GP USA - 20 zwycięstwo Hakkinena

Mika Hakkinen (McLaren) sprawił sobie bardzo miły prezent urodzinowy, wygrywając dzisiejszy wyścig o GP USA na torze Indianapolis. Fin dwa dni temu skończył 33 lata i 20 zwycięstwo w karierze z pewnością było jego głównym życzeniem przy zdmuchiwaniu świeczek na urodzinowym torcie. Dziś marzenie to spełniło się i przedostatnia eliminacja tegorocznego sezonu padła łupem "Latającego Fina". Ma to dodatkowo specjalne znaczenie, gdyż w przyszłym sezonie nazwiska Hakkinen zabraknie na liście startowej F1. Dwukrotny mistrz świata postanowił bowiem zrobić sobie przerwę w sportowej karierze i rozstać się z wyścigami, by poświęcić więcej czasu rodzinie.

Drugie miejsce w Grand Prix USA wywalczył tegoroczny mistrz świata Michael Schumacher (Ferrari), a ostatni stopień podium zajął David Coulthard (McLaren). Do mety nie dotarł Rubens Barrichello (Ferrari), któremu na dwa okrążenia przed końcem wyścigu posłuszeństwa odmówił silnik. Zmalały zatem szanse Brazylijczyka na zdobycie tegorocznego wicemistrzostwa. Przed wieńczącą sezon GP Japonii "Rubinho" traci do drugiego w stawce Coultharda 7 punktów.

Początek dnia nie zapowiadał wcale sukcesu Hakkinena. Podczas porannej rozgrzewki Fin wyjechał na tor kiedy kierowców obowiązywała czerwona flaga. Mika został za to ukarany przez stewardów przesunięciem o dwa pola startowe z wywalczonego wczoraj drugiego na czwarte. Sam start w jego wykonaniu również pozostawiał wiele do życzenia, jednak już sam wyścig, realizujący doskonałe założenia taktyczne ekipy McLarena, był najwyższych lotów. Hakkinen wystartował z pełnym bakiem paliwa, co w początkowej fazie wyścigu wymuszało słabsze czasy okrążeń. Jednak w momencie gdy wszyscy zjechali do boksów na zmianę opon i dotankowanie Mika pozostał na trasie i lekkim (z małą ilością pozostałego paliwa) szybko odrabiał straty powstałe w początkowej fazie wyścigu. Gdy w końcu Fin zjechał na swój jedyną pit-stop okazało się, że wyjechał przed Michaelem Schumacherem, a to właśnie było celem ekipy z Woking. Na prowadzeniu znajdował się wprawdzie Rubens Barrichello, jednak Brazylijczyk jechał z taktyką dwóch pit-stopów i jeszcze raz musiał zawitać w boksach. Gdy do tego doszło prowadzenie objął Hakkinen i nie wypuścił go z rąk już do powiewającej flagi w szachownicę.

Reklama

Barrichello próbował jeszcze w końcówce wyścigu dogonić prowadzącego Fina, jednak awaria silnika Ferrari uniemożliwiła mu dalszą jazdę. Na dwa okrążenia przed metą Bazylijczyk musiał uznać wyższość wadliwej maszyny i wycofał się z wyścigu. Stracił zatem pewne sześć punktów, które mógłby zdobyć za niecałe 9 kilometrów. Zmalały zatem jego szanse na dogonienie Davida Coultharda w walce o wicemistrzostwo. W ostatnim wyścigu Barrichello musiałby zdobyć o siedem punktów więcej od Szkota.

Do mety nie dotarły również oba Williamsy-BMW. Na 36 okrążeniu wypadł z trasy Ralf Schumacher, a dwa "kółka" później awaria dotknęła bolid Juana Pablo Montoyi. Z pewnością bardziej przykre było wycofanie się z walki Kolumbijczyka, gdyż w wyścigu spisywał się bardzo dobrze. Kilka okrążeń wcześniej wyprzedził na trasie samego Michaela Schumachera.

Po zakończeniu wyścigu okazało się, że stewardzi zdyskwalifikowali Jarno Trulliego (Jordan-Honda) pozbawili go czwartego miejsca. Powodem ukarania Włocha było stwierdzenie podczas kontroli zbytniego zużycia drewnianej deski umocowanej na podwoziu (bottom step). Wymieniona część miała w efekcie mniejszą grubość od wymaganej (o 1,5 mm). Ekipa Jordana zapowiedziała apelację.

GP USA była przedostatnią eliminacją w tegorocznym kalendarzu F1. Za dwa tygodnie odbędzie się wyścig w Japonii, który zakończy zmagania w 2001 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mistrz świata | FINA | wyścig | barrichello | hakkinen | USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy