Eco driving - sposób na oszczędność paliwa, środowiska i pieniędzy

Eco driving. "Eco" w tej obcojęzycznej, zadomowionej już jednak w motoryzacyjnej polszczyźnie zbitce pochodzi zarówno od słowa "economy", czyli ekonomia, jak i "ecology" - ekologia.

Tak się bowiem składa, że w przypadku napędzanych silnikami spalinowymi pojazdów mechanicznych jazda ekonomiczna oznacza również ekologiczną. I odwrotnie. Przecież im mniejsze zużycie paliwa (ekonomia), tym mniejsza również emisja zawartych w spalinach szkodliwych substancji chemicznych (ekologia). Ta właśnie zależność sprawia, że w trudnych dla naszych kieszeni czasach, dobie rosnących cen produktów ropopochodnych i zastoju gospodarczego, eco driving stale zyskuje na popularności.

Aby w pełni wykorzystać jego zalety trzeba poczynić pewne przygotowania już na postoju. Z praw fizyki wynika, że im cięższe ciało, tym większej energii trzeba użyć, aby wprawić je w ruch i w ruchu tym utrzymać. Wydatek energii wiąże się wprost ze zużyciem paliwa. Dlatego producenci aut tak wytrwale walczą o obniżenie masy oferowanych przez siebie pojazdów. Liczy się każdy kilogram. Pozbądźmy się więc z samochodu wszelkich niepotrzebnie obciążających go przedmiotów. Jeżeli dzięki temu uda się nam zmniejszyć spalanie o, powiedzmy, 0,1 litra na 100 km, wówczas w rozrachunku rocznym, przy przebiegu 15 000 km, pozwoli to zaoszczędzić 15 l paliwa wartego ponad 80 zł. Dla wielu osób to całkiem niezła dniówka...

Reklama

Istotny wpływ na zużycie paliwa ma aerodynamika samochodu. Nie psujmy jej przez wożenie zbędnego bagażnika dachowego!

I jeszcze jeden, często lekceważony czynnik - ciśnienie powietrza w oponach. Zbyt niskie oznacza zwiększone opory toczenia, a zatem i szybsze opróżnianie baku.

Przygotowani? No to możemy ruszać... Ale jak? Delikatnie czy dynamicznie? Fachowcy radzą, aby gazu dodawać energicznie, wciskając pedał przyspieszenia mniej więcej na 3/4 głębokości. Chodzi o to, by możliwie jak najszybciej osiągnąć pożądany poziom obrotów silnika. Później powinniśmy starać się utrzymywać możliwie jak najniższe obroty (nie przekraczać 2500 obr./min) jednocześnie jadąc na na możliwie najwyższym biegu. Bez obaw - współcześnie produkowanym silnikom taka taktyka na pewno nie zaszkodzi. Niektóre samochody same "podpowiadają" moment zmiany biegu, poprzez informacje na tablicy wskaźników. Warto dostosowywać się do tych wskazówek choćby nawet niekiedy wydawały nam się... dziwne.

Uważnie obserwujmy otoczenie i przewidujmy wydarzenia. Jeżeli widzimy, że na sygnalizatorze przed następnym skrzyżowaniem zaświeciło się właśnie czerwone światło, zawczasu zdejmijmy nogę z gazu. Starajmy się nie nadużywać hamulców. Gdy tylko to możliwe, hamujmy silnikiem. W takiej sytuacji nasz pojazd praktycznie nie zużywa paliwa, w przeciwieństwie do jazdy na tzw. luzie, co łatwo sprawdzić na pokładowym komputerze.

Szarpanina, nieustanne mieszanie biegami, gwałtowne przyspieszanie i równie ostre hamowanie, częste zmiany pasów, a zatem wszystko, co zwykliśmy uznawać za jazdę dynamiczną, "męską" na pewno nie ma nic wspólnego z eco drivingiem i musi mocno odbijać się na portfelu.

Jadąc pamiętaj zawsze, że każdy włączony w samochodzie odbiornik energii oznacza wzrost, choćby nieznaczny, zużycia paliwa. Klimatyzacja, radio, światła mijania (cóż, w Polsce są obowiązkowe, ale za granicą już nie zawsze - warto to sprawdzić przed wyjazdem lub obserwować zachowanie miejscowych kierowców), urządzenia (np. lodówka) podłączone do gniazdek 12V. Jeżeli chcesz zaoszczędzić parę groszy, a możesz się obyć bez wspomnianych udogodnień - po prostu je wyłącz.

Eco driving to także planowanie. Zanim wyruszysz w drogę zastanów się, którędy pojedziesz. Czasem warto nieco nadłożyć kilometrów, ale dzięki temu uniknąć korków. Albo odwrotnie: poszukać rozsądnego skrótu. Płynność ruchu, możliwość utrzymywania stałej, optymalnej prędkości ma kapitalne znaczenie dla zużycia paliwa. Zresztą... Może da się załatwić sprawę w ogóle bez użycia samochodu? Tak będzie prawdopodobnie najbardziej "eco".

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama