy o jej głębokości. 5, 10, 15 centymetrów? A może pół metra? Przypływ adrenaliny gwarantowany. W takim terenie ostrożni stają się nawet kierowcy samochodów firmowych, dla których standardowe nierówności jezdni nie są żadnym powodem, by zdjąć nogę z gazu.
Władze miast i gmin już zapowiadają, że do dziur musimy się przyzwyczaić, bo nie ma za co ich załatać. Wszystkie pieniądze zostały wydane na polisy, chroniące lokalne budżety przed roszczeniami właścicieli pojazdów, uszkodzonych na podziurawionych drogach. Bądźmy zresztą rozsądni: jaki jest sens naprawiać nawierzchnie, które i nie ptrzetrwają dłużej niż do środka następnej zimy?
Jak bowiem przekonują spece z najróżniejszych dyrekcji od dróg, naszym przekleństwem jest klimat, a zwłaszcza sławetne zjawisko "przejścia przez zero". W dzień, przy dodatniej temperaturze, woda z roztopionego śniegu wnika przez szczeliny w głąb jezdni. W nocy zamarza, rozsadzając asfalt. Fizyki nie oszukamy.
Oczywiście ktoś naiwny może zapytać, czy w Szwajcarii, Austrii, Niemczech, krajach skandynawskich, obowiązują inne prawa natury, gdyż tam zima nie powoduje jakoś żadnych spustoszeń na drogach. Odpowiedź jest banalnie prosta: bogate państwa mogły sobie pozwolić na likwidację zera w termometrach. Nas na to jeszcze nie stać.