Jeremy Clarkson znów szokuje. I znów unika kary
Prezenter popularnego programu Top Gear Jeremy Clarkson, może oddychać z ulgą. BBC nie wyciągnie przeciwko niemu konsekwencji za niecenzuralne zachowanie.
Na starym filmie, który wyciekł do internetu, Jeremy Clarkson usiłuje wybrać miedzy dwoma samochodami, na zasadzie dziecięcej wyliczanki. Problem polegał na tym, że znajdowało się w niej określenie, które należy do rasistowskich obelg, zwane eufemistycznie "N-word".
Mimo iż prezenter starał się to słowo zakamuflować, jest ono rozpoznawalne. Specjalna komisja BBC postanowiła jednak, że nie zostaną wyciągnięte wobec niego konsekwencje, ponieważ filmu tego nie wyemitowano na antenie.
Po ujawnieniu nagrania, Jeremy Clarskon, publicznie przeprosił swych fanów. W specjalnie nagranym komunikacie zapewnił, że nie zrobił tego celowo, a gdy zorientował się, iż mimo jego starań, rasistowska obelga nadal jest na filmie słyszalna, natychmiast interweniował.
W rezultacie filmu nie włączono do programu. W wersji, która trafiła na antenę, kontrowersyjne słowo zamieniono zupełnie innym określeniem. Krytycy Jeremiego Clarksona są jednak oburzeni jego zachowaniem i tolerancyjną BBC. Ich zdaniem korporacja postąpiła w ten sposób z obawy przed utratą Clarksona, który mógłby przejść do konkurencji. Nie przekonuje ich również tłumaczenie prezentera, w którym on sam utrzymuje, że za wszelką cenę chciał uniknąć wypowiedzenia rasistowskiej obelgi. Gdyby faktycznie chciał tak zrobić - dodają jego krytycy - zrezygnowałby z tej wyliczanki w ogóle.
Z kolei obrońcy Clarksona wskazują, że poprawność polityczna powoli przekracza granice absurdu, skoro prezentera krytykuje się za mamrotanie pod nosem słów, które nigdy nie trafiły na antenę.