Kontrowersyjna interwencja straży miejskiej. "Ratunku! Ja nic nie zrobiłem!"

Oburzenie internautów, atak hakerów, fanpage na Facebooku wzywający do likwidacji straży miejskiej, wnioski do miejskiej Komisji Bezpieczeństwa - to reakcje internautów na kontrowersyjny film, który w weekend pojawił się w sieci.

Można na nim zobaczyć, jak toruńscy strażnicy miejscy zatrzymują mężczyznę, który głośno krzyczy i wzywa pomocy.

Ratunku! Ja nic nie zrobiłem! - krzyczy na nagraniu zatrzymywany przez strażników mężczyzna. Dodaje też, że bolą go ręce, bo ma za mocno zaciśnięte kajdanki.

Całe zajście, które miało miejsce w sobotę ok. 14.30 obserwowało kilkunastu świadków. Wielu z nich filmowało akcję za pomocą telefonów komórkowych i wrzuciło nagrania do sieci.

Świadkowie mówią, że zatrzymany mężczyzna był przetrzymywany przez ok. 45 minut w niewygodnej pozycji. Twierdzą, też, że został brutalnie potraktowany przez strażników, bo nie reagował wezwanie zatrzymania się do kontroli dokumentów. Rzekomo nie mógł usłyszeć tych poleceń, bo miał słuchawki na uszach.

Reklama

Strażnicy miejscy przedstawiają inną wersję kontrowersyjnego incydentu. Po pierwsze, mężczyzna miał być pijany (na filmie słyszymy, jak krzyczy, że jest trzeźwy) i mieć we krwi aż 2 promile alkoholu.

Po drugie podstawą do zatrzymania miało być używanie wulgarnych słów w miejscu publicznym, odmowa okazania dokumentów i słowne ataki na samych strażników.

Funkcjonariusze tłumaczą, że musieli użyć siły. Dodają, że 45 minutowy przestój był konieczny, bo trzeba było poczekać na większy pojazd, który w tym momencie był potrzebny przy ochronie meczu. Uwieczniony na nagraniu mężczyzna trafił do policyjnej izby zatrzymań. Został wypuszczony, ale usłyszał zarzut znieważenia i naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego. Może trafić do więzienia nawet na 3 lata.

Trudno powiedzieć, kto jest winny tego, że zatrzymanie wyglądało tak, a nie inaczej. Z całą pewnością nie można tego orzec tylko na podstawie umieszczonych w sieci filmików. Mimo to wielu torunian ma w tej sprawie wyrobione zdanie i głośno mówi, że zachowanie strażników było niewłaściwe.

Kontrowersyjny film wywołał wiele, często bardzo gwałtownych reakcji. W poniedziałek późnym wieczorem stronę internetową toruńskich strażników miejskich zaatakowali hakerzy z grupy Anonymous.

Wyjaśnienia sprawy żądają też toruńscy radni. Paweł Gulewski z PO złożył już wniosek o wyjaśnienie sprawy na najbliższym posiedzeniu miejskiej Komisji Bezpieczeństwa. Szef straży ma wtedy dokładnie wyjaśnić, jak doszło do kontrowersyjnej interwencji i czy wszystko przebiegło zgodnie z przepisami.

Paweł Balinowski

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL