Kierowca sparaliżował ratowników w Tatrach. Nie żyje

Mimo dramatycznych przekazów płynących z Włoch czy Hiszpanii, wiele osób bagatelizuje zalecenia władz i zdaje się nie dostrzegać zagrożenia epidemią.

Skrajną nieodpowiedzialnością wykazał się pewien kierowca ciężarówki ze Słowacji, o którym rozpisują się lokalne media. Mężczyzna złamał zasady kwarantanny i wybrał się ze swoim 34-letnim krewnym - również zawodowym kierowcą - w Tatry. Ich wyprawa miała tragiczny finał. Pomysłodawca górskiej wycieczki nie żyje, a ratownicy górscy nie mogą zwieźć z gór jego ciała. Kontakt ze zwłokami oznaczałby dla nich kwarantannę, co całkowicie sparaliżowałoby słowackie ratownictwo górskie!

Jak informuje lokalny serwis "Nowy Cas", tragedia wydarzyła się w minioną niedzielę. Mężczyźni - mimo kwarantanny (!) zdecydowali się wejść na szczyt Wysoka, nie zważając na trudne warunki atmosferyczne. W Tatrach wiał silny wiatr, a temperatura na szycie wynosiła minus dziesięć stopni Celsjusza. Sam szczyt jest zaliczany do jednych z najtrudniejszych w Tatrach, nie prowadzi na niego żaden znakowany szlak. 

Reklama

53-letni Branislav pośliznął się i spadł w przepaść, o czym ratowników zawiadomił jego krewny.

Na pomoc ruszyli ratownicy górscy ze słowackiej Horskiej Zachrannej Słuzby. Okazało się, że mężczyzna nie żyje - jego ciało, w rejonie północnej ściany Wysokiej, udało się zlokalizować dopiero w poniedziałek. Ratownicy stanęli wówczas przed trudnym wyborem - zwiezienie zwłok z dużej wysokości wymagałoby zaangażowania 14 osób, które musiałyby następnie poddać się kwarantannie, co wyłączyłoby ich z działania. A to doprowadziłoby do paraliżu - obecnie na kwarantannie znajduje się już bowiem 20 ratowników Horskiej Zachrannej Służby. 

Akcję mógłby oczywiście wspomóc śmigłowiec ale kwarantanna jego załogi uziemiłaby maszynę na dwa tygodnie. W efekcie zdecydowano się na pozostawienie ciała w górach. W obecnych warunkach nie wiadomo, kiedy możliwe będzie zorganizowanie akcji transportu zwłok.

O rozsądek apelują też pracownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na stronach "Portalu Tatrzańskiego" ukazał się dramatyczny apel TOPR. Czytamy w nim, że "Zespół ratowników, pilotów i mechaników śmigłowca jest tak mały, że w krótkim czasie nawet podejrzenie zachorowania w naszym gronie może spowodować drastyczne ograniczenie możliwości działania". 

Ratownicy TOPR proszą o rezygnację z górskich wyjść nawet mieszkańców Podhala, których nie obowiązuje zakaz poruszania się po terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. "ZASTANÓW SIĘ CZY RZECZYWIŚCIE MUSISZ IŚĆ W TATRY?" - kończą apel ratownicy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy