"Kierowców wziąć za mordę"

Ludwik XIV, "Król Słońce", uważał, że państwo to tyle samo, co jego osoba.

Mówiąc inaczej, co było dobre dla niego, miało być dobre dla Francji. Zapewne także na odwrót - ale "na odwrót" na pewno nie w tym sensie, że co było dobre dla Francji, musiało być dobre dla jej absolutnego władcy. Nie, po prostu to, co sam uważał za złe, musiało być złe dla Francji. To sposób rozumowania typowy dla egotystów, którzy w całym swym życiu kierują się tzw. filozofią Kalego.

Sienkiewiczowski Kali ("zły uczunek: ktoś ukraść krowę Kalemu; dobry uczynek - Kali ukraść komuś krowę") drzemie w każdym człowieku, myślę, że takie egotystyczne myśli miewają i osoby pokroju Matki Teresy z Kalkuty.

Reklama

"Filozofia Kalego" przestaje być jednak śmieszna, jeśli w dobie demokracji oficjalnie - i publicznie - zaczyna ją wyznawać tzw. klasa polityczna. Bo to politycy - nasi przedstawiciele - stanowią prawo. I jeśli prawo już obowiązuje, nie mogą stawiać się ponad nim czy obok niego.

Tak samo jak bohaterowie mojego poprzedniego felietonu - bezmyślni policjanci i ich jeszcze bardziej bezmyślny dowódca - nie mogą udawać, że tak naprawdę to oni przestrzegają w ogóle prawa, ale akurat w tym momencie... akurat w tej sytuacji... bo ja... bo ona... bo proszę pani ja się zagapiłam... To nie przedszkole! Parafrazując stary dowcip (o grze w pokera, św. Piotrze i Jezusie, "tylko bez cudów, tu chodzi o pieniądze"), panowie władza muszą pamiętać, że prawo to nie zabawa, tu chodzi o pieniądze. A w tym akurat przypadku nawet o zdrowie i życie.

Nie potrafię przejść do porządku dziennego nad faktem, że w atmosferze powszechnego u polityków biadolenia i gęgania na temat bezpieczeństwa na naszych drogach - a konkretnie jego braku - i hekatomby ofiar po każdym święcie czy dłuższym weekendzie - w tej atmosferze uwalona została tzw. ustawa fotoradarowa.

Ja wiem, że tej ustawy nie może pokochać żaden kierowca, bo ona ma nas, kierowców, wziąć za mordę. Ale za to po równo wszystkich, a w dodatku pod nadzorem prawdziwych fachowców od motoryzacji, ruchu drogowego i dróg, a nie polityków, co całej imprezie przydaje (przynajmniej w moich oczach) sensowności. Bo niezależnie od niechęci, jaką żywię - jak każdy normalny kierowca - do ograniczeń prędkości, w końcu nie zawsze jestem kierowcą, podobnie moi bliscy. Więc lobbuję za tą ustawą na tej samej zasadzie, na której zawsze lobbowałem za zapinaniem pasów bezpieczeństwa i jazdą na światłach: jeśli to uratuje choć jedno ludzkie życie (może nawet moje, do cholery!), to warto.

Piszę to w niedzielę, 3 maja, przed ogłoszeniem ostatecznych "wyników rozgrywek" po majowym weekendzie. Już jednak wiadomo, że zginęło 45 osób. To tak, jakby naraz umarli wszyscy pasażerowie jednego autobusu w godzinach szczytu. Niestety, w kraju, w którym narodową żałobę dekretuje się przy każdej okazji, przy której można się pokazać ze zbolałą miną przed kamerami, można sobie beztrosko i bezkarnie pozwolić na blokowanie ustawy, która ma szansę przybliżyć nas do unijnoeuropejskiego poziomu bezpieczeństwa na drogach.

Najpierw - jeszcze w fazie konsultacji - usiłowali ją zablokować urzędnicy, którym odbiera władzę i prerogatywy. Bo "państwo to ja", czyli ja mam nadal mieć władzę, niezależnie od kompetencji. Potem blokowali ją posiadacze różnych immunitetów, którym odbiera bezkarność. Bo "państwo to ja", czyli mnie nie wolno karać za jazdę po pijaku, pod prąd itp.

A teraz dowiadujemy się, że ustawa pójdzie do Trybunału Konstytucyjnego. Bo jej nie konsultowano z Krajową Radą Sądowniczą, bo decyzje o karze mają natychmiastową wykonalność i bo w efekcie jej działania kierowcy można zlicytować samochód na poczet niepłaconego mandatu.

To nawet brzmi sensownie, tylko że jeśli chodzi o zlicytowanie auta, to po pierwsze, dotyczy to tylko kierowców - obcokrajowców, co stosuje się na całym świecie, a po drugie, taki zapis istnieje już od 2001 roku w innej ustawie, o transporcie drogowym. Tamże występuje też klauzula natychmiastowej wykonalności decyzji administracyjnej. To tamte zapisy nie są niekonstytucyjne... A jeśli chodzi o konsultacje z Radą Sądowniczą, to właśnie o uchylanie immunitetów chodziło...

A obok oficjalnego wytłumaczenia pojawia się i nieoficjalne - że ustawę trzeba zablokować dla zasady. Bo kiedyś zablokowano (czy może skrytykowano, już nie pamiętam) inną ustawę. Tyle że krytykował (czy blokował) autor obecnej ustawy, a ówczesnym autorem był ktoś, kto blokuje teraz - czy jakoś tak. Bo państwo to ja i nikt mi nie będzie podskakiwał. I taka informacja - niby nieoficjalna, ale głośna - idzie w polskich mediach w świat. Czyli - znów mamy wojnę na górze. Czyli - jak u Reja - "ksiądz pana wini, pan księdza, a nam prostym zewsząd nędza".

A ja - jak miliony Polaków - naprawdę mam w nosie, jaka partia jest u władzy i kto jest prezydentem. Ale jako obywatel tego kraju PŁACĘ PODATKI, a więc UTRZYMUJĘ tych ludzi, którzy tu rządzą w MOIM imieniu i z MOJEGO nadania. A w zamian życzę sobie, żeby zachowywali się rozsądnie. Nie wymagam nieludzkich wytrysków altruizmu i wyrozumiałości dla wrogów.

Chcę, by było rozsądnie i bezpiecznie, bo rozsądek i bezpieczeństwo są dobre dla mnie, czyli... dla państwa.

Bo tak naprawdę państwo to ja - jego obywatel. Maciej Pertyński

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Słońce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy