Horror na torze (film)

Sporty motorowe niejako z definicji niosą ze sobą ryzyko.

Jednak w ostatnich latach technika w zakresie bezpieczeństwa poszła do przodu tak bardzo, że rzadko dochodzi do śmiertelnych wypadków. Częściej giną niezabezpieczeni widzowie niż kierowcy czy piloci, którzy przypięci są wielopunktowymi pasami, maja na głowach kaski, a ubrani są w niepalne kombinezony.

O wysokiej jakości stosowanych zabezpieczeń przekonał się również Robert Kubica, który dwa lata temu wyszedł praktycznie bez szwanku z wypadku, którgo kilka lat wcześniej nie miałby prawa przeżyć.

Niestety, czasem dochodzi do tragicznych zdarzeń, w których największe znaczenie ma po prostu... pech. W takich właśnie okolicznościach zginął w miniony weekend 18-letni kierowca Formuły 2, Henry Surtees.

Reklama

Henry był synem Johna Surteesa, jedynego człowieka w historii, który został mistrzem świata Formuły 1 (w barwach Ferrari w 1964 roku) oraz motocyklowych Grand Prix (aż siedmiokrotnie).

Henry Surtees w tym roku po raz pierwszy ścigał się w Formule 2, dokąd trafił z Formuły Renault. W sobotnim wyścigu na angielskim torze Brands Hatch po raz pierwszy stanął na podium, zdobywając 3. miejsce.

W niedzielę, podczas 10. okrążenia wyścigu został uderzony w głowę kołem oderwanym od bolidu Jacka Clarke'a, który stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w barierę zabezpieczającą.

Surtees natychmiast po uderzeniu kołem stracił przytomność. Jego bolid nieco wytracił prędkość i na najbliższym zakręcie pojechał prosto, również odbijając się od bariery.

Pierwszej pomocy 18-latkowi udzielono już na torze. Następnie helikopterem przetransportowano go do szpitala. Wieczorem lekarze poinformowali, że młody kierowca zmarł nie odzyskując przytomności.

Wypadek Henry'ego Surteesa:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sporty | henry | film | horrory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy