Mniejsze silniki w F1?

Podczas ostatniego wyścigu o GP Wielkiej Brytanii na torze Silverstone doszło do spotkania głównych producentów silników F1 z przedstawicielem technicznym FIA, Charliem Whitingiem. Na spotkaniu dyskutowano o możliwości zredukowania mocy jednostek używanych w wyścigach "królowej sportów motorowych", by zmniejszyć osiągane prędkości, a tym samym poprawić bezpieczeństwo zarówno kierowców jak i widzów zgromadzonych przy torach. Rozmowy nie przyniosły żadnych konkretnych ustaleń, jednak wyznaczono kolejne spotkanie na koniec sezonu, na którym sprawa ograniczenia mocy w F1 ma być głównym tematem dyskusji.

Już od dawna przedstawiciele FIA zastanawiali się nad kwestią ograniczenia maksymalnych prędkości osiąganych na torach F1. Właśnie w tym celu zmieniono na początku bieżącego sezonu regulacje dotyczące aerodynamiki bolidów. Efekt okazał się żaden. Już podczas pierwszej tegorocznej Grand Prix kierowcy uzyskiwali czasy okrążeń o ponad dwie sekundy lepsze od zeszłorocznych rezultatów. Tak dobre wyniki tłumaczyć należy przede wszystkim nowoczesnymi oponami. Po latach przerwy do F1 powrócił Michelin. Francuska konkurencja zmobilizowała do cięższej pracy specjalistów z japońskiego Bridgestonea, przez co obie firmy stworzyły "gumy" dające znacznie większą przyczepność, niż te z przed roku. Nie należy zapominać również o rozwoju samych silników. Rokrocznie zespoły otrzymują zupełnie nowe jednostki, które z tej samej pojemności (maksymalnie 3.0 litra) uzyskują znacznie większą moc, co siłą rzeczy musi przekładać się na prędkość.

Reklama

W Formule 1 obowiązuje teraz jednak pakt ustawowy, zawarty pomiędzy zespołami F1 a FIA, który traci ważność dopiero w 2007 roku. Taki pakt wynegocjowali szefowie zespołów, a gwarantuje on im niezmienność przepisów w trakcie jego trwania. Dzięki niemu zespoły nie są narażone na częste zmiany przepisów ze strony FIA, które często przerywałyby prace badawcze i rozwojowe nad nowymi podzespołami. Jeżeli zatem FIA chce ograniczyć prędkości kosztem zmniejszenia pojemności silników musi uzyskać na to akceptację wszystkich szefów zespołów. A z tym może być ciężko...

- Pojemność silników nie może się zmienić do końca trwania obowiązującego paktu, czyli do 2007 roku. Wprawdzie rozmowy w tej kwestii będą jeszcze trwały, jednak nie sądzę byśmy znaleźli inne rozwiązanie - powiedział Dyrektor Sportowy BMW, Mario Theissen w niedawnym wywiadzie dla magazynu AutoSport.

Zmiany, które proponuje FIA, miałyby dotyczyć zmniejszenia pojemności silników z dotychczasowych 3.0 litrów do 2.5 litra oraz na zmniejszeniu liczby cylindrów z dotychczasowych 10 do 6. W zamian za to mają pojawić się turbosprężarki (zakazane w F1 od 1989 roku). Takie zmiany przyniosłyby stratę mocy o około 150 KM, w momencie gdy średnia moc silników F1 w chwili obecnej wynosi około 800 KM.

Niektórzy kierowcy chwalą pomysł FIA: - Faktycznie, silniki V6 wyraźnie ograniczyłyby prędkości, jednak nie sądzę, żeby Formuła 1 straciła przez nie na widowiskowości - powiedział Eddie Irvine, dla magazynu The Guardian. - Bolidy wydawałyby wtedy z siebie niesamowity dźwięk, gdyż silniki pracowałyby na obrotach rzędu 20000 obr/min. Ludzie chcą słyszeć ryk silników. Nie jest istotne, że bolid będzie jechał nieco wolniej. I tak nie będzie można tego uchwycić gołym okiem. Liczy się odgłos i wrażenie, że kierowcy "wyciskają" ze swoich maszyn wszystko, co się da. Uważam, że spektakl walczących ramię w ramię kierowców samochodami z silnikami o mocy 650 KM będzie dużo ciekawszy niż wyścig 850-konnych potworów wyposażonych w kontrolę trakcji.

Bez względu na to, czy w tym roku zapadnie jeszcze jakaś decyzja w tej sprawie, będzie ona kontrowersyjna dla niektórych zespołów, producentów silników, kierowców, czy też dla FIA. O porozumienie zatem z pewnością nie będzie łatwo.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: GP Wielkiej Brytanii | kierowcy | silniki | fia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy