Nie lepiej...
Jak powszechnie wiadomo, stan polskich dróg jest nie najlepszy, a w dodatku ulega stałemu pogorszeniu. Głównie z powodu braku pieniędzy na budowę nowych arterii i modernizację - lub bodaj bieżące remonty - już istniejących. Równie powszechna - nie tylko wśród kierowców - jest opinia, że zły stan nawierzchni jest jedną z głównych przyczyn wypadków drogowych, a więc lepsze drogi gwarantowałyby poprawę bezpieczeństwa jazdy. Jest to oczywiście opinia słuszna, ale raczej teoretycznie.
W praktyce jednak, w naszych polskich realiach, ośmielam się wątpić, czy po lepszych szosach jeździlibyśmy bezpieczniej. Dobra jakość nawierzchni, podobnie jak dobra pogoda i dobry stan techniczny pojazdów zwiększają bezpieczeństwo jazdy, ale pod warunkiem, że dobry jest również stan umysłów kierowców, a z tym jest u nas równie kiepsko jak z drogami. Jeśli umysł kierowcy porażony bywa głupotą czy lekkomyślnością, albo zamroczony zmęczeniem czy - nie daj Bóg! - alkoholem, nawet najlepsza droga nie pomoże. Może nawet zaszkodzić! Wystarczy przeanalizować statystyki, by stwierdzić, że najwięcej wypadków - i to tych najcięższych - zdarza się przy bardzo dobrej pogodzie i na tych drogach, które są stosunkowo dobrze utrzymane. W takich właśnie warunkach najczęściej szaleją drogowi piraci, przysypiają zmęczeni kierowcy TIR-ów i sieją śmierć amatorzy jazdy "na gazie". Podstawowym elementem bezpieczeństwa na drogach są bowiem ludzie, którzy się po nich poruszają. Dopóki w tej dziedzinie nie będzie poprawy, dopóty nie będzie lepiej, choćbyśmy mieli drogi na najwyższym światowym poziomie, a nawet supernowoczesne autostrady.