Oto pierwsze polskie auto. Było tak dobre jak Rolls!
Dwudziestolecie międzywojenne to jedna z piękniejszych kart w historii Polski. Po odzyskaniu niepodległości nie szczędzono sił, by nadrobić dystans dzielący nas od światowych mocarstw.
Brak środków i niewielkie doświadczenie nadrabiano zapałem i talentem inżynierów. Powszechna euforia sprawiała, że ludzie zdolni byli do tytanicznej pracy na rzecz kraju.
Nie inaczej działo się na odcinku frontu o nazwie motoryzacja. W 1918 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych zadecydowało o utworzeniu Centralnych Warsztatów Samochodowych. Ich głównym zadaniem było serwisowanie taboru, jaki pozostawili na ziemiach polskich zaborcy, a jaki wcielony został następnie do Wojska Polskiego. Szybko jednak w CWS zaczęto opracowywać własne nadwozia (m.in. pancerne), szybko też pojawiły się pomysły stworzenia własnych konstrukcji samochodów i motocykli...
Tak właśnie narodził się pierwszy, całkowicie polski, samochód w historii - CWS T-1. Głównym konstruktorem pojazdu był inżynier Tadeusz Tański (w 1941 roku zginął w Oświęcimiu). W 1924 roku udało się stworzyć prototypowy silnik, który - po zamontowaniu na podwoziu samochodu marki Dodge - przeszedł szereg testów (samochody w takiej konfiguracji startowały w rajdach). Rok później - dzięki wysiłkom inżyniera Władysława Mrajskiego - udało się stworzyć pierwszy jeżdżący prototyp z opracowanymi w Polsce ramą i karoserią.
Chociaż w kraju nigdy wcześniej nie produkowano własnych samochodów, CWS T-1 szybko zyskał uznanie w oczach zagranicznych konstruktorów. Pojazd był nie tylko okazały i komfortowy ale też niezwykle łatwy w naprawach. Ponieważ auto powstało głównie z myślą o wojsku, zaprojektowano je w taki sposób, by jego obsługa wymagała minimum wykwalifikowanego personelu. CWS T-1 można było rozłożyć i złożyć korzystając wyłącznie z jednego klucza! Wszystkie śruby i nakrętki (za wyjątkiem świec zapłonowych) miały rozmiar M10. W układzie rozrządu i w skrzyni biegów zastosowano identyczne koła zębate.
Samochód miał nieco ponad 4,8 m długości i rozstaw osi przekraczający 3,4 m. Skonstruowany przez inżyniera Tańskiego czterocylindrowy silnik o pojemności niespełna trzech litrów rozwijał moc maksymalną 61 KM. Jednostka miała niezwykle nowoczesną konstrukcje. Zastosowano górnozaworową (!) głowicę i aluminiowy blok. Moc przenoszona była na tylne koła za pośrednictwem ręcznej, czterostopniowej skrzyni biegów.
Niskoseryjna produkcja CWS T-1 - zarządzeniem Departamentu Samochodowego Ministerstwa Spraw Wojskowych - ruszyła w 1927 roku. Łącznie powstało około 800 egzemplarzy w różnych wersjach nadwoziowych, m.in. torpedo (otwarty, czteromiejscowy kabriolet), berlina (dwudrzwiowe zamknięte nadwozie) czy kareta (czterodrzwiowe nadwozie zamknięte).
Ostatnie CWS T-1 wyjechały na drogi w 1931, produkcję zakończono oficjalnie w 1932 roku. Co ciekawe, ich budowę wstrzymano na wyraźne polecenie rządu - Polska podpisała wówczas umowę licencyjną z Włochami na produkcję Fiata 508. Warunki umowy zakładały, że w naszym kraju nie może być produkowany żaden konkurencyjny dla Fiata pojazd.
Wszystko wskazuje na to, że w Polsce - z ogólnej liczby około 800 wyprodukowanych egzemplarzy - nie zachował się ani jeden CWS T-1. Wg niepotwierdzonych informacji kilka aut przetrwało do dziś na terenie państw byłego ZSRR - jeden najprawdopodobniej zachował się we Francji.
Niestety, wiele osób nie zdaje sobie sprawy z faktu, że początki polskiej motoryzacji sięgają zdecydowanie głębiej niż 1951 rok, gdy z FSO wyjeżdżać zaczęły pierwsze licencyjne Warszawy. Na szczęście taki stan rzeczy może się wkrótce zmienić - w Wejherowie powstaje właśnie wierna replika CWS T-1. Auto będzie mogło wyjechać na ulice jeszcze w tym roku!
Ambitny cel przypomnienia rodakom o chlubnej motoryzacyjnej historii postawił sobie pan Ludwik Rożniakowski. Prace nad repliką pojazdu trwają od niespełna dwóch lat. Wszystko - począwszy od ramy odtworzonej na podstawie zdjęć i rysunków technicznych, a na drewnianym szkielecie karoserii kończąc, wykonywane jest ręcznie.
Rekonstruowany przez pana Ludwika CWS T-1 to auto z otwartym, popularnym w latach dwudziestych, nadwoziem torpedo. Odtworzenie linii nadwozia na podstawie zachowanej dokumentacji nie było łatwe. Mimo tego - jak zapewnia właściciel pojazdu - prace blacharskie przebiegały bez problemów. Wykonanie blacharki to nie jedyne prace nad strukturą nadwozia. By dostosować pojazd do wymagań epoki, trzeba było wykonać inne elementy auta - deskę przyrządów, podstawę kufra i uchylnej przedniej szyby czy rurkową chłodnicę typu "plaster miodu". Tylko ta ostatnia wymagała użycia 50 mb rurki miedzianej, którą trzeba było pociąć na 2 tys. elementów!
Pan Ludwik dołożył wszelkich starań, by odbudować pojazd zgodnie z istniejącą dokumentacją. Odtworzył m.in. klamki z okuciami, zbiornik paliwa czy zderzaki ze stali resorowej. Do wykonania pozostało jednak jeszcze sporo detali - trzeba wykonać i zamocować ozdobne chromowane listwy i otapicerować wnętrze.
Mimo że we wrześniu minie równe dwa lata od rozpoczęcia prac, konstruktor pojazdu nie traci zapału i optymizmu. Z rozmowy z nim dowiedzieliśmy się, że jeszcze w tym tygodniu najprawdopodobniej uda się tchnąć w auto życie - uruchomić silnik i układ hamulcowy. Być może jeszcze w tym roku samochód pojawi się na jednym z licznych zlotów oldtimerów.
Konstruktor amator pozwolił sobie jedynie na dwa odstępstwa od oryginalnego projektu. Biorąc pod uwagę fakt, że dokumentacja techniczna w zasadzie nie istnieje, nie sposób odbudować było np. oryginalnej jednostki napędowej. Z tego względu pod długą maską CWS T-1 znajdzie się jeden z ostatnich silników produkowanych przez FSO - gaźnikowe, benzynowe 1,6 l.
W odróżnieniu od oryginału samochód nie będzie też czarny. By podkreślić wyjątkowy wpływ pojazdu na historię polskiej motoryzacji auto polakierowane zostanie w narodowe barwy.
Panu Ludwikowi gratulujemy zapału, samozaparcia i pomysłu. Obiecujemy, że będziemy na bieżąco śledzić proces powstawania niezwykłego pojazdu.
Paweł Rygas