Polskie cwaniactwo na drogach

Dlaczego na drogach w Polsce wciąż panoszy się chamstwo? Na antenie jednej ze stacji radiowych rozgorzała na ten temat gorąca, nie tylko z powodu upału, dyskusja.

Telefonujący słuchacze mieli różne pomysły, najczęściej szukając usprawiedliwień i obiektywnych przyczyn nagannych zachowań kierowców.

Dużą popularnością cieszyła się teza, że agresja za kierownicą wynika z naszego wiecznego zapracowania. To rzekomo ciągły pośpiech zmusza Polaków do ostrej jazdy.

No tak... Gówniarz, który z rykiem silnika i muzyki wyprzedza nas na podwójnej ciągłej, machając przez otwartą szybę dłonią z wyciągniętym w górę środkowym palcem, z pewnością spieszy się do roboty.

Niemcy są leniwi

Reklama

A Niemcy, którzy bez żadnego (z naszego punktu widzenia) powodu przemieszczają się po swoich miastach z prędkością 30 kilometrów na godzinę, przepuszczają pieszych na przejściach i ustępują pierwszeństwa rowerzystom, to naród wyjątkowo leniwy...

Źródeł chamstwa upatrywano także w fatalnej jakości dróg i złych rozwiązaniach komunikacyjnych. Jesteśmy zeźleni koniecznością jazdy po dziurach i tkwieniem w korkach, więc nic dziwnego, że owa wściekłość przeradza się w agresję za kierownicą. Skoro tak, to dlaczego z przejawami takich zachowań spotykamy się również tam, gdzie drogi są puste, a asfalt świeżo położony i równiutki?

Odreagować stres

Kolejnym poręcznym wytłumaczeniem jest stres, w którym żyjemy na co dzień, a który musimy jakoś odreagować, na przykład siadając za kółko. Jeżeli to prawda, wówczas najagresywniej jeżdżącymi kierowcami winni być saperzy, piloci samolotów myśliwskich, chirurdzy, wychowawcy z poprawczaków i przedstawiciele paru innych zawodów, uznawanych za szczególnie nerwowe. Czy policyjne statystyki potwierdzają taką prawidłowość? Bo codzienna obserwacja niekoniecznie.

Inny uczestnik radiowej dyskusji wskazywał na ogólny brak kultury. Kto nie otrzymał w domu podstaw dobrego wychowania, ten będzie zachowywał się po chamsku również jako kierowca. Tu również można mieć pewne wątpliwości i to nie tylko dlatego, że trudno znaleźć bezpośredni związek między mlaskaniem przy obiedzie, a bezczelnością na drodze...

Skłonność do anarchii

Nie szukajmy kosmicznych usprawiedliwień, bowiem chamstwo na polskich drogach wydaje się, niestety, być przede wszystkim wynikiem zespołu szczególnych cech, przejawianych przez nader liczną grupę rodaków.

Pierwszą z nich jest skłonność do anarchii. Przepisy regulujące ruch, wszelkie ograniczenia, nakazy i zakazy, także działalność policjantów w białych czapkach, uznajemy za opresję i represję ze strony państwa, której trzeba się czynnie przeciwstawić, a przynajmniej okazać im lekceważenie.

Sobiepaństwo. Wielu polskich kierowców uważa się za "królów szos", a król nie musi przecież liczyć się z obecnością i prawami bliźnich.

Swoje robi także typowo polskie cwaniactwo. Kolejne pokolenia nauczyły się, że aby żyć, trzeba kombinować. No i kombinujemy. Także na drogach, w sposób, który nie przynosi nam chluby.

Trzeba wreszcie wspomnieć o charakterystycznej, przedziwnej mieszance kompleksów wyższości i niższości. Jak to działa, można przekonać się, porównując zachowania polskich kierowców w ojczystym kraju i za granicą, powiedzmy na Ukrainie, Słowacji i w Niemczech. Różnice wynikają nie tylko z obaw przed skutecznością drogówki w wymienionych państwach, ale także z naszego stosunku do ich mieszkańców.

Owieczki czy bestie?

Na anarchię, sobiepaństwo, cwaniactwo, kompleksy nakłada się pewien rys psychologiczny. Otóż prowadzenie samochodu miewa na niektórych ludzi podobny wpływ jak alkohol. Są osobnicy na co dzień wzorowo układni i spokojni, którzy po wypiciu paru kieliszków wódki wpadają w amok. Na innych tak samo działa kierownica auta czy motocykla. Przekręcając kluczyk w stacyjce w zadziwiający, niezrozumiały sposób przeistaczają się z owieczek w agresywne, nie liczące się z nikim i z niczym bestie. Z wykładowców kindersztuby zmieniają się w stuprocentowych chamów.

Niedawno towarzyszyliśmy, jako pasażerowie, w parokilometrowej trasie po mieście powszechnie poważanemu prawnikowi. Ów zacny adwokat ostro operował pedałami gazu i hamulca. Nie specjalnie przejmował się znakami ani sygnalizacją świetlną. Rzadko sięgał do kierunkowskazów Nie szczędził też złośliwych, niewybrednych uwag innym użytkownikom ulic. W pewnej chwili zajechał mu drogę sportowy samochód - "prawie nówka" na złotych felgach. Mecenas spąsowiał, zrównał się z "prawie nówką", gestem skłonił jej kierowcę, krótko ostrzyżonego osiłka, do opuszczenia szyby w aucie, a następnie zbluzgał go stekiem przekleństw, godnym najgorszych tradycji przedwojennych warszawskich dorożkarzy.

Specyficzny rausz

Jego zachowanie było tym bardziej zdumiewające, że mecenas jest człowiekiem starej daty, w zwykłych kontaktach międzyludzkich wręcz uprzedzająco grzecznym. Z pewnością wyniósł z domu znakomite wychowanie. Nie można też powiedzieć, aby stresował się pracą. To raczej jego klienci mają powody do zdenerwowania... Trudno go posądzić go o sobiepaństwo czy wrodzone skłonności do anarchii. Cwaniactwo? Być może, ale zawsze w granicach prawa. Kompleksy? On, zamożny, świetnie wykształcony światowiec?!

Jak zatem uzasadnić jego, delikatnie mówiąc, nieeleganckie zachowanie za kierownicą? Chyba właśnie tylko specyficznym rauszem, związanym z prowadzeniem pojazdu mechanicznego.

poboczem.pl
Dowiedz się więcej na temat: chamstwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy