OS 1: Evergreen
Witam drogich internautów. Felieton niniejszy jest początkiem cyklu, w ramach którego będę dzielił się z Wami swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami dotyczącymi szeroko pojętej motoryzacji. Na początek wyjaśnię niewtajemniczonym, co oznacza nazwa cyklu.
Odcinek specjalny (w skrócie oes lub OS) to fragment trasy rajdu samochodowego. W trakcie zawodów rozgrywanych jest średnio kilkanaście oesów, podczas których załogi (kierowca i pilot) pokonują wyznaczony dystans najszybciej, jak tylko potrafią. Końcowy rezultat to suma czasów osiągniętych na wszystkich próbach.
Od razu dementuję: nie będziemy się tu zajmować tematyką sportów samochodowych. A przynajmniej nie wprost. Od czasu do czasu będę chciał jednak spojrzeć na pewne zagadnienia z perspektywy fotela kierowcy rajdowego, a to ze względu na duże doświadczenie w prowadzeniu samochodu, które jest bardzo przydatne poza zawodami.
Bo czyż nasze codzienne zmagania nie są takim "Odcinkiem specjalnym"? Wciąż się gdzieś spieszymy, załatwiamy mnóstwo spraw, często pokonując przy tym znaczne odległości... Wiecznie spóźnieni, zdenerwowani, zdekoncentrowani, zestresowani. Jednym słowem: kompletnie nieprzygotowani do zmierzenia się z wyzwaniem, jakim jest poruszanie się po polskich drogach.
Co dzieje się na drogach o tej porze roku, wiemy wszyscy. Wiemy, jak wygląda nasza droga do pracy, ulice w naszym mieście, trasy wylotowe. Wystarczy posłuchać radia, włączyć telewizor. Temat stanu dróg w kraju poruszany jest w większości serwisów informacyjnych. Stąd krakowianin wie, jak jeździ się na Warmii, gdańszczanin słyszy o korku na "zakopiance", poznaniak dowiaduje się o tym, że lepiej nie wybierać się w lubelskie, a mieszkaniec stolicy, że na Śląsku drogi są nieprzejezdne. Jednym słowem: PARALIŻ.
Wielu z nas dziwi się, gdy w styczniu czy w lutym nie ma śniegu, kiedy jest sucho. Przecież to zrozumiałe, w naszej strefie klimatycznej o tej porze roku opady białego puchu są naturalne i żadnym zaskoczeniem nie powinna być ich znaczna ilość. Ale jest w naszym kraju pewna grupa ludzi, którą taka sytuacja zaskakuje. Spieszę z wyjaśnieniem, że nie chodzi mi o niedouczonych turystów, przylatujących tanimi liniami lotniczymi z ciepłego Rzymu czy też Barcelony. Nie mam na myśli też niemowląt, przeżywających pierwszą w życiu zimę. Trudno pomieścić to w głowie nawet przeciętnie rozgarniętego obywatela naszego kraju, ale tą grupą są DROGOWCY.
"Zima znów zaskoczyła drogowców" - osoby starsze słyszały tę frazę już tysiące razy. Ale i ci, którzy dopiero zaczynają przygodę kierowcy, mają poważne szanse nabawienia się ciężkiej traumy. Stłuczka, otarcie, lądowanie w zaspie, przymusowy postój w wielokilometrowym korku za stojącym w poprzek drogi TIR-em, wreszcie poważny wypadek... Ilu z nas miało takie przygody - ręka do góry. Wystarczy, tak myślałem!
Temat przygotowania drogowców do walki z zimą to klasyczny evergreen - zawsze modny, wałkowany do znudzenia, z niezłymi perspektywami (niestety). Po prostu prawdziwy przebój wszech czasów. Wraca zawsze, jak "Last Christmas" zespołu Wham przed świętami Bożego Narodzenia.
Zdążyliście się zorientować, że mój komentarz jest dosyć cierpki. Nie może być inny. Nie dalej jak kilka tygodni temu wraz z moim zespołem wracałem z Warszawy do Krakowa z imprezy szkoleniowej. Cel osiągnęliśmy po 9 (słownie: dziewięciu) godzinach. W moim przypadku to mocno wyśrubowany rekord, choć nie mam złudzeń, że znalazłoby się wielu, którzy z politowaniem pokiwaliby głowami przypominając sobie "lepsze" wyniki w pokonywaniu znacznie krótszych tras. Miejscami droga krajowa nie nadawała się do jazdy. I co szczególnie bulwersujące: spotkaliśmy podczas naszej Odysei zaledwie trzy pługi!
Nawiasem mówiąc: trasa Kraków-Warszawa (i z powrotem) jest jedną z moich "ulubionych". Podróżny decydujący się na wariant przez Kielce i Radom napotka już wprawdzie na pewne usprawnienia w postaci obwodnicy Jędrzejowa, Skarżyska-Kamiennej i Białobrzegów (trochę szkoda, że pizzeria w Białobrzegach już nie po drodze), są partie nowego asfaltu w okolicach Miechowa, ale wciąż pomiędzy Kielcami a Radomiem na śmiałków czekają koleiny, kierowcy ciężarówek i policjanci. Przypomina mi się kolejny nieśmiertelny hit - "Chłopcy radarowcy". Niektórzy nasi stróże prawa zachowują się jakby żywcem wyjęto ich z przeboju Andrzeja Rosiewicza.
Wysokie miejsce w rankingu (myślę, że nie tylko moim) zajmuje także droga z Warszawy do Poznania. To wstyd, żeby szosa łącząca stolicę z najdynamiczniej rozwijającym się polskim miastem była w tak katastrofalnym stanie. To klasyczny "Road to Hell" (autor Chris Rea, popełnił chyba najpopularniejszy tzw. przebój drogi - przyp. TCz). Kolejną pozycję okupuje połączenie Krakowa z Tarnowem. Aby poprawić koszmarnie wypadające statystyki wypadków zastosowano niezbyt fortunne moim zdaniem rozwiązanie. Trasę naszpikowano wysepkami oraz światłami odblaskowymi. Te ostatnie powodują wrażenie jakbyśmy znajdowali się na pasie startowym lotniska, czynnego! Nic, tylko odfrunąć w rytm dźwięków "Learning to Fly" Floyd'ów.
Wróćmy jednak do tematu zimy i atrakcji z nią związanych. A konkretnie z jej odejściem, albo odchodzeniem i wracaniem. Wszystkim, którzy nie zauważyli sami ilu dziur przybywa w naszych drogach wiosną gdy zejdą śniegi polecam ostatni raport NIK-u. Fascynująca lektura. Wynika z niej, że jesteśmy bandą nieodpowiedzialnych osobników, którzy na własne życzenie pakują się w niezłe tarapaty. Uwierzcie, przyczyną wypadków na naszych drogach w dużym stopniu jest katastrofalny ich stan. To nie tylko brawura i bezmyślność kierowców spycha nas na peryferia bezpiecznej Europy. Swoją drogą radzę tym wszystkim, którzy uszkodzili koło lub zawieszenie próbując pokonać slalom między dziurami, by wzywali w takim wypadku policję, która ma obowiązek sporządzić notatkę z miejsca zdarzenia. Z takim papierkiem należy udać się do miejscowego zarządu dróg i domagać się odszkodowania. Zaręczam, to działa. Wypłata odszkodowań jest tańsza od utrzymania sieci dróg w należytym stanie. Trąci paranoją, ale jest szczerą prawdą.
Na koniec, korzystając z okazji rozpoczęcia nowego dwa tysiące szóstego rozdziału w dziejach tzw. naszej ery, życzę Wam, by krajowy evergreen pt. "Zima znów zaskoczyła drogowców" odszedł bezpowrotnie do lamusa. Życzę też sobie i Wam, by poprawił się stan polskich dróg. Pewne szanse są, bo zewsząd jesteśmy zapewniani o ogromnych środkach z budżetu unijnego. Czy doczekamy tego? Nie wiem. Nasze obecne samochody raczej nie, bez względu na to w jak dobrych rękach wylądują w przyszłości.
Tomasz Czopik